Выбрать главу

Nabrała powietrza i otworzyła drzwi. Z ulgą stwierdziła, że nikogo nie ma. Weszła i delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Herman leżał na jednym z dwóch łóżek. Pacjent leżący na drugim łóżku wydawał się pogrążony we śnie. Herman patrzył w sufit, ręce miał wyciągnięte wzdłuż ciała.

— Dzień dobry — powiedziała miękko Erika, przysuwając krzesło do jego łóżka. — Nie wiem, czy pan mnie pamięta. Odwiedziłam pańską żonę. Pogniewał się pan wtedy na mnie.

Już myślała, że Herman jej nie słyszy, a może nie chce słyszeć, ale powoli odwrócił wzrok w jej stronę.

— Poznaję cię, jesteś córką Elsy.

— Zgadza się. Jestem córką Elsy. — Uśmiechnęła się.

— Parę dni temu też… byłaś u nas.

Patrzył na nią, powieki nawet mu nie drgnęły. Erikę ogarnęła szczególna tkliwość. Przypomniała sobie, jak leżał, tuląc ciało zmarłej żony. Leżąc na szpitalnym łóżku, wydawał się taki drobny i kruchy. Absolutnie nie był to ten sam człowiek, który ją zbeształ za to, że zdenerwowała jego żonę.

— Zgadza się, byłam. Z Margaretą — powiedziała. Herman tylko skinął głową. Erika chwilę milczała, a potem powiedziała: — Próbuję dowiedzieć się czegoś o swojej matce. W ten sposób trafiłam na Brittę. Gdy z nią rozmawiałam, odniosłam wrażenie, że wiedziała więcej, niż chciała albo mogła ujawnić.

Herman uśmiechnął się, ale nic nie powiedział. Erika mówiła dalej:

— Nie mogę się nadziwić, że dwie z trzech osób, z którymi w tamtych czasach spotykała się moja mama, zginęły w tak krótkim czasie… — umilkła.

Czekała na jego reakcję. Herman podniósł rękę i starł łzę, która spłynęła mu po policzku.

— Zabiłem ją — powiedział, patrząc przed siebie. — Zabiłem ją.

Erika słyszała, co powiedział. Według Patrika nic nie wskazywało na to, żeby było inaczej, ale Martin miał wątpliwości. Ona czuła podobnie. W głosie Hermana usłyszała dziwny ton. Nie umiała go sobie wytłumaczyć.

— Wie pan, czego Britta nie chciała mi powiedzieć? Chodziło o coś, co się działo w czasie wojny? Coś, co dotyczyło mojej mamy? Uważam, że mam prawo wiedzieć — nalegała.

Nie chciała zbyt mocno naciskać na starego człowieka, którego równowaga psychiczna została zaburzona, ale pragnienie, by poznać przeszłość matki, było tak silne, że stępiło jej wrażliwość. Nie doczekała się odpowiedzi, więc ciągnęła dalej:

— Kiedy rozmawiałyśmy i Britta zaczęła się gubić, wspomniała o nieznanym żołnierzu, który coś szeptał. Czy wie pan, o co jej chodziło? Wzięła mnie wtedy za moją mamę. I mówiła o nieznanym żołnierzu. Wie pan, co miała na myśli?

Herman wydał jakiś odgłos. W pierwszej chwili Erika nie zorientowała się, że to śmiech, a raczej żałosna imitacja śmiechu. Nie potrafiła zrozumieć, co w tym śmiesznego.

— Spytaj Paula Heckla. I Friedricha Hücka. Oni ci odpowiedzą.

Znów zaczął się śmiać, głośniej, coraz głośniej, w końcu zatrzęsło się całe łóżko. Ten śmiech wystraszył ją bardziej niż wcześniej łzy. Mimo to spytała:

— Kim oni są? Gdzie ich znajdę? Co oni mają z tym wspólnego?

Miała ochotę wytrząsnąć z niego odpowiedź, ale nagle otworzyły się drzwi. Stanął w nich lekarz i z surową miną i rękoma skrzyżowanymi na piersi spytał:

— Co tu się dzieje?

— Przepraszam, pomyliłam pokoje. Starszy pan chciał porozmawiać, ale potem…

Zerwała się z krzesła i szybko wyszła.

Serce jej waliło, gdy dotarła do samochodu. Wymienił dwa nazwiska, nic jej nie mówiły. Co mają do tego dwaj Niemcy? Czy mieli coś wspólnego z Hansem Olavsenem? Przecież zanim uciekł, walczył z Niemcami. Nic z tego nie rozumiała.

Ruszyła z powrotem do Fjällbacki. Przez całą drogę chodziły jej po głowie te dwa nazwiska. Paul Heckel i Friedrich Hück. Dziwne. Była pewna, że nigdy ich nie słyszała, a jednak brzmiały dziwnie znajomo…

— Martin Molin, słucham.

Podniósł słuchawkę już po pierwszym sygnale i kilka minut słuchał uważnie, przerywając tylko krótkimi pytaniami. Potem chwycił notatki i poszedł do Mellberga, którego zastał w dziwnej pozycji. Szef siedział na podłodze, bez powodzenia usiłując złapać się za palce wyprostowanych nóg.

– Ćwiczyłem stretching — mruknął i sztywnym krokiem ruszył w stronę fotela.

Martin zasłonił ręką usta. Robi się coraz zabawniej.

— Masz coś do mnie czy przyszedłeś tylko poprzeszkadzać? — syknął Mellberg, sięgając do dolnej szuflady biurka po kokosową kulkę.

Ernst zwietrzył znajomy cudowny zapach i ruszył w jego stronę. Patrzył na pana błagalnym wzrokiem. Mellberg zrobił surową minę, ale zaraz zmiękł. Sięgnął po następną kulkę i rzucił psu. Jedna chwila i już jej nie było.

— Robi mu się brzuszek.

Martin spojrzał z niepokojem na psa, który zaczynał przypominać swego pana.

— Na pewno na tym nie straci. Nawet zyska, bo zrobi dobre wrażenie na innych — powiedział z zadowoleniem Mellberg i poklepał się po brzuchu.

— Dzwonił Pedersen. Rano dostałem raport Torbjörna. Wszystko się zgadza. Britta Johansson została zamordowana. Uduszona poduszką, która leżała obok.

— A skąd on wie… — zaczął Mellberg, ale Martin zajrzał do notatnika i przerwał mu.

— Pedersen jak zwykle mówił zawile, ale upraszczając, w przełyku denatki znalazł piórko z tej poduszki. Pewnie jeszcze próbowała łapać powietrze, gdy przycisnął jej do twarzy poduszkę. Pedersen sprawdził przełyk i znalazł włókna z poduszki. Oprócz tego miała uszkodzone kręgi szyjne, co dowodzi, że sprawca uciskał również szyję. Prawdopodobnie ręką. Szukali odcisków palców na szyi, ale nie znaleźli.

— Czyli sprawa jest całkiem oczywista. Słyszałem, że była chora. Na głowę. — Mellberg zakręcił palcem wskazującym w okolicy skroni.

— Miała alzheimera — ostro wtrącił Martin.

— Niech ci będzie — powiedział Mellberg. — Tylko nie zaprzeczaj. Wszystko wskazuje na to, że sprawcą jest ten dziadek. Może to było… zabójstwo z litości. — Był tak zadowolony ze swej umiejętności wnioskowania, że zjadł kolejną kulkę.

— Tak… oczywiście… — niechętnie przyznał Martin, wertując notatki. — Na poduszce znaleźli też odcisk palca. Według Torbjörna całkiem wyraźny. Zdejmowanie odcisków palców z tkaniny jest raczej trudne, ale guziki na poszewce były gładkie i na jednym z nich znaleźli wyraźny odcisk kciuka. Nie był to kciuk Hermana — podkreślił.

Mellberg zmartwił się i zmarszczył czoło. Po chwili się rozjaśnił.

— Pewnie którejś z córek. Sprawdź. A potem zadzwoń do ordynatora oddziału i powiedz mu, żeby coś z nim zrobili. Niech mu dadzą lekarstwa, zastosują terapię wstrząsową, zresztą cholera wie co. Tak czy inaczej musi oprzytomnieć, bo do końca tygodnia musimy go przesłuchać. Zrozumiano?!

Martin westchnął i tylko skinął głową. Wcale mu się to nie podobało. Ale Mellberg ma rację. Jak dotąd nie ma dowodów, że sprawcą mógł być kto inny. Poza tym jednym odciskiem kciuka. Jeśli ma pecha, to Mellberg ma rację.

Już miał wychodzić, ale nagle zawrócił i puknął się w czoło.