— Może mamy motyw zabójstwa Hansa Olavsena — powiedział.
Erika ledwo mogła usiedzieć na krześle.
— No więc?
Patrik zastanawiał się chwilę, a potem powtórzył, czego się dowiedział od Martina.
— Hans Olavsen nie był bojownikiem norweskiego ruchu oporu. Był synem wysoko postawionego oficera SS. Sam również pracował dla Niemców podczas okupacji.
W pokoju zapadła kompletna cisza. Erika wpatrywała się w męża i, co było dość niezwykłe, nie mogła wydobyć słowa.
— W dodatku Kjell Ringholm przyniósł do komisariatu pożegnalny list od ojca. Dostał go dziś pocztą. Frans przyznaje się, że zabił Brittę. Pisze też, że ponosi winę za śmierć Erika i Hansa. Co do tego Martin ma wątpliwości. Spytałem, czy należy to rozumieć tak, że Frans przyznał się do zabójstwa Erika i Hansa, ale powiedział, że to zbyt daleko idący wniosek.
— Co chciał przez to powiedzieć? Ponosi winę? — spytała Erika, gdy odzyskała mowę. — A to… Czy mama wiedziała, że Hans nie był w ruchu oporu? Jak… — Potrząsnęła głową.
— A jak ci się zdaje? Czytałaś pamiętnik. Wiedziała?
Patrik usiadł. Erika pokręciła głową.
— Nie — odparła z przekonaniem. — Na pewno nie wiedziała.
— Pytanie, czy Frans się o tym dowiedział — zastanawiał się głośno Patrik. — Dlaczego nie napisał wprost, że ich zabił, jeśli o to mu chodziło? Dlaczego napisał, że jest winien ich śmierci?
— Czy Martin ci mówił, co zamierza?
— Nie, powiedział tylko, że Paula odkryła coś nowego i właśnie jadą to sprawdzić. Zadzwoni, gdy będzie wiedział więcej. Był bardzo podniecony — dodał i poczuł, że mu zazdrości, że jest w centrum wydarzeń.
— Wiem, o czym pomyślałeś — powiedziała Erika z rozbawieniem.
— Naturalnie, byłbym nieszczery, gdybym powiedział, że nie chciałbym teraz być w komisariacie — odparł. — Ale chyba wiesz, że to nie znaczy, że nie chciałbym teraz być z wami.
— Wiem — potwierdziła. — I rozumiem cię.
Jakby na potwierdzenie z pokoju Mai dobiegł głośny krzyk. Patrik wstał.
— Sygnał zegara kontrolnego.
— Marsz do kopalni! — zaśmiała się Erika. — Przyprowadź tę małą poganiaczkę niewolników, żebym mogła ją pocałować.
— Robi się — odparł.
Już był w drzwiach, gdy usłyszał, jak Erika bierze głęboki oddech.
— Wiem, kto jest moim bratem — powiedziała. Zaśmiała się i załkała jednocześnie. — Patriku, wiem, kto jest moim bratem.
Prokuratorski nakaz rewizji dotarł do Martina, gdy już byli w drodze. Wyjechali, licząc na to, że go dostaną. Podczas jazdy nie rozmawiali ze sobą. Oboje byli pogrążeni w myślach, starali się połączyć poszczególne wątki wzoru, który właśnie się zarysował.
Zapukali do drzwi, ale nikt nie otwierał.
— Chyba nie ma nikogo — powiedziała Paula.
— To jak się dostaniemy do środka?
Martin przyglądał się solidnym drzwiom. Trudno je będzie pokonać.
Paula uśmiechnęła się i sięgnęła do belki nad drzwiami.
— Kluczem — odparła, pokazując, co znalazła.
— Co ja bym bez ciebie zrobił? — Martin nie mógł się nadziwić.
— Pewnie uszkodziłbyś sobie bark przy próbie wyważenia drzwi — powiedziała Paula, przekręcając klucz w zamku.
Weszli. W środku panowała niesamowita cisza, zaduch i upał. Zdjęli kurtki i powiesili je w przedpokoju.
— Rozdzielamy się? — spytała.
— Ja sprawdzę parter, ty weź piętro.
— Czego szukamy?
Paula straciła pewność siebie. Wierzyła, że trop jest dobry, ale teraz nie była już taka pewna, że znajdą dowody.
— Sam nie wiem. — Martin wyglądał, jakby i on zwątpił. — Rozejrzyjmy się dokładnie. Zobaczymy, co znajdziemy.
— Okej.
Paula skinęła głową i poszła na piętro. Po godzinie zeszła na dół.
— Na razie nic. Mam szukać dalej czy chcesz, żebyśmy się zamienili? A ty znalazłeś coś ciekawego?
— Na razie nic. — Martin potrząsnął głową. — Dobry pomysł, zamieńmy się. Ale… — Zamyślił się i wskazał na drzwi. — Może najpierw przeszukamy piwnicę? Jeszcze tam nie byliśmy.
— Dobry pomysł.
Paula otworzyła drzwi do piwnicy. Ciemno choć oko wykol. Przy drzwiach znalazła włącznik i zapaliła światło. Zeszła na dół i przystanęła, przyzwyczajając wzrok do skąpego oświetlenia.
— Aż ciarki człowieka przechodzą — odezwał się Martin.
Zszedł za nią i z otwartymi ustami rozglądał się dookoła.
– Ćśśś… — Paula położyła palec na ustach. — Słyszałeś?
— Nie. — Martin nasłuchiwał przez chwilę. — Nic nie słyszałem.
— Wydawało mi się, że trzasnęły drzwi od samochodu. Na pewno nie słyszałeś?
— Musiałaś się przesłyszeć…
Umilkł, bo nagle nad głowami wyraźnie usłyszeli kroki.
— Przesłyszałam się, tak? Chodźmy na górę — powiedziała Paula, stawiając stopę na pierwszym stopniu.
W tej samej chwili drzwi piwnicy się zatrzasnęły i ktoś przekręcił klucz w zamku.
— Co jest…
Paula wbiegała na górę po dwa stopnie. Nagle światło zgasło. Zapadła całkowita ciemność.
— Cholera! — zaklęła, waląc w drzwi. — Otwierać natychmiast! Policja!
Umilkła, żeby zaczerpnąć tchu, i wtedy znów usłyszała trzaśnięcie drzwi. Samochód ruszył z piskiem opon.
— Cholera — mruknęła, schodząc po omacku na dół.
— Zadzwonimy po pomoc — powiedział Martin i w tym momencie uprzytomnił sobie, że telefon zostawił w kieszeni kurtki. — Zadzwoń ty, zostawiłem swój w kurtce, w przedpokoju — dodał.
Odpowiedziała mu cisza. Zaniepokoił się jeszcze bardziej.
— Tylko mi nie mów, że…
— Noo… — pisnęła Paula. — Mój też jest w kurtce…
— Cholera! — Martin po omacku szedł na górę. Chciał spróbować wyważyć drzwi. — Au! — Skutek był taki, że stłukł bark. — Ani drgną.
— I co my teraz zrobimy? — powiedziała ponuro i wykrzyknęła: — Johanna!
— Kto to jest Johanna? — zdumiał się Martin.
Po chwili Paula odpowiedziała:
— Moja partnerka. Za dwa tygodnie urodzi nam się dziecko. Ale nigdy nic nie wiadomo… obiecałam jej, że cały czas będę pod telefonem.
— Na pewno nic się nie stanie — uspokajał ją Martin, przyswajając tę nowinę. — W pierwszej ciąży poród najczęściej następuje po terminie.
— Miejmy nadzieję — powiedziała Paula. — Bo Johanna urwie mi głowę. Całe szczęście, że jest mama. W razie czego…
— Nie myśl o tym — przerwał jej Martin. — Aż tak długo nie będziemy tu siedzieć. Zresztą mówiłaś, że dopiero za dwa tygodnie, więc na razie pełen spokój.
— Ale nikt nie wie, że tu jesteśmy — zauważyła Paula i przysiadła na najniższym stopniu. — Tymczasem morderca ucieknie.
— Spójrz na to z innej strony. Przynajmniej nie ma wątpliwości, że mieliśmy rację — próbował ją rozbawić.
Paula nie zaszczyciła go odpowiedzią. Z przedpokoju dobiegał wściekły dzwonek jej telefonu.
Stając przed drzwiami, Mellberg się zawahał. Na piątkowej lekcji było wspaniale, ale od tamtej pory nie spotkał Rity, mimo że wielokrotnie spacerował jej zwykłą trasą. Stęsknił się za nią. Nawet się zdziwił, że tak bardzo. Ernst widocznie czuł podobnie, bo ciągnął go w kierunku domu Rity. Zresztą Mellberg wcale się nie opierał. Ale gdy stanął przed wejściem, już nie był taki pewny swego. Po pierwsze, nie wiedział, czy Rita jest w domu, po drugie, nie chciał się narzucać. W końcu odłożył na bok te niezwykłe jak na niego skrupuły i nacisnął dzwonek domofonu. Nikt nie odpowiadał. Już miał odejść, gdy w domofonie rozległ się trzask i dyszenie. Odwrócił się.