— Hilma jest? — spytał najstarszy, szyper.
Elsy przytaknęła i wskazała drogę do kuchni. Hilma odwróciła się i na ich widok upuściła talerz. Rozbił się o podłogę.
— Nie, dobry Boże, nie! — jęknęła.
Elsy zdążyła złapać matkę, zanim upadła na podłogę. Posadziła ją na krześle i objęła z całej siły. Serce jej pękało. Trzej rybacy niepewnie stanęli obok, obracali w rękach czapki. W końcu odezwał się szyper:
— To była mina, Hilmo. Widzieliśmy, jak to się stało. Podpłynęliśmy do nich, ale już nic nie mogliśmy zrobić.
— Dobry Boże — powtórzyła, łapiąc oddech. — A reszta?
Elsy nie mogła się nadziwić, że matka nawet w takiej chwili potrafi myśleć o innych. Przed oczami stanęli jej członkowie załogi ojca. Tak dobrze się znali, ich rodziny otrzymają za chwilę tę samą straszną wiadomość.
— Nikt nie ocalał — odparł szyper, przełykając ślinę. — Z łodzi zostały tylko szczątki. Bardzo długo szukaliśmy, ale nikogo nie znaleźliśmy. Tylko chłopaka Oscarssonów, ale już nie żył, gdy go wyłowiliśmy.
Z oczu Hilmy popłynęły łzy. Gryzła pięść, żeby nie krzyczeć. Elsy starała się być silna i nie płakać. Jak matka to przeżyje? A ona? Kochany ojciec. Zawsze gotów powiedzieć dobre słowo i podać pomocną dłoń. Jak sobie bez niego poradzą?
Rozległo się ciche pukanie. Jeden z rybaków poszedł otworzyć. Do kuchni wszedł Hans. Miał poszarzałą twarz.
— Widziałem… że przyszliście. Myślałem… Co…
Spuścił wzrok. Elsy domyśliła się, że nie chciał przeszkadzać, ale była mu wdzięczna, że mimo wszystko przyszedł.
— Kuter ojca wszedł na minę — powiedziała zdławionym głosem. — Nikt nie ocalał.
Hans się zachwiał. Podszedł do kredensu, gdzie Elof trzymał mocniejsze trunki, napełnił sześć kieliszków i postawił na stole.
— Przyda się na wzmocnienie — powiedział ze śpiewnym norweskim akcentem, który z czasem stawał się coraz mniej wyraźny.
Wszyscy oprócz Hilmy sięgnęli po kieliszki. Elsy wzięła jeden i postawiła przed matką.
— Proszę, niech mama wypije.
Hilma posłuchała. Drżącą ręką podniosła kieliszek do ust i krzywiąc się, wypiła. Elsy rzuciła Hansowi spojrzenie pełne wdzięczności. Jak dobrze, że nie jest sama w takiej chwili.
Znów pukanie. Tym razem otworzył Hans. Przyszły kobiety, tak samo jak Hilma żyjące w strachu, że morze zabierze im mężów. Rozumiały, co Hilma musi przeżywać, i wiedziały, że są jej teraz potrzebne. Zaofiarowały ciepły posiłek, wyrękę i słowo otuchy. Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi. Pomogło. Niewiele, ale wiedziały, że pewnego dnia i one mogą potrzebować pocieszenia. Starały się ulżyć siostrze w nieszczęściu.
Elsy cofnęła się. Z bólem patrzyła, jak kobiety gromadzą się wokół Hilmy. Posłańcy, którzy przynieśli złą wiadomość, pokłonili się i wyszli, żeby ją przekazywać dalej.
Zapadła noc, Hilma w końcu usnęła z wyczerpania. Leżąc w łóżku, Elsy patrzyła tępo w sufit. Nie potrafiła się oswoić z tym, co się stało. Przed oczami miała twarz ojca, zawsze gotowego jej wysłuchać, porozmawiać. Była jego oczkiem w głowie, wiedziała o tym. Była dla niego najważniejsza. Wiedziała również, że się domyślał, co się dzieje między nią i młodym Norwegiem, który coraz bardziej mu się podobał. Miał na nich oko, chociaż nie przeszkadzał im, okazując milczącą aprobatę. Może miał nadzieję, że Hans zostanie kiedyś jego zięciem. Elsy pomyślała, że chyba nie miałby nic przeciwko temu. Przez szacunek dla rodziców, żeby móc śmiało patrzeć im w oczy, poprzestali na ukradkowych pocałunkach i uściskach.
Teraz pomyślała, że to nie ma znaczenia. Ból był tak ogromny, że nie potrafiła go udźwignąć sama. Spuściła nogi na podłogę. Zawahała się, ale musiała szukać pociechy tam, gdzie wiedziała, że ją znajdzie.
Ostrożnie zeszła na dół. Mijając sypialnię rodziców, zajrzała do matki. Na widok drobnej postaci w wielkim łóżku zakłuło ją w piersi. Dobrze chociaż, że udało jej się zasnąć, uciec na chwilę od rzeczywistości.
Obróciła klucz w zamku, drzwi lekko zgrzytnęły. Na dworze było tak zimno, że gdy wyszła na ganek w samej koszuli nocnej i stanęła boso na zimnych, kamiennych schodach, zaparło jej dech. Szybko zeszła do sutereny i przystanęła pod jego drzwiami. Zawahała się, a potem cicho zapukała. Otworzył natychmiast i bez słowa wpuścił ją do środka. Stanęła przed nim w milczeniu, ze wzrokiem utkwionym w jego oczach. Wyczytała w tych oczach pytanie i w odpowiedzi wzięła go za rękę.
Tamtej nocy na kilka cudownych chwil mogła zapomnieć o bólu w piersi.
Kjell był dziwnie poruszony spotkaniem z ojcem. Przez wiele lat niezmiennie go nienawidził, pamiętał same złe rzeczy i błędy, które popełnił. Ale może nie wszystko jest albo białe, albo czarne. Dziś ojciec wydał mu się stary i kruchy. Po raz pierwszy uzmysłowił sobie, że ojciec nie jest nieśmiertelny i nie będzie mu wiecznie służyć za obiekt nienawiści. Pewnego dnia, gdy ojca zabraknie, będzie musiał spojrzeć na własne odbicie w lustrze. Zdawał sobie sprawę, że dopóki może hodować w sobie nienawiść, dopóty może wyciągnąć rękę na zgodę. Ale tego nie chciał. Nie czuł potrzeby. Ale taka możliwość istniała i dawała mu poczucie, że jest górą. W dniu, gdy ojciec odejdzie z tego świata, będzie za późno. Pozostanie mu tylko nienawiść, nic więcej.
Ręka lekko mu drżała, gdy chwycił telefon. Chciał zadzwonić w kilka miejsc. Wprawdzie Erika zobowiązała się, że sprawdzi w urzędach, ale nie miał zwyczaju polegać na innych. Lepiej sprawdzić samemu. W ciągu godziny odbył pięć rozmów telefonicznych. Dzwonił zarówno do Szwecji, jak i do Norwegii. Ale nie dowiedział się niczego konkretnego. Sprawa była trudna, bez dwóch zdań. Mieli jedynie nazwisko i przybliżony wiek, ale przecież są sposoby. To, co już wiedział i uważał za wiarygodne, skłaniało do przypuszczenia, że Hans Olavsen nie został po wojnie w Szwecji. Należało zatem założyć, że gdy niebezpieczeństwo minęło, wrócił do domu.
Sięgnął po teczkę z wycinkami i w tym momencie uprzytomnił sobie, że zapomniał przefaksować Eskilowi Halvorsenowi zdjęcie Olavsena. Znów sięgnął po słuchawkę, żeby zadzwonić i poprosić o numer faksu.
— Przykro mi, jeszcze nic nie znalazłem — usłyszał od Halvorsena, gdy się przedstawił.
Wyjaśnił, że dzwoni w innej sprawie.
— Rzeczywiście, zdjęcie mogłoby pomóc. Proszę je przefaksować do mojego biura na uniwersytecie — powiedział Halvorsen i podał numer.
Kjell przesłał mu kopię artykułu z najwyraźniejszym zdjęciem Olavsena i znów usiadł za biurkiem. Miał nadzieję, że Erice uda się coś znaleźć. Czuł, że utknął.
W tym momencie zadzwonił telefon.
— Dziadek przyszedł! — zawołał Per.
Carina wyszła do nich z salonu.
— Mogę wejść na chwilę? — spytał Frans.
Zauważyła z przykrością, że zmizerniał. Nie żywiła wprawdzie szczególnie serdecznych uczuć do ojca Kjella, ale przez to, co zrobił dla niej i dla Pera, zaskarbił sobie jej szczerą wdzięczność.
— Bardzo proszę — powiedziała, idąc do kuchni.
Widziała, że Frans się jej przygląda, i odpowiadając na pytanie, którego nie zadał, powiedziała: