Zaczął tracić ochotę na spotkania z klientami. Wydawało mu się, że wszyscy są tacy sami. To samo mówią, jedzą, myślą. Przestał go cieszyć dobry utarg pod wieczór, pochwały gości, ruch w interesie. Budził się rano i długo leżał w łóżku. Nie czuł upływającego czasu. Myślał o swoim życiu. Co się udało, a co przegrał. Ta druga część była dziwnie dłuższa.
Chciał porozmawiać o tym z żoną. Ale ona, choć znajdowała się obok, w tym samym domu, była jakby nieobecna. Nie ciekawiły jej problemy męża. Nawet nie udawała, że ma dla niego czas, że chce posłuchać, co go boli i przejmuje. Nie miał odwagi zapytać dlaczego. Wiedział, że to małżeństwo dawno przestało istnieć. Zgodził się na taki stan wiele lat temu, bo wydawał się wygodny. A teraz przyszło mu ponieść tego konsekwencje.
Przełknął ślinę. Była zaskakująco gorzka. Jak wnioski, do których doszedł.
W jego życiu liczyły się trzy kobiety. To dla nich pracował, starał się, osiągał sukces. A jednak po wielu latach wyglądało na to, że żadna nie chce mieć z nim nic wspólnego.
Jak to odkręcić? – zachodził w głowę, zastanawiał się. Ale nie umiał znaleźć dobrego sposobu.
ROZDZIAŁ 15
Jakub wracał z Gdańska ostatnim pociągiem. Patrzył w okno, ale gdyby go zapytać, co dokładnie się tam znajduje, pewnie by nie umiał udzielić odpowiedzi. Niczego nie widział. Był cały w swoim wewnętrznym świecie. Próbował się otrząsnąć z szoku, ale słabo mu szło.
Wydawało mu się, że postąpił słusznie. Nie mógł przecież siedzieć jak ofiara i czekać na rozwój wydarzeń. Musiał podjąć jakieś działania. Dał Agnieszce dość czasu, by ochłonęła. Ale nic się nie zmieniało. Wciąż do niego nie dzwoniła, nie chciała mu powiedzieć, gdzie teraz mieszka, co się dzieje z Martynką ani pozwolić mu na spotkanie z córką.
Wziął więc sprawy w swoje ręce. Nie było to łatwe, ale odnalazł Agnieszkę. Umówił się z nią na spotkanie. Wsiadł w pociąg, dojechał nad morze, ale nie zobaczył nawet kropli słonej wody. Nie miał na to czasu ani ochoty. Sprawy nie potoczyły się po jego myśli.
Wprawdzie dotarł do Agnieszki, podała mu adres, co wydawało się wielkim sukcesem, i nawet został wpuszczony za drzwi. Cieszył się jak dziecko. Sądził, że właśnie pokonał największą przeszkodę na drodze do zgody. Wystarczy, że stanie z nią twarzą w twarz i wtedy wszystko sobie wyjaśnią – planował sobie optymistycznie przez całą drogę.
Ale tak się nie stało. W progu przywitała go kobieta, jakiej nie znał. Zimna, twarda i dość cyniczna. Powtórzyła to samo, co przez telefon, patrząc mu prosto w oczy z całą pewnością i przekonaniem. Nie życzy sobie, żeby ją nachodził. Jeśli nie spełni jej prośby, spotkają się w sądzie.
Zamarł. Rozumiał jej rozżalenie, ale nie mógł pojąć okrucieństwa. Nie był przecież jedyną osobą odpowiedzialną za kryzys w tym związku, choć zdawał sobie sprawę z popełnionych błędów. Ale zakazywanie mu bez powodu kontaktu z dzieckiem nie mieściło się w głowie. Nawet nie zobaczył Martynki, nie dowiedział się, do którego chodzi przedszkola. Położył upominek dla córeczki na podłodze i odszedł jak struty.
Kończyła mu się cierpliwość. Dał Agnieszce czas na nabranie dystansu do wspólnych spraw, ale najwyraźniej z niego nie skorzystała. Pracował zbyt wiele, to prawda, ale nie zasłużył, by go traktować jak przestępcę, któremu należy ograniczyć możliwość widzenia się z własnym dzieckiem.
Nie wiedział jednak, co jeszcze mógłby zrobić. Próby podjęcia rozmowy kończyły się źle. Nawet nie kłótnią, lecz zderzeniem z zimną ścianą. Do Agnieszki nie docierały żadne argumenty. A kiedy Jakub się denerwował, ona włączała kamerę w telefonie i zaczynała go nagrywać. To był jakiś niewiarygodny obłęd. Taka pojedyncza scena, wyrwana zupełnie z kontekstu, rzeczywiście mogłaby w sądzie zrobić wrażenie. Nikt nie wygląda korzystnie, kiedy się piekli i wścieka, choćby jego powody były słuszne.
Takie nagranie mogło pokazać Jakuba jako człowieka, który nie panuje nad własnymi emocjami. A przecież z natury był bardzo spokojny, kochał swoje dziecko. Agnieszka doskonale o tym wiedziała. Wobec Martynki często zachowywał się w sposób bardziej wyrozumiały i łagodniejszy niż jej mama, którą zawsze wyprowadzała z równowagi konieczność powtarzania niektórych próśb po kilka razy.
A jednak mimo wrodzonego spokojnego usposobienia z wielkim trudem opanował się wtedy w mieszkaniu. Był naprawdę wściekły. Jechał całą noc. Miał nadzieję zakończyć spór, był gotów iść na ustępstwa, przeprosić, zacząć wszystko od nowa, lepiej. Ale nie dostał nawet szansy, by o tym powiedzieć. Agnieszka go skreśliła z wyrachowaniem, o które jej nie podejrzewał.
Trząsł się wewnętrznie, ale wyszedł z jej mieszkania, nie pozwalając, by doszło do sceny, która dałaby argument w ewentualnym sporze. Wrócił na dworzec kolejowy. Wiedział, że nie może teraz działać pod wpływem impulsu. Kobieta, którą kochał, stała się jego największym wrogiem. Nie do końca rozumiał dlaczego. Nawet jeśli policzył wszystkie swoje winy, spędzone w restauracji wieczory i noce, zapomniane urodziny, nie wydawało mu się, by wobec skruchy i gotowości poprawy nie zasługiwał choćby na to, by go wysłuchać. A już z pewnością spędzić jedną chwilę z Martynką. Ona przecież nie miała nic wspólnego z konfliktem między rodzicami. Na pewno tęskniła za tatą i nie rozumiała, dlaczego nie odzywa się do niej tak długo.
A jednak Agnieszka nie chciała o niczym słyszeć. Karała Jakuba jak za przestępstwo najcięższej kategorii. Groziła policją, założeniem Niebieskiej Karty. To był jakiś absurd. Zupełnie nie umiał tego zrozumieć.
W pociągu też nie odnalazł spokoju. W tym samym przedziale podróżowały dzieci. Chłopiec i dziewczynka w wieku Martynki. Kręciły się na siedzeniach, rozmawiały, śmiały się i przytulały do rodziców. Nie mógł na to patrzeć. Ten widok wywoływał w nim koszmarne wyrzuty sumienia, żal i rwącą serce tęsknotę. W pewnym momencie musiał wyjść na korytarz. Stanął przy oknie i odruchowo poklepał się po kieszeniach. Miał ochotę zapalić, choć rzucił nałóg wiele lat temu. Kiedy Agnieszka zaszła w ciążę. Żeby nie szkodzić dziecku.
Zatęsknił za jakimś wspomagaczem, który pomógłby mu uspokoić nerwy. Na szczęście nie miał dostępu do papierosów, bo po pierwsze w pociągu nie można było palić, a po drugie czuł, że jeśli raz się złamie, znowu będzie chodził od rana do wieczora w oparach dymu.
Co robić? – zastanawiał się. Zupełnie nie był przygotowany na taki rozwój sytuacji. Czy szukać adwokata? Wynająć detektywa? Szukać Martynki na własną rękę? Czatować pod przedszkolem, skradać się do własnego dziecka?
Nie mógł uwierzyć, że naprawdę do tego doszło. Czy rzeczywiście zasłużył aż na tak daleko idącą niechęć? Wiedział tylko jedno. Nie wolno mu sprowokować Agnieszki. Rozwścieczona była zdolna do czynów, o jakie nigdy wcześniej jej nie podejrzewał.
Musiał zachować spokój za wszelką cenę i mieć nadzieję, że czas okaże się jego sprzymierzeńcem. Agnieszka zrozumie swój błąd.
Wrócił na swoje miejsce w przedziale. Usiadł i oparł dłonie na stoliczku. Schował twarz. Tęsknił za córką. Nie umiał zbyt dobrze wyrażać swoich uczuć, jak wielu mężczyzn, ale to nie oznacza, że ich nie miał. Targały nim mocno. Wyznawał je w takim języku, jaki był dla niego dostępny. Przez pracę. Miał silnie zakodowaną potrzebę utrzymania swojej rodziny. Pracował tak długo, bo chciał wołać wielkim głosem. Kocham was. Bardzo. Ponad wszystko. Ponad odpoczynek, zdrowie, sen, jedzenie, wolność.
Ale nie został zrozumiany. Męskie przesłanie jego ukochana kobieta odebrała dokładnie odwrotnie. Uznała, że zaangażowanie w pracę jest dowodem braku miłości. Nie miał do niej o to żalu. Czasem naprawdę ludzie pochodzą z innych planet, nawet jeśli są tej samej płci. Niełatwo pojąć, co chce nam przekazać istota z obcej galaktyki. Ale przecież on zrozumiał swój błąd. Chciał się poprawić, natychmiast zmienić. Wielu facetów codziennie słyszy, że ich droga jest zła, ale upierają się trwać na niej. On był gotowy się poprawić i to zaraz. A jednak nie dostał szansy.