Выбрать главу

A co potem? W jaki sposób ma przejść do sedna sprawy, nie wywołując jednego z jego okropnych ataków gniewu? Może powie coś takiego: „Zdaje się, że podczas ostatniej wojny służyłeś w wojsku, prawda?” Wiedziała, że brał udział w walkach we Francji. Zaraz potem doda: „Mama też chyba coś wtedy robiła?” Znała odpowiedź także na to pytanie; matka zgłosiła się jako pielęgniarka – ochotniczka i opiekowała się w Londynie rannymi amerykańskimi oficerami. Na koniec zaś oświadczy: „Oboje służyliście swoim krajom, więc na pewno zrozumiecie, dlaczego chcę zrobić to samo.” Ten argument powinien okazać się trudny do zbicia.

Czuła, że jeśli tylko zdoła pokonać jego opór w podstawowej sprawie, na pewno uda jej się go przekonać także do swoich innych pomysłów. Do czasu wstąpienia do P. O. T., Co powinno nastąpić najpóźniej za kilka dni, będzie mogła mieszkać u krewnych. Miała dziewiętnaście lat; wiele dziewcząt w jej wieku pracowało po osiem i więcej godzin dziennie. Była wystarczająco dorosła, żeby wyjść za mąż, prowadzić samochód lub iść do więzienia. Nie istniał żaden powód, dla którego ktoś miałby ją zmusić do opuszczenia Anglii.

Tak, to miało sens. Teraz potrzebowała już tylko odwagi.

Ojciec powinien być w gabinecie z zarządcą. Margaret wyszła z pokoju, lecz zaraz za drzwiami ogarnęła ją fala strachu. Ojciec nigdy nie tolerował sprzeciwu. Jego napady gniewu były okropne, a kary, jakie wyznaczał, bardzo surowe. Kiedy miała jedenaście lat, zachowała się niegrzecznie wobec któregoś z gości przebywających w domu i musiała za to spędzić cały dzień w kącie gabinetu, stojąc twarzą do ściany. Za to, że w wieku siedmiu lat zrobiła siusiu w łóżku, zabrał jej ulubionego misia, a kiedyś, w ataku wściekłości, wyrzucił przez okno na piętrze małego kota. Jak zareaguje teraz, kiedy powie mu, że pragnie zostać w Anglii i walczyć z nazistami?

Zmusiła się, by zejść po schodach, ale kiedy zbliżyła się do drzwi gabinetu, strach nasilił się jeszcze bardziej. Wyobraziła sobie ojca z nabiegłą krwią twarzą i wybałuszonymi oczami, i poczuła niemal paniczne przerażenie. Usiłowała się uspokoić zadając sobie pytanie, czy naprawdę jest się czego bać. Przecież nie mógł już zabrać jej ulubionego misia. Mimo to w głębi duszy zdawała sobie sprawę, że ojciec potrafi obmyślić dla niej jakąś karę, kto wie, czy nawet nie bardziej okrutną.

Kiedy drżąc na całym ciele stała przed drzwiami gabinetu, w holu pojawiła się pani Allen, ubrana jak zwykle w czarną jedwabną sukienkę. Pani Allen kierowała żelazną ręką całą żeńską służbą domową, ale zawsze okazywała wielkie pobłażanie dzieciom. Była bardzo przywiązana do rodziny Oxenford i wiadomość o tym, że wyjeżdżają z kraju, podziałała na nią ogromnie przygnębiająco. Oznaczało to dla niej koniec egzystencji, do jakiej się przyzwyczaiła i jaką polubiła. Obdarzyła Margaret smutnym uśmiechem.

Na jej widok dziewczynę olśnił zapierający dech w piersi pomysł.

W ciągu ułamka sekundy w głowie Margaret powstał szczegółowy plan ucieczki. Pożyczy trochę pieniędzy od pani Allen, wyjdzie natychmiast z domu, wsiądzie do pociągu odjeżdżającego do Londynu o szesnastej pięćdziesiąt pięć, przenocuje w mieszkaniu kuzynki Catherine, a nazajutrz z samego rana wstąpi do P. O. T. Zanim ojcu uda się ją odszukać, będzie już po wszystkim.

Plan był tak prosty i śmiały, że z trudem mogła uwierzyć, iż uda się jej go zrealizować. Jednak zanim zdążyła się nad nim dokładniej zastanowić, usłyszała swój głos:

– Och, pani Allen, czy mogłaby mi pani pożyczyć trochę pieniędzy? Zostało mi jeszcze do zrobienia trochę zakupów, ale nie chcę zawracać głowy ojcu, bo jest bardzo zajęty.

– Oczywiście, panienko – odparła bez wahania pani Allen. – Ile panienka potrzebuje?

Margaret nie miała pojęcia, ile kosztuje bilet do Londynu. Nigdy nie miała styczności z takimi sprawami.

– Myślę, że funt mi wystarczy – powiedziała na chybił trafił. Czy ja naprawdę to robię? – przemknęło jej przez myśl.

Pani Allen wyjęła z torebki dwa banknoty dziesięcioszylingowe. Z pewnością dałaby jej całe swoje oszczędności, gdyby Margaret ją o to poprosiła.

Margaret wzięła pieniądze drżącą ręką. To mój bilet do wolności – pomyślała. Choć wciąż jeszcze przerażona, poczuła w piersi gorący płomyk radości.

Pani Allen opacznie zrozumiała jej niewyraźną minę, sądząc, że jej przyczyną jest decyzja o wyjeździe.

– To rzeczywiście smutny dzień, lady Margaret – powiedziała i uścisnęła lekko jej rękę. – Smutny dzień dla nas wszystkich.

Potrząsnęła z goryczą głową, po czym zniknęła w głębi domu.

Margaret rozejrzała się ostrożnie dookoła, ale nikogo nie zauważyła. Serce trzepotało jej jak ptak schwytany w pułapkę, łapała powietrze szybkimi, płytkimi łykami. Wiedziała, że jeśli pozwoli sobie na chwilę wahania, straci całą odwagę. Nie odważyła się nawet włożyć płaszcza. Ściskając w dłoni pieniądze po prostu wyszła przez frontowe drzwi.

Stacja kolejowa znajdowała się w odległości trzech kilometrów, w sąsiedniej wsi. Margaret w każdej chwili spodziewała się usłyszeć za sobą warkot należącego do ojca rolls – royce'a. Ale skąd właściwie miałby wiedzieć, co zrobiła? Było bardzo mało prawdopodobne, żeby ktokolwiek zauważył przed obiadem jej nieobecność, a nawet gdyby ktoś zwrócił na to uwagę, zapewne uznano by, że poszła po zakupy, tak jak powiedziała pani Allen. Mimo to cały czas była spięta i niepewna.

Dotarła do stacji na długo przed planowym odjazdem pociągu, kupiła bilet – okazało się, że ma aż nadto pieniędzy – i usiadła w poczekalni dla kobiet, obserwując wskazówki wielkiego ściennego zegara.

Pociąg spóźniał się.

Minęła czwarta pięćdziesiąt pięć, potem piąta, wreszcie pięć po piątej. Margaret była już tak przerażona, że niewiele brakowało, by zrezygnowała z ucieczki i wróciła do domu, choćby po to, żeby uwolnić się od straszliwego napięcia.

Pociąg wjechał na stację kwadrans po piątej. Ojciec wciąż jeszcze nie zjawił się, by zabrać ją do domu.

Margaret weszła do wagonu. Serce miała niemal w gardle.

Stanęła przy oknie i nie odrywała wzroku od wejścia na peron, spodziewając się ujrzeć wpadającego w ostatniej chwili ojca.

Wreszcie pociąg ruszył.

Nie mogła uwierzyć, że jej plan się powiódł.

Pociąg nabierał prędkości i w sercu Margaret pojawiło się radosne drżenie. Kilka sekund później stacja została w tyle, Margaret zaś triumfalnie spoglądała na błyskawicznie malejące zabudowania wioski. Udało się! Uciekła!

Nagle ugięły się pod nią kolana. Rozejrzała się w poszukiwaniu wolnego miejsca i dopiero teraz uświadomiła sobie, że pociąg jest pełen. Wszystkie miejsca były zajęte, nawet w pierwszej klasie, a na podłodze siedzieli żołnierze.

Jej euforii nie zmniejszył nawet fakt, że podróż, przynajmniej według normalnych standardów, przypominała senny koszmar. Na każdej stacji do wagonów wsiadało coraz więcej ludzi, a opóźnienie wzrosło do ponad trzech godzin. W związku z obowiązującym zaciemnieniem usunięto wszystkie żarówki, więc po zapadnięciu zmroku pociąg pogrążył się w całkowitej ciemności, rozpraszanej jedynie od czasu do czasu błyskiem latarki konduktora, lawirującego między siedzącymi i leżącymi na podłodze ludźmi. Kiedy nie mogła już wytrzymać stojąc, Margaret także usiadła na podłodze. Teraz nie miało to już żadnego znaczenia. Co prawda pobrudzi sobie sukienkę, ale już jutro ona też będzie w mundurze. Na wszystko należało patrzeć z nowej perspektywy, bo przecież trwała wojna.

Zastanawiała się, czy ojciec mógł zauważyć jej nieobecność, dowiedzieć się, że wsiadła do pociągu, i pojechać szybko do Londynu, by przechwycić ją na dworcu Paddington. Było to mało prawdopodobne, choć możliwe. Kiedy pociąg wjechał na stację, serce dziewczyny ponownie napełniło się niepokojem.

Jednak gdy wysiadła i stwierdziła, że ojca nigdzie nie widać, uśmiechnęła się triumfalnie. A więc jednak nie był wszechmocny! Dzięki poświacie wydobywającej się na zewnątrz z ogromnej jaskini dworca udało jej się znaleźć taksówkę, która z włączonymi tylko pozycyjnymi światłami zawiozła ją do Bayswater. Kierowca zaprowadził ją do domu, w którym znajdowało się mieszkanie Catherine, oświetlając drogę latarką.

Wszystkie okna budynku były zaciemnione, ale hol rozjaśniała feeria świateł. Portier skończył już służbę – dochodziła prawie północ – lecz Margaret znała drogę do mieszkania Catherine. Weszła po schodach i nacisnęła przycisk dzwonka.

Nikt nie odpowiedział.

Zadzwoniła jeszcze raz, choć wiedziała, że to nie ma większego sensu. Mieszkanie było małe, a dzwonek donośny. Catherine nie było w domu.

Po chwili doszła do wniosku, że właściwie nie powinna się temu dziwić. Catherine mieszkała z rodzicami w hrabstwie Kent, używając tego mieszkania jako pied-a-terre. Londyńskie życie towarzyskie zamarło, więc Catherine nie miała żadnego powodu, by zostać w mieście. Margaret nie przyszło to wcześniej do głowy.

Nie była zrozpaczona, ale na pewno odczuwała spore rozczarowanie. Cieszyła się na myśl o tym, że usiądzie z Catherine przy stole i popijając gorące kakao opowie jej o szczegółach swej wielkiej przygody. Wyglądało na to, że będzie musiała wstrzymać się z realizacją tych planów. Co powinna teraz zrobić? Miała w Londynie wielu krewnych, ale gdyby się u nich zjawiła, natychmiast zadzwoniliby do ojca. Catherine na pewno by jej nie zdradziła, lecz Catherine stanowiła wyjątek.

Potem przypomniała sobie, że ciotka Martha nie ma telefonu.

Ta zrzędliwa, siedemdziesięcioletnia stara panna była właściwie jej cioteczną babką. Mieszkała nie dalej niż milę stąd. O tej porze na pewno będzie już spała i wścieknie się, że ktoś śmie ją budzić, ale na 37 to nie było żadnej rady. Najważniejsze, że nie będzie mogła zawiadomić ojca Margaret o miejscu pobytu jego córki.