– Czy mógłby pan zdradzić nam coś więcej?
Wilde pochylił się konspiracyjnie do przodu.
– Chyba niezbyt dobrze układało mu się z żoną. Sheila to bardzo dziwna kobieta – dodał, marszcząc czoło i kręcąc głową. – A do tego jeszcze te piekielne przesłuchania. Wasi ludzie z wydziału przestępstw gospodarczych nie grzeszą uprzejmością, pani inspektor. Potrafią nieźle dać się we znaki. – Spojrzał błagalnie na Joannę. – Czy jest jakaś szansa, że teraz, po śmierci Jonathana, przerwą dochodzenie?
Popatrzyła na niego: jego twarz nagle rozpromieniała nadzieją.
– Nie wiem – odrzekła po namyśle. – Ale chyba nie. Jonathan Selkirk nie był jedynym podejrzanym, panie Wilde.
– Śledztwo dotyczyło firmy Selkirk and Wilde, która już nie istnieje – rzucił gniewnie. – Jonathan nie żyje, a prawo nie ściga zmarłych.
– Ale pan jeszcze żyje, panie Wilde.
Przygryzł wargę.
– Wiem.
Ta szybka wymiana zdań podsunęła Joannie pewną myśclass="underline" czyżby Rufus Wilde był aż tak naiwny, by całą winę zrzucić na swego zmarłego partnera?
Po chwili, obserwując go, jak nerwowo bawi się krawatem, szybko odrzuciła tę myśl, bo sam powód wydał jej się zbyt błahy, ale na wszelki wypadek bacznie obserwowała każdy jego ruch.
– Komu mogło zależeć na śmierci Selkirka, panie Wilde?
– Nikomu – odrzekł poważnie. – Absolutnie nikomu. Jonathan był wspaniałym człowiekiem, cieszył się dużą popularnością. Każdy, kto go znał, darzył go ogromną sympatią. – Przerwał, by zaczerpnąć tchu. – Był chyba najbardziej szanowanym prawnikiem w Leek.
Joanna jeszcze nigdy nie słyszała tak fałszywych pochwał.
– Ale bronił też różnych przestępców.
Posłał jej blady uśmiech.
– Na tym polegała jego praca.
Postanowiła zmienić taktykę.
– Pani Selkirk wspomniała, że jej mąż bronił kiedyś pewnego człowieka, oskarżonego o użycie broni. Podobno ten człowiek groził Selkirkowi.
– A kiedy dokładnie? – spytał Wilde, dotykając ramki okularów.
– Jakieś osiem czy dziesięć lat temu – wtrącił Mike.
Wilde zrobił obojętną minę i zamyślił się.
– A, tak. Chodzi o sprawę Wiltona. Rzeczywiście groził Jonathanowi, ale to nic poważnego. Chciał tylko trochę go postraszyć.
Żyły na szyi Mike’a były nabrzmiałe jak powrozy.
– Jest pan tego pewien?
– Ależ oczywiście – odparł Wilde pobłażliwie. – Przecież to zwykle od razu widać.
– A czy ten Wilton jeszcze żyje?
– Tego nie wiem.
– A więc nie zna pan nikogo, kto nienawidził Jonathana Selkirka?
– Nie.
– A może jego syn?
– Wykluczone – zaprotestował Wilde. – Chociaż muszę przyznać, że Jonathan bardzo się zawiódł na Justinie.
– A to dlaczego?
– Bo nie wykorzystał swoich możliwości. Jonathan miał nadzieję, że Justin pójdzie w jego ślady, opłacił mu naukę, jednak chłopaka wcale to nie interesowało.
– Wielka szkoda – rzucił ironicznie Mike, ale Wilde zbył jego uwagę wyniosłym spojrzeniem.
– Dobrze, w takim razie dziękujemy panu, panie Wilde. – Joanna podniosła się z miejsca. – Będziemy z panem w kontakcie.
Te ostatnie słowa wyraźnie nim wstrząsnęły. Spojrzał na nią z błyskiem przerażenia w oczach. Joanna zaczęła zastanawiać się, czy przestraszył się śledztwa w sprawie wyłudzeń, czy może odezwało się w nim sumienie. Tylko dlaczego, do diaska, mogło mu zależeć na śmierci Selkirka, zapytywała się w duchu.
W drzwiach omal nie wpadła na atrakcyjną blondynkę z tacą, na której stały porcelanowe filiżanki w bladoczerwone róże i duży, dymiący dzbanek.
– Wybacz, skarbie, spóźniłaś się – szepnął do niej Mike, po czym odwrócił się do Wilde’a. – Mam nadzieję, że to pan wygłosi mowę pożegnalną na pogrzebie Selkirka, bo tylko pan się do tego nadaje – rzekł. – Cała reszta nienawidziła jego bezczelnej gęby.
Na komendzie czekała na Joannę posterunkowa Dawn Critchlow.
– Mam trzy wiadomości: jedną dobrą, jedną zwyczajną, a jedną złą – oznajmiła. – Od której mam zacząć?
– Od tej dobrej, oczywiście – odparła Joanna.
– Dzwonił doktor Levin. Mówił coś o kolacji i prosił, żeby pani od-dzwoniła i potwierdziła, bo chciałby zarezerwować stolik – dodała z uśmiechem.
Joanna zamrugała.
Skoro Matthew rezerwuje stolik w restauracji, to znaczy, że szykuje się poważna rozmowa, pomyślała. Długo udawało jej się unikać poważnych rozmów, ale w duchu wiedziała, że prędzej czy później ją to czeka, a Matthew zawsze wolał omawiać ważne sprawy w cztery oczy.
Na razie odrzuciła od siebie tę myśl.
– A ta zwyczajna wiadomość?
– Tamtej nocy, około wpół do drugiej, w zatoczce przy Gallows Wood widziano samochód. Z relacji świadka wynika, że był to brązowy vauxhall cavalier. Spisano nawet numer i już go sprawdziliśmy.
– No i co?
– Należy do Dustina Hollowaya – odparła Dawn. – Na razie nie wiemy, kto to jest, ale zaraz go sprawdzimy.
– Świetnie. A kto widział ten wóz? – spytała Joanna od niechcenia. – Pewnie jakaś zakochana para?
Dawn Critchlow przytaknęła.
– Łatwo się domyślić, co? Mężatka z żonatym facetem, dlatego nie chcieli się ujawnić.
– W takim razie zaraz jedziemy do naszych szanownych świadków, a po drodze zajrzymy do tego Hollowaya – zwróciła się do Mike’a. – A ta zła wiadomość? – spytała, patrząc na Dawn.
– Pugh chce panią natychmiast widzieć w swoim… to znaczy, w pani biurze. I przepraszam – dodała. – To były jej słowa, a nie moje. Ale na pani miejscu najpierw zadzwoniłabym do doktora Levina – rzuciła, puszczając oko do Mike’a.
Joanna spuściła powieki i wzięła głęboki oddech. W tym momencie nawet spotkanie z Pugh stało się wybawieniem od poważnej rozmowy z Matthew.
Podczas ich drugiego spotkania Pugh nie zyskała na swojej atrakcyjności. Na dźwięk otwieranych drzwi podniosła głowę i spojrzała na Joannę swymi jasnymi oczami,
– Jutro wieczorem zwalniam twoje biuro – oznajmiła cierpko. – Mamy już Galliniego.
Tak szybko, zdziwiła się Joanna w duchu.
– A gdzie był? – spytała.
– Na lotnisku Heathrow. Miał ze sobą kupę forsy i wybierał się na Sycylię, na wakacje do rodziny, by przy okazji oddać pieniądze szefowi mafii.
– To może coś z niego wyciągniecie.
– Wątpię, ale za to mam coś dla ciebie, Piercy. Siadaj.
Joanna posłusznie opadła na krzesło.
– Nie mogłam pojąć – zaczęła Pugh – jak mu się udało oderwać Selkirka od aparatury, wyciągnąć go z łóżka i wywlec korytarzem tak, żeby nikt nic nie słyszał. – Popatrzyła na Joannę. – I trudno mi było w to uwierzyć.
Joanna milczała wyczekująco.
– Podobno jesteś tu najlepsza, Piercy, ale musisz się jeszcze sporo nauczyć. Zbadaliśmy te drzwi przeciwpożarowe. Okazuje się, że ktoś musiał otworzyć je od wewnątrz – podsumowała.
– To już ustaliliśmy.
Ale Pugh pokręciła głową.
– Sprawca miał wspólnika. Ktoś wpuścił go do szpitala.
Joanna wpatrywała się w nią bez słowa.
– Trzeba jechać do szpitala i jeszcze raz przesłuchać wszystkich, którzy mieli wtedy dyżur. Ktoś z nich wpuścił Galliniego do środka, a potem oderwał Selkirka od aparatury.
Z Matthew poszło jej o wiele trudniej. Już dwa razy wykręciła numer do laboratorium i za każdym razem odkładała słuchawkę, jeszcze zanim usłyszała jego głos. Za trzecim razem odezwała się jego sekretarka i od razu ją połączyła.
– Cześć, Matthew.
– Cześć – odezwał się przez ściśnięte gardło. – Wiesz, Jo, ostatnio miałem sporo czasu na myślenie – zaczął powoli.