Выбрать главу

— Wilhelm Fridén, Vasagatan 38, Göteborg. Urodzony trzeciego października 1924 roku — przeczytała głośno.

— Wczoraj rozmawiałem w przelocie z Martinem. Nie znalazł nic na jego temat, żadnych związków z Fjällbacką, żadnej kryminalnej przeszłości. Zupełnie nic. A tak w ogóle o której umówiłaś się z tym gościem od medalu?

— O dwunastej, w jego antykwariacie — odparła, dotykając kieszeni, do której włożyła zawinięty w miękką szmatkę medal.

— Poczekacie z Mają w samochodzie czy pójdziecie na spacer, gdy będę rozmawiał z Fridénem? — spytał Patrik, wjeżdżając na parking przy Vasagatan.

– Że co? — oburzyła się. — Oczywiście, że pójdę z tobą.

— Przecież nie możesz… A Maja? — nieporadnie tłumaczył Patrik, choć już wiedział, dokąd go ta dyskusja zaprowadzi i na czym stanie.

— Jeśli ty mogłeś ją zabrać na miejsce zbrodni i do komisariatu, to może iść z nami do dziadka, któremu stuknęła osiemdziesiątka — stwierdziła Erika tonem, który nie pozostawiał złudzeń: koniec dyskusji.

— Okej — westchnął Patrik. Wiedział, że został pokonany.

Weszli na trzecie piętro kamienicy z początków poprzedniego wieku i zadzwonili do drzwi. Otworzył mężczyzna około sześćdziesiątki. Spojrzał na nich pytającym wzrokiem.

— Słucham. Państwo w jakiej sprawie?

Patrik pokazał odznakę policyjną.

— Patrik Hedström, jestem z policji w Tanumshede. Mam kilka pytań do pana Wilhelma Fridéna.

— Kto przyszedł? — Z głębi mieszkania dobiegł słaby kobiecy głos. Mężczyzna odwrócił się i odkrzyknął: — Jakiś policjant pyta o tatę! — Po czym zwrócił się do Patrika: — Nie mam pojęcia, dlaczego policja interesuje się ojcem, ale proszę wejść.

Odsunął się, wpuścił go do środka i ze zdziwieniem uniósł brwi, gdy za nim weszła Erika z Mają na ręku.

— Widzę, że do policji przyjmują coraz młodsze roczniki — zauważył z rozbawieniem.

Patrik uśmiechnął się z zażenowaniem.

— To moja żona, Erika Falck, i nasza córeczka Maja. One… to znaczy moja żona jest osobiście zainteresowana sprawą, która jest przedmiotem naszego dochodzenia, i… — Urwał. Nie da się logicznie uzasadnić, dlaczego policjant zabiera na przesłuchanie żonę i roczne dziecko.

— Przepraszam, nie przedstawiłem się. Göran Fridén. Jestem synem Wilhelma, o którego pan pyta.

Patrik przyjrzał mu się: mężczyzna średniego wzrostu, o siwych, lekko kręconych włosach i niebieskich, przyjaźnie patrzących oczach.

— Zastałem pańskiego ojca? — spytał Patrik, idąc za nim przez długi przedpokój.

— Niestety, za późno na pytania. Ojciec umarł dwa tygodnie temu.

— Ach tak — powiedział zaskoczony Patrik.

Nie spodziewał się tego. Był pewien, że mimo podeszłego wieku Fridén żyje, skoro w ewidencji ludności nie figuruje jako zmarły. Zapewne dlatego, że umarł niedawno. Wiadomo, że musi minąć trochę czasu, nim dane trafią do ewidencji. Był zawiedziony. Intuicja podpowiadała mu, że to ważny trop. Czyżby miał się urwać?

— Jeśli pan chce, możecie porozmawiać z moją matką — powiedział Göran, wskazując drzwi do salonu. — Nie wiem, co to za sprawa, ale jeśli nam państwo opowiedzą, może będzie umiała pomóc.

Z kanapy podniosła się drobna, krucha, siwowłosa staruszka. Na swój sposób ładna. Podeszła do nich z wyciągniętą dłonią.

— Märta Fridén. — Przyjrzała im się z ciekawością i uśmiechnęła się szeroko na widok Mai. — Witaj, skarbie! Jak ma na imię?

— Maja — odparła z dumą Erika. Od razu poczuła do niej sympatię.

— Cześć, Maju — powiedziała Märta i pogłaskała Maję po policzku.

Maja była zachwycona, że zwracają na nią uwagę, ale natychmiast zaczęła wierzgać, bo w rogu kanapy zobaczyła starą lalkę.

— Nie, Maju — powiedziała surowo Erika, przytrzymując córkę.

— Niech jej pani pozwoli obejrzeć lalkę. — Märta niedbale machnęła ręką. — Nie ma tu nic, czego nie mogłaby dotknąć. Od śmierci Wilhelma coraz wyraźniej zdaję sobie sprawę, że niczego nie zabierzemy do grobu. — Posmutniała.

Syn podszedł i objął ją.

— Usiądź, mamo. Zrobię gościom kawę. Przez ten czas będziecie mogli spokojnie porozmawiać.

Märta patrzyła za nim, gdy szedł do kuchni.

— Dobry z niego chłopak — powiedziała. — Staram się nie być dla niego ciężarem. Dzieci powinny żyć własnym życiem. On chwilami jest aż za dobry, żeby mu to miało wyjść na zdrowie. Wilhelm był z niego bardzo dumny.

Na chwilę zatopiła się we wspomnieniach. Po chwili zwróciła się do Patrika:

— Więc o czym policja chciała mówić z moim mężem?

Patrik chrząknął. Czuł, że wkracza na cienki lód. Może wyciągnie na światło dzienne rzeczy, o których ta sympatyczna stara dama wolałaby nie wiedzieć. Nie miał jednak wyboru. Nieśmiało zaczął opowiadać.

— Prowadzimy śledztwo w sprawie morderstwa popełnionego we Fjällbace, niedaleko stąd, na północy. Pracuję w komisariacie policji w Tanumshede, a Fjällbacka podlega dystryktowi policji Tanum — tłumaczył.

— Morderstwo, mówi pan. Niesłychane — powiedziała Märta, marszcząc czoło.

— Tak. Zamordowany nazywał się Erik Frankel.

Patrik zrobił przerwę. Czekał na jej reakcję, ale na ile mógł to ocenić, nic jej nie mówiło to nazwisko. Potwierdziła to.

— Erik Frankel? Nic mi to nie mówi. Jaki to ma związek z Wilhelmem?

Z ciekawości aż pochyliła się do przodu.

— Otóż wspomniany Erik Frankel — Patrik zawahał się — przez niemal pięćdziesiąt lat co miesiąc przelewał pieniądze na konto Wilhelma Fridéna. Pani męża. Z oczywistych względów zastanawiamy się, z jakiego powodu to robił i co ich łączyło.

— Wilhelm otrzymywał pieniądze od… od Erika Frankla, zamieszkałego we Fjällbace? — Märta była szczerze zdumiona.

Göran wszedł do pokoju z tacą z filiżankami i spojrzał na nich z zaciekawieniem.

— O co chodzi? — spytał.

— Pan policjant mówi, że zamordowany mężczyzna nazwiskiem Erik Frankel co miesiąc przez pięćdziesiąt lat wpłacał pieniądze na konto twojego ojca.

— Co ty mówisz? — zdumiał się Göran, siadając na kanapie obok matki. — Ojca? Dlaczego?

— Tego właśnie nie wiemy — powiedział Patrik. — Mieliśmy nadzieję, że sam nam to powie.

— Lala — powiedziała z zachwytem Maja, podnosząc lalkę, żeby ją pokazać Märcie.

— Tak, lala. — Märta uśmiechnęła się do Mai. — Bawiłam się nią, gdy byłam mała.

Maja przytuliła lalkę do piersi. Märta nie mogła się na nią napatrzeć.

— Urocze dziecko — powiedziała.

Erika przytaknęła z zapałem.

— Jakie to były kwoty? — spytał Göran, nie odrywając wzroku od Patrika.

— Nic wielkiego. W ostatnich latach dwa tysiące koron miesięcznie. Suma z czasem rosła, jak się zdaje, w miarę utraty wartości pieniądza. Czyli jej wartość była stała.

— Ale dlaczego tata nigdy nam o tym nie powiedział? — spytał Göran, patrząc na matkę.

Powoli potrząsnęła głową.

— Nie mam pojęcia, mój kochany. Ale myśmy nigdy nie rozmawiali o pieniądzach. To była jego sprawa. Moją był dom. Taki był zwyczaj w naszym pokoleniu. Taki mieliśmy podział obowiązków. Gdyby nie Göran, teraz w ogóle bym sobie nie poradziła z tymi wszystkimi rachunkami, ratami i tak dalej.

Położyła dłoń na ręce syna, a on odwzajemnił uścisk.

— Mamo, wiesz, że z przyjemnością ci pomagam.