Teresa przytakiwała mu ruchem głowy.
– Nasz dom stracił na wartości. Musieliśmy go sprzedać, żeby spłacić dług – ciągnął Justin, ściskając żonę za rękę. – Właściciel tej farmy zgodził się, żebyśmy tu mieszkali, dopóki nie wyjdziemy na prostą. Mamy tu wodę, kanalizację i prąd. I jakoś sobie radzimy – dodał smutno.
– A nie mogliście zamieszkać u rodziców?
– Ojciec Justina się nie zgodził – wtrąciła chłodno Teresa. – Twierdził, że w naszym wieku trzeba umieć samemu sobie radzić. Chciał, żebyśmy stanęli na własnych nogach. Zawsze to powtarzał.
– To znaczy, że prosiliście go o pomoc?
Teresa schyliła głowę, a jej czarne włosy opadły jej na twarz niczym zasłona.
– Tak – odparła.
– Ale przecież mogliście zamieszkać u niego, choćby tymczasowo – wtrącił Mike z niedowierzaniem.
Teresa Selkirk podniosła wzrok i uśmiechnęła się blado.
– Pan go nie znał – odparła. – Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Niedługo się stąd wyprowadzimy, prawda, Justin?
Jej mąż spojrzał na nią z wdzięcznością i ukrył twarz w niesfornych lokach córki.
– I gdzie będziecie mieszkać?
– U teściowej – odparła Teresa.
– To świetnie się wszystko złożyło – zauważył ironicznie Mike.
Teresa Selkirk przyjrzała mu się badawczym wzrokiem.
– A co pan może o tym wiedzieć? – spytała delikatnie ciepłym tonem, jakby chciała go sprowokować. Mike natychmiast się zarumienił, a ona ciągnęła dalej: – Mieszkał pan kiedyś z żoną i dzieckiem w ciasnej przyczepie? Czy może ma pan duży, wygodny dom? Za parę tygodni nasza rodzina się powiększy. Na naszym miejscu wcale by się pan tak nie dziwił, sierżancie. Moja teściowa to dobra kobieta, zawsze chciała nam pomóc, tylko ten stary sukinsyn jej nie pozwalał. Justin miał przez niego naprawdę ciężkie życie.
Wszyscy troje spojrzeli na Justina: siedział, wpatrzony w córkę, która zasłaniała rączką oczka i chichotała, podglądając ich przez palce. Jej ojciec przyglądał się temu uważnie ze skupionym wyrazem na szczupłej, bladej twarzy. I wtedy właśnie Joanna dostrzegła jego prawdziwą naturę.
Justin podniósł nieśmiało wzrok, a gdy napotkał jej spojrzenie, wyraźnie mrugnął do niej okiem. Ciekawe, czy on rzeczywiście jest takim frajerem, na jakiego wygląda, czy tylko zgrywa głupka, zastanawiała się, obserwując, jak Justin bawi się włosami dziecka. Najpierw owijał złociste loki córki wokół swych długich, silnych, kościstych palców, aż nagle niespodziewanie pociągnął. Dziecko wrzasnęło z bólu, po czym znów się roześmiało, patrząc oczkami zaszklonymi od łez.
Teresa przyglądała się tej scenie beznamiętnym wzrokiem.
– Nie rób jej tego, Justin, proszę cię – odezwała się.
Justin Selkirk natychmiast odsunął ręce od włosów córki i opuścił je, a dziecko omal nie spadło mu z kolan, usiłując kurczowo chwycić się jego swetra. Joanna i Mike zauważyli, że twarz Teresy posmutniała nagle i kobieta od razu wydała im się starsza, zmęczona i przerażona. Szybko schyliła głowę, by pod zasłoną opadających włosów ukryć swe emocje. Joanna uznała, że lepiej wrócić do sprawy zabójstwa Jonathana Selkirka.
– Śmierć pana ojca była jednak dla pana dużym przeżyciem osobistym, prawda, panie Selkirk? – zaczęła.
– Rzeczywiście, to był straszny szok – odparł Justin, nagle przybierając teatralną pozę jak marny aktor, odgrywający jakąś słabą komedię. – Długo nie będę mógł się z tym pogodzić – dodał ze zbolałą miną i popatrzył im prosto w oczy. – Zachowamy go na zawsze w naszej pamięci.
– I niech tak zostanie – zauważyła cicho Joanna, a Teresa podniosła głowę i zmierzyła ją przenikliwym wzrokiem.
– Czy wy naprawdę nic nie rozumiecie?
Zapadła długa cisza, którą wreszcie przerwał Justin Selkirk:
– Często śni mi się teraz, że ojciec zostaje zamordowany. Śniło mi się już wtedy, gdy zaginął.
– Naprawdę? – spytał Mike, wyraźnie zaciekawiony.
– Jeszcze dziś zdaje mi się, że słyszę jego głos. – Selkirk rozejrzał się trwożliwie dookoła.
– A co takiego panu mówi?
Selkirk przymknął oczy.
– Słyszę tylko jego krzyk.
Wracając do wozu, brnęli przez błotniste pole. Mike odezwał się pierwszy.
– Coś mi się zdaje, że niedaleko spadło jabłko od jabłoni.
Joanna przyznała mu rację.
– Może się mylę – ciągnął – ale z tymi Selkirkami będzie więcej kłopotów niż z niejednym seryjnym zabójcą.
Podczas sobotniej odprawy funkcjonariusze wykazywali szczególne zainteresowanie śledztwem.
Wieść o zabójstwie Yolande Prince wywołała w nich poczucie winy, porażki i zawodu, a najgorsze było to, że morderca wciąż pozostawał na wolności. Przedstawiając swoje wnioski, każdy z zebranych miał ponury wyraz twarzy i spięty głos. Wszyscy pragnęli, by morderca został jak najszybciej ujęty i skazany, a zarazem obawiali się, że śledztwo znów zostanie zawieszone z powodu wysokich kosztów i innych naglących spraw. Policja mogła liczyć tylko na ograniczony budżet. Po odprawie Joanna obserwowała wychodzących funkcjonariuszy.
Na początku każdego śledztwa towarzyszyły im silne emocje i wiara w siebie, podczas odpraw padała niejedna żartobliwa uwaga, ale z czasem musieli schylić głowę przed przeciwnościami losu i pogodzić się z rzeczywistością. Nie mogli przecież ciągle pracować po godzinach, bo już po tygodniu byli przemęczeni, a niezadowolenie ich rodzin powodowało jeszcze większy stres.
Kiedy ostatni policjant wyszedł z sali, Joanna zwróciła się do Mike’a:
– A ty weź sobie wolne i idź na siłownię.
Otworzył usta, by zaprotestować, ale powstrzymała go, dotykając jego ramienia. Miała swój plan i przez resztę dnia nie potrzebowała jego towarzystwa.
– Proszę cię, Mike – nalegała. – Musisz uwolnić trochę energii. A ja w tym czasie zajmę się sprawą Frosta.
W teczce z aktami sprawy śmierci Michaela Frosta było zaledwie kilka kartek: po krótkim, oficjalnym śledztwie uznano, że należy wykluczyć, jakoby śmierć pacjenta nastąpiła z przyczyn innych niż samobójstwo wywołane chorobą psychiczną. Była tam też udokumentowana opinia psychiatry, który pisał o jego kryzysie i załamaniu nerwowym po długotrwałej opiece nad chorą żoną. Pisał też, że samobójstwo pacjenta było wielkim szokiem i tragedią i że pacjent w takim stanie powinien był znaleźć się pod specjalną opieką.
Czytając te banały, Joanna uśmiechała się półgębkiem. Dalej napisane było, że w przypadkach silnej depresji bardzo trudno jest odwieść pacjenta od samobójstwa i że los osoby cierpiącej na depresję jest już przesądzony. Oddział psychiatryczny mieści się na pierwszym piętrze, czytała. W oknach znajdują się kraty. Pracują tam trzy wykwalifikowane pielęgniarki, a w razie potrzeby jest ich więcej. Zostawianie chorych psychicznie pacjentów pod opieką osób nie mających odpowiedniego przygotowania medycznego jest niedopuszczalne. Energicznym ruchem Joanna położyła te kartki na biurku. Idealne wytłumaczenie, pomyślała, ciekawe tylko, co się za tym kryje.
Przejrzała raport patologa: Frost miał rozległe obrażenia głowy, klatki piersiowej i miednicy i złamał obie nogi.
Yolande na pewno poczuła się fatalnie, kiedy to wszystko usłyszała, uznała w duchu Joanna.
Jej uwagę przykuło jedno zdanie: u pacjenta nie stwierdzono wcześniej tendencji samobójczych.
Jeszcze raz przejrzała raport z sekcji zwłok, ale nie znalazła żadnych dokumentów analizy toksykologicznej. A więc jeśli – jak twierdzi O’Sullivan – Yolande rzeczywiście nie podała pacjentowi leku, to nikt oprócz ich dwojga o tym nie wiedział.