Выбрать главу

— Idę konstruować nową wspaniałą budowlę. Może kopię Tadź Mahal w odpowiednio mniejszej skali — powiedział.

Erika ze śmiechem potrząsnęła głową. Chwilami zastanawiała się, czy jej mąż ma dobrze w głowie. Teraz też pomyślała, że chyba nie.

Anna dojrzała ją z daleka. Drobną, samotną postać na końcu pomostu. Nie miała zamiaru jej szukać, ale gdy ze szczytu Galärbacken zobaczyła Belindę, od razu wiedziała, że musi do niej podejść.

Belinda jej nie usłyszała. Paliła papierosa. Obok niej na ziemi leżała cała paczka i pudełko zapałek.

— Cześć — odezwała się Anna.

Belinda drgnęła. Spojrzała na papierosa i przez chwilę się zastanawiała, czy go nie schować, ale spojrzała tylko hardo na Annę i zaciągnęła się głęboko.

— Dasz jednego? — spytała Anna, siadając przy niej.

— Ty palisz? — zdziwiła się Belinda, podając jej papierosa.

— Paliłam. Przez pięć lat. Ale mojemu mężowi… to się nie podobało.

Oględnie powiedziane. Kiedyś Lucas przyłapał ją na paleniu i zgasił papierosa w zgięciu jej łokcia. Została jej blizna.

— Nie powiesz tacie? — spytała Belinda, wymachując ostentacyjnie papierosem. I szybko dodała potulnie: — Proszę.

— Jeśli mnie nie wydasz, to i ja ciebie nie wydam.

Anna zaciągnęła się, mrużąc oczy.

— Chyba nie powinnaś palić. Ze względu na… dziecko. — Belinda powiedziała to tonem oburzonej ciotki.

Anna zaśmiała się.

— To pierwszy i ostatni papieros wypalony w ciąży, słowo.

Chwilę milczały. Wydmuchiwały kółka dymu, a one unosiły się nad wodą. Lato zdecydowanie się skończyło. Panował przejmujący, jesienny, choć bezwietrzny chłód. Rozpościerająca się przed nimi tafla wody była gładka i lśniąca. Przystań opustoszała, tylko gdzieniegdzie cumowała jakaś łódka. Nie to co latem, gdy aż się roiło od jachtów.

— Ciężka sprawa, co? — odezwała się Anna, patrząc przed siebie, na wodę.

— Niby co? — burknęła Belinda, nie mogąc się zdecydować, jak się zachować.

— Być dzieckiem, ale prawie dorosłym.

— Co ty możesz o tym wiedzieć — zauważyła Belinda i nogą strąciła do wody kamyk.

— Oczywiście, od razu urodziłam się dorosła — zaśmiała się Anna i szturchnęła lekko Belindę, a ona się uśmiechnęła i natychmiast z powrotem spoważniała.

Postanowiła ją zostawić w spokoju i niczego nie narzucać. Milczały kilka minut. W pewnym momencie Anna kątem oka zobaczyła, że Belinda przygląda jej się ukradkiem.

— Bardzo źle się czujesz?

Anna przytaknęła.

— Jak fretka cierpiąca na chorobę morską.

— Dlaczego fretka miałaby cierpieć na chorobę morską? — prychnęła Belinda.

— A dlaczego nie? Udowodnij, że to niemożliwe. Bardzo mnie to ucieszy. Bo właśnie tak się czuję. Jak fretka cierpiąca na chorobę morską.

— Wygłupiasz się — powiedziała Belinda, nie mogąc się powstrzymać od śmiechu.

— Oczywiście, ale tak na poważnie, czuję się paskudnie.

— Mama też czuła się okropnie, kiedy była w ciąży z Lisen. Byłam już duża i pamiętam. Ona była… przepraszam, może nie powinnam opowiadać, jak mama i tata… — Urwała speszona i zapaliła kolejnego papierosa.

— Możesz opowiadać o mamie, ile chcesz. Przeszłość twojego taty to dla mnie żaden problem. Zwłaszcza że wszystkie trzy jesteście częścią tej przeszłości. Tak jak wasza mama. Uwierz mi, nie musisz się czuć, jakbyś zdradzała tatę, bo kochasz mamę. A ja daję ci słowo, nie mam nic przeciwko temu, żeby z tobą rozmawiać o mamie. Nic a nic.

Anna położyła rękę na dłoni, którą Belinda oparła na pomoście. W pierwszej chwili Belinda chciała zabrać dłoń, ale nie zrobiła tego. W końcu Anna zabrała rękę i również sięgnęła po następnego papierosa. Trudno, w tej ciąży będą dwa, a potem koniec z paleniem.

– Świetnie umiem zajmować się dzieckiem — odezwała się Belinda, patrząc jej w oczy. — Pomagałam mamie przy Lisen, kiedy była mała.

— Dan mi opowiadał. Mówił, że prawie musieli cię wyganiać na dwór, żebyś się pobawiła z innymi dziećmi, bo chciałaś się opiekować siostrzyczką. I że bardzo dobrze ci szło. Mam nadzieję, że na wiosnę ja również będę mogła liczyć na twoją pomoc. Weźmiesz na siebie zafajdane pieluszki.

Lekko szturchnęła ją w bok, a ona odpowiedziała tym samym.

— Wezmę tylko te zasikane. Umowa stoi?

Gdy to mówiła, w jej oczach czaił się uśmiech. Wyciągnęła rękę, Anna podała jej swoją.

— Stoi. Zasikane są twoje. Zafajdane dostanie tata — dodała.

Ich śmiech odbijał się echem w pustej przystani.

Potem Anna wspominała tę chwilę jako jedną z najszczęśliwszych w życiu. Chwilę, gdy lody puściły.

Axel był zajęty pakowaniem. Stanął przed nią z dwiema koszulami na wieszakach w rękach. W przedpokoju na drzwiach wisiał podróżny pokrowiec.

— Wyjeżdża pan? — spytała Erika.

Przytaknął, wieszając ostrożnie koszule, żeby się nie pogniotły.

— Tak, muszę wracać do pracy. W piątek jadę do Paryża.

— Wyjeżdża pan, nie wiedząc, kto… — Zabrakło jej słowa, nie dokończyła.

— Nie mam wyboru — odparł ponuro. — Oczywiście wrócę pierwszym samolotem, gdyby policja potrzebowała mojej pomocy, ale naprawdę muszę się wziąć do pracy. Siedzenie tutaj i rozmyślanie do niczego nie prowadzi.

Przetarł oczy. Widać było, że jest znużony. Erika stwierdziła, że od ich ostatniego spotkania bardzo zmizerniał i postarzał się o wiele lat.

— Może wyjazd dobrze panu zrobi — powiedziała ostrożnie. Zawahała się, a potem mówiła dalej: — Jest kilka spraw, o które chciałabym pana zapytać. Moglibyśmy chwilę porozmawiać? Dałby pan radę?

Axel z rezygnacją skinął głową i gestem zaprosił ją do środka. Przystanęła przy kanapie na werandzie, gdzie rozmawiali ostatnio, ale tym razem zaprowadził ją gdzie indziej.

— Jaki piękny pokój.

Aż jej dech zaparło. Poczuła się jak w muzeum wnętrz z lat czterdziestych dwudziestego wieku. Pokój był czysty, wysprzątany, a mimo to unosił się w nim zapach starości.

— Tak. Nie pociągały nas nowości, ani rodziców, ani nas. Matka i ojciec nie wprowadzili w domu większych zmian, my z Erikiem też nie. Zresztą uważam, że dawniej powstawało wiele pięknych przedmiotów, więc naprawdę nie było powodu wymieniać mebli na współczesne i według mnie brzydsze — powiedział w zamyśleniu, gładząc dłonią zgrabną komódkę.

Usiedli na sofie z brązowawym obiciem, niezbyt wygodnej, ale wymuszającej elegancką, wyprostowaną pozycję.

— Chciałaś o coś spytać — przypomniał uprzejmie, ale z wyraźnym zniecierpliwieniem.

— No właśnie.

Speszyła się. Drugi raz przychodzi do Axela Frankla i zawraca mu głowę, gdy on ma inne zmartwienia. Podobnie jak poprzednio postanowiła, że skoro przyszła, doprowadzi rzecz do końca.

— Dowiedziałam się co nieco o matce, a tym samym również o jej przyjaciołach: pańskim bracie, Fransie Ringholmie i Britcie Johansson.

Axel skinął głową. Kręcąc palcami młynka, czekał na dalszy ciąg.

— Potem dołączył do nich jeszcze ktoś.

Axel nadal się nie odzywał.

— W ostatnim roku wojny pojawił się Norweg, członek ruchu oporu… Przypłynął tym samym kutrem, na którym pan pływał.

Patrzył na nią nieruchomym wzrokiem, ale Erika wyczuła, że się spiął, gdy wspomniała o jego wyprawach do Norwegii.

— Twój dziadek był dobrym człowiekiem — odezwał się w końcu. Jego ręce znieruchomiały. — Jednym z najlepszych, jakich było mi dane w życiu poznać.