Выбрать главу

Martin potrząsnął głową.

— Dopiero będziemy. Więc skoro już pan tu jest…

— Za wiele nie udało mi się ustalić.

Opowiedział o rozmowach z Eskilem Halvorsenem, który jak dotąd nic konkretnego mu nie powiedział i nie wiadomo, czy w ogóle powie.

— Mógłby pan teraz do niego zadzwonić? Może coś znalazł?

Martin wskazał stojący na biurku telefon.

Ringholm wzruszył ramionami i wyciągnął z kieszeni wytarty notes. Wertował go przez chwilę, aż trafił na stronę z przylepioną żółtą karteczką, na której zanotował numer Halvorsena.

— Nie sądzę, żeby coś znalazł, ale jeśli pan chce, mogę zadzwonić.

Z westchnieniem przyciągnął telefon i wybrał numer, trzymając przed sobą notes. Po kilku sygnałach ktoś odebrał.

— Dzień dobry, mówi Kjell Ringholm. Przepraszam, że znów przeszkadzam, ale chciałbym się dowiedzieć… Aha, w czwartek dotarło do pana to zdjęcie, cieszę się. I co? — Słuchał, kiwając głową z coraz większym podnieceniem.

Martin aż się wyprostował na krześle.

— Więc na podstawie tego zdjęcia… Inne nazwisko? Jak się nazywał?

Strzelił palcami na znak, że prosi o kartkę i długopis.

Martin rzucił się do kubka na długopisy. Przewrócił go i wszystkie wypadły. Ringholm złapał jeden, sięgnął do kosza po jakiś stary raport i zaczął gorączkowo notować na odwrocie.

— Czyli nie był… Rozumiem, to bardzo ciekawe. Dla nas też… proszę mi wierzyć…

Martin patrzył na niego, rozsadzała go ciekawość.

— Okej, serdecznie dziękuję. To rzuca na sprawę zupełnie nowe światło. Jeszcze raz wielkie dzięki. — Odłożył słuchawkę i uśmiechnął się do Martina szeroko. — Wiem, kto to był! Niech mnie diabli, wiem!

— Erika!

Znów trzasnęły drzwi. Erika dziwiła się, dlaczego Patrik tak krzyczy.

— Co się dzieje? Pali się, czy co?

Wyszła na korytarz i spojrzała w dół.

— Zejdź, mam ci coś do powiedzenia.

Kiwnął na nią, Erika zeszła.

— Siadaj — powiedział, wchodząc do salonu.

— Słucham z największą uwagą — powiedziała, gdy już usiedli na kanapie. — No mów — rozkazała.

Patrik zaczerpnął tchu.

— Mówiłaś, że gdzieś powinny być kolejne zeszyty twojej mamy.

— Tak.

Erika poczuła łaskotanie w żołądku.

— Przed chwilą byłem u Karin.

— Byłeś u niej? — zdziwiła się.

Patrik zbył ją machnięciem ręki.

— Nieważne, teraz słuchaj. Tak się złożyło, że wspomniałem jej o pamiętniku. Ona chyba wie, gdzie są pozostałe zeszyty!

– Żartujesz! — zdumiała się Erika. — Skąd by miała wiedzieć? — Rozjaśniła się, gdy Patrik powtórzył jej, czego się dowiedział. — Ależ oczywiście, tylko dlaczego nic nie mówiła?

— Nie mam pojęcia. Jedź i sama ją spytaj — odparł.

Ledwo skończył mówić, Erika zerwała się na równe nogi i pomknęła do przedpokoju.

— Jedziemy z tobą.

Patrik podniósł z podłogi Maję.

— Pośpieszcie się — powiedziała Erika, wychodząc. W ręku trzymała kluczyki.

Po kilku minutach Kristina otworzyła im drzwi. Była bardzo zaskoczona.

— Witajcie, co za niespodzianka. Co was sprowadza?

— My tylko na chwilę.

Erika i Patrik wymienili spojrzenia.

— Dobrze, ale wejdźcie, zrobię kawę — powiedziała Kristina, wciąż zdziwiona.

Erika w napięciu czekała, aż teściowa przygotuje kawę i usiądzie przy stole. Potem zaczęła mówić, nie mogąc ukryć ciekawości:

— Wspominałam ci, że znalazłam na strychu pamiętnik mamy i że go czytam, żeby się dowiedzieć, kim była naprawdę Elsy Moström.

— Pamiętam, wspominałaś. — Kristina unikała jej wzroku.

— Gdy ostatnio u ciebie byłam, dziwiłam się, że zapiski urywają się w 1944 roku, że nie ma więcej zeszytów.

— Rzeczywiście.

Kristina nie odrywała wzroku od obrusa.

— Patrik był dziś na kawie u Karin i wspomniał o pamiętniku, a ona przypomniała sobie, że widziała u ciebie takie zeszyty. — Erika przerwała i wpatrywała się w teściową. — Mówiła, że ją poprosiłaś, żeby przyniosła obrus, i gdy otworzyła bieliźniarkę, w głębi zobaczyła kilka niebieskich zeszytów z napisem „Pamiętnik”. Sądziła, że to twój pamiętnik, ale dziś Patrik wspomniał o pamiętniku mojej mamy i… skojarzyła. W związku z tym pytam — powiedziała cicho — dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś?

Kristina długo milczała. Wpatrywała się w stół. Patrik starał się na nie nie patrzeć, karmił Maję drożdżówką. W końcu Kristina wstała i wyszła. Erika patrzyła za nią, wstrzymując oddech. Usłyszeli, jak otwiera i zamyka szafę. Po chwili wróciła do kuchni z trzema niebieskimi zeszytami w ręku. Dokładnie takimi samymi jak te, które Erika znalazła w skrzyni.

— Obiecałam Elsy, że je przechowam. Nie chciała, żeby wam wpadły w ręce, tobie i Annie. Ale myślę… — zawahała się, ale podała zeszyty Erice — że pewne sprawy muszą wyjść na jaw. I wydaje się, że właśnie przyszedł na to czas. Wierzę, że Elsy by się na to zgodziła.

Erika wzięła pamiętniki i przesunęła dłonią po okładce.

— Dziękuję — powiedziała. — Wiesz, co w nich jest?

Kristina musiała się zastanowić.

— Nie czytałam ich, ale wiem o wielu rzeczach, o których pisała.

— Pójdę poczytać.

Erika poszła do salonu i drżąc z podniecenia, usiadła na kanapie. Ostrożnie otworzyła pierwszy zeszyt. Przebiegała wzrokiem kolejne linijki zapisane znajomym pismem matki. Czytała o jej losach, a tym samym o swoich. Ze zdumieniem poznawała dzieje miłości Elsy i Hansa Olavsena, czytała o tym, jak Elsy odkryła, że spodziewa się dziecka. W trzecim zeszycie przeczytała o wyjeździe Hansa do Norwegii i obietnicy, że wróci. Ręce jej się trzęsły, gdy wyobraziła sobie rosnące przerażenie matki. Mijały dni i tygodnie i nie miała od niego żadnej wiadomości. Czytając ostatnie zapisane pięknym pismem matki strony, zaczęła płakać.

„Dziś przyjechałam pociągiem do Borlänge. Matka nie odprowadziła mnie na stację, nie pomachała mi na pożegnanie. Mój stan coraz trudniej ukryć i nie chcę, żeby musiała się za mnie wstydzić. Wystarczy, że ja muszę. Modlę się do Boga, aby dał mi siłę. Potrzebuję jej, żebym była w stanie oddać dziecko, którego jeszcze nie widziałam, ale które już tak mocno kocham…”.

24

Borlänge 1945

Nie wrócił. Pocałował na pożegnanie, powiedział, że niedługo wróci, i wyjechał. Elsy czekała. Początkowo była pewna, że będzie tak, jak mówił, po pewnym czasie zaczęła się niepokoić, a później wpadła w panikę. Nie wrócił, złamał słowo, zdradził i ją, i ich dziecko. Wierzyła mu tak bardzo, że ani przez chwilę nie wątpiła w jego szczerość, była pewna, że kocha ją równie mocno jak ona jego. Głupia, naiwna dziewczyna. Ileż dziewczyn padło ofiarą takiego samego oszustwa!

Matce powiedziała dopiero wtedy, gdy już nie dało się tego ukryć. Ze spuszczoną głową, nie patrząc jej w oczy, wyznała, że dała się zwieść obietnicom i teraz nosi w brzuchu jego dziecko. W pierwszej chwili matka się nie odezwała. W kuchni, gdzie siedziały, zapadła martwa, lodowata cisza i dopiero wtedy strach chwycił ją za gardło. Jeszcze tliła się w niej nadzieja, że matka ją przytuli i powie: Dziecko kochane, wszystko się ułoży, coś wymyślimy. Kiedyś, gdy żył ojciec, z pewnością by tak zrobiła. Kochałaby córkę mimo wstydu. Ale matka nie była już tym samym człowiekiem. Jakaś jej część umarła wraz z ojcem, a to, co pozostało, nie miało dość sił.