— A pańskie poglądy? Sam je pan wybrał?
Martin był naprawdę ciekaw. Nie potrafił zrozumieć ludzi odrzucających część ludzkości. Nie rozumiał, co nimi kieruje. Budzili w nim odrazę, a z drugiej strony zaciekawienie. Był to ten rodzaj ciekawości, z jaką dziecko usiłuje rozebrać radio na części, żeby sprawdzić, jak działa.
Ringholm długo milczał. Zastanawiał się, bo poważnie potraktował jego pytanie.
— Poglądów nie zmieniłem. Widzę błędy w funkcjonowaniu państwa i interpretuję je po swojemu. Uważam za swój obowiązek je naprawiać.
— Ale dlaczego oskarżacie całe grupy etniczne i narody…
Martin potrząsnął głową. Nie mógł pojąć takiego sposobu rozumowania.
— Popełnia pan błąd, postrzegając ludzi jako jednostki — odparł Ringholm sucho. — Człowiek nigdy nie był jednostką. Zawsze był częścią grupy, zbiorowości. Od stuleci grupy ścierały się ze sobą, walczyły o miejsce w hierarchii, w porządku świata. Można oczywiście życzyć sobie, żeby tak nie było. Ale tak jest. I choćbym nie stosował przemocy, żeby zabezpieczyć swoje miejsce na ziemi, to mnie ostatecznie przypadnie zwycięstwo w walce o porządek świata. Bo historię zawsze piszą zwycięzcy.
Umilkł i spojrzał na Martina. Martina przeszył dreszcz, chociaż spocił się od szybkiego marszu. Przerażający fanatyzm. Zrobiło mu się zimno na myśl, że nie ma sposobu, żeby przekonać Ringholma i jemu podobnych, że mają fałszywy ogląd rzeczywistości. Można ich tylko powstrzymywać, ograniczać, tępić. Dotychczas Martin wierzył, że jeśli rozmawiając z drugim człowiekiem, używa się argumentów, dochodzi się do sedna problemu, a zatem można coś zmienić. Ale we wzroku Ringholma ujrzał furię i nienawiść, które uniemożliwiały dotarcie do tego sedna.
16
Fjällbacka 1944
— Doskonałe — powiedział Vilgot, biorąc dokładkę smażonej makreli. — Pyszne, Bodil.
Nie odpowiedziała, z ulgą spuściła głowę. Pochwały męża odbierała jak nagrodę za to, że jest zadowolony.
— Pamiętaj, chłopcze, przed żeniaczką musisz się przekonać, co dziewczyna potrafi w kuchni i w łóżku!
Wymachując widelcem, roześmiał się na całe gardło. Usta miał pełne jedzenia.
— Vilgot! — upomniała go Bodil z oburzeniem, ale nie odważyła się powiedzieć więcej.
— Niech się chłopak uczy — odparł Vilgot, nakładając sobie jeszcze piure z ziemniaków. — A w ogóle to możesz być dumny z ojca. Właśnie dzwonili z Göteborga. Firma tego Żyda Rosenberga zbankrutowała, ponieważ w ciągu ostatniego roku odebrałem mu dużo kontraktów. To dopiero! Jest co świętować! Z nimi tak trzeba. Na kolana, batem, i puścić z torbami.
— Teraz takie czasy, że trudno mu będzie się utrzymać — wymsknęło się Bodil. W tej samej chwili zdała sobie sprawę, że popełniła błąd.
— Co chcesz przez to powiedzieć, moja droga? — spytał Vilgot podejrzanie łagodnym tonem, odkładając sztućce. — Żal ci ich? Rozwiń tę myśl, proszę.
— Nie, nic z tych rzeczy — odparła, nie podnosząc wzroku.
Miała nadzieję, że okazując uległość, wyjdzie z tego cało. Ale w oczach Vilgota już się pojawił znajomy błysk. Całą uwagę skupił na żonie.
— Ale ja proszę, mów dalej. Jestem bardzo ciekaw, co masz do powiedzenia.
Frans wodził wzrokiem od matki do ojca, a w dołku rosła mu coraz większa gula. Widział, że matka drży ze strachu, a oczy ojca błyszczą, jak zawsze w takich sytuacjach. Chciał poprosić, żeby mu pozwolono odejść od stołu, ale zrozumiał, że już za późno.
Matka najpierw musiała kilka razy przełknąć ślinę. Potem powiedziała urywanym ze zdenerwowania głosem:
— Pomyślałam o jego rodzinie. Że w dzisiejszych czasach nie będzie mu łatwo znaleźć nowe źródło utrzymania.
— Bodil, mówimy o Żydzie. — Vilgot mówił powoli, jakby upominał dziecko.
Chyba właśnie ten ton ją poruszył, bo podniosła głowę i z pewną przekorą powiedziała:
— Przecież Żydzi to też ludzie, i tak samo jak my muszą wykarmić dzieci.
Frans czuł, jak gula w dołku rozrasta się do monstrualnych rozmiarów i zaczyna go dławić. Chciał krzyknąć, żeby się nie odzywała do ojca w ten sposób. Co w nią wstąpiło? Jak może bronić Żyda? Czy to warte ceny, którą będzie musiała za to zapłacić? Nagle poczuł, że jej nienawidzi za to, że jest taka głupia. Czy nie wie, że nie warto prowokować ojca? Że nie wolno się sprzeciwiać, że trzeba położyć uszy po sobie? Wtedy jest szansa, że się ujdzie cało, przynajmniej na jakiś czas. Głupia kobieta. Zbuntowała się, czego pod żadnym pozorem nie wolno robić Vilgotowi Ringholmowi. Nawet jeśli to tylko iskierka buntu, cień powątpiewania. Frans struchlał na myśl o wybuchu, jaki zaraz ta jedna jedyna iskierka wywoła.
Najpierw zapadła cisza. Vilgot patrzył na żonę, jakby to, co usłyszał, nie mogło mu się pomieścić w głowie. Zacisnął pięści, żyła w szyi pulsowała. Frans chciał uciec z jadalni i biec przed siebie, dopóki starczy mu tchu. Ale nie był w stanie się ruszyć, jakby się przykleił do krzesła.
W końcu nastąpił wybuch. Zaciśnięta pięść ojca wystrzeliła prosto w podbródek matki. Matka poleciała do tyłu. Uderzyła głucho o podłogę, z głośnym jękiem, który przeszył Fransa na wylot, ale nie wzbudził jego współczucia, tylko jeszcze większą złość. Dlaczego nie milczała? Dlaczego go zmusza, żeby na to patrzył?
— A więc jesteś wielbicielką Żydów — powiedział Vilgot, wstając. — Tak?
Bodil podniosła się z pleców na kolana i próbowała dojść do siebie.
Vilgot zamierzył się i kopnął ją w brzuch.
— Tak?! Odpowiadaj! Mam pod swoim dachem miłośniczkę Żydów? Tak?
Nie odpowiedziała. Próbowała się oddalić na czworakach. Vilgot poszedł za nią i wymierzył jej kolejnego kopniaka, znów w brzuch. Bodil zatrzęsła się i padła na podłogę. Po chwili podniosła się chwiejnie i próbowała odpełznąć.
— Ty przeklęta żydowska suko!
Vilgot aż się zapluł. Na jego twarzy malowało się lubieżne zadowolenie. Wykrzykując obelgi, znów wymierzył jej kopniaka. Widać było, że go to podnieca.
— Zaraz cię nauczę, jak się postępuje z suką. Żeby zrozumiała. Patrz i ucz się.
Patrzył na Fransa. Sapiąc, rozpiął pasek i spodnie. Podszedł do Bodil, która zdążyła odpełznąć parę metrów. Jedną ręką chwycił ją za włosy, drugą zadarł spódnicę.
— Nie, nie… przecież… Frans… — powiedziała błagalnie.
Vilgot roześmiał się. Pociągnął ją za głowę i z głośnym stęknięciem wbił się w nią od tyłu.
Frans czuł, jak gula w brzuchu wzbiera od nienawiści. Matka odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy, podczas gdy ojciec napierał na nią od tyłu. Wtedy do Fransa dotarło, że jeśli chce przeżyć, musi hodować w sobie tę nienawiść.
Sobotnie przedpołudnie Kjell spędził w redakcji. Beata pojechała z dziećmi do rodziców. Nadarzyła się okazja, żeby poszukać informacji o Hansie Olavsenie. Dotychczasowe wysiłki nie przyniosły rezultatów, bo takie imię i nazwisko nosiło bardzo wielu Norwegów. Jeśli nie znajdzie jakiegoś szczegółu, który mu umożliwi zawężenie poszukiwań, zadanie okaże się niewykonalne.