– Tak – powiedziała z westchnieniem i usiadła. – Właściwie to już nie działamy. Jest otwarte, bo na myśl, że miałabym tu siedzieć sama w zamkniętym pomieszczeniu, dopada mnie klaustrofobia. Czasem ktoś wpadnie na kawę i mogę poudawać przed samą sobą, że coś robię, walczę. Ale prawda jest taka, że już przegrałam. Właśnie trwa końcowe odliczanie.
Jakub pokiwał głową.
– Ale kolację dostaniesz. – Karolina się zerwała.
– Kucharz mi przygotuje? – zapytał. Kompetencje zawodowe tego kolegi po fachu skrycie go fascynowały. Nie miał pojęcia, jak można latami pracować w branży, do tego stopnia nie mając kwalifikacji.
– Nie. Jego już nie ma – odparła Karolina. – Trzy zaległe pensje to i tak bardzo dużo. Nie chciałam do tego dokładać ani jednego dnia, za który nie będę mogła zapłacić.
– A kelnerka?
– Sama się zwolniła – westchnęła Karolina. – Znalazła coś lepszego. Dziwię się, że tak długo tu wytrzymała, ofert pełno na każdej ulicy. Słyszałam, że robiła to wyłącznie dla szefa. Cokolwiek to znaczy – dodała smutno.
– Co masz na kolację? – zapytał, żeby ją choć na chwilę odciągnąć od ponurych rozważań. Czuł, że jej sytuacja może być rzeczywiście równie zawiła i pokręcona jak jego własna.
– Możesz pójść do Michalskich – zastrzegła się od razu. – To naprzeciwko. – Wskazała dłonią doskonale znane mu miejsce. – Uczciwie ci mówię, że zjesz tam sto razy lepiej niż u mnie. A ceny też mają tam całkiem przyzwoite. Ponoć gotuje tam jeden z najzdolniejszych kucharzy w Krakowie.
– Słyszałaś o nim? – Jakub mimo woli poczuł dreszczyk emocji i palącą ciekawość.
– Tutaj chyba każdy słyszał. Wiesz, to trochę taka historia, w którą trudno uwierzyć. Młody chłopak, bardzo zdolny, przyjechał do Krakowa z pustymi rękami. Zakochał się w córce właściciela i zrobił u Michalskich prawdziwą rewolucję. Opracował nowe wspaniałe menu i niedługo przejmie restaurację. Dobrze wiedzieć, że takie rzeczy naprawdę przydarzają się ludziom. Że świat nie jest tylko beznadziejnym miejscem, które bardzo surowo karze za naiwność, za zaufanie… za miłość… – dodała ciszej.
Co miał jej powiedzieć? Że ta bajkowa opowieść o jednym sprawiedliwym nagrodzonym za swoją pracowitość i talent jest również fikcją? Że ten rzekomo bardzo uzdolniony młody człowiek właśnie siedzi przed nią zrezygnowany i z poczuciem całkowitej przegranej?
– Pomogę – powiedział. – Zróbmy razem tę kolację. Proszę się nie bać. Znam się trochę na gastronomii.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– I wybrał pan to miejsce, by zjeść? – Wyraźnie nisko oceniła jego zawodowe kompetencje.
– Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Jakub – przypomniał się. – Byłem ciekawy, co tu słychać. A czasu mam tak dużo, jak jeszcze chyba nigdy dotąd. Mogę zjeść, gdzie chcę, a nogi same mnie poniosły w to właśnie miejsce.
Uśmiechnęła się.
– W takim razie zapraszam na zaplecze. Zrobimy sobie kanapki.
W głowie świdrował jej głos mamy, jeszcze z czasów szkolnych, z wciąż aktualnym ostrzeżeniem, że nie wolno rozmawiać z nieznajomymi, zapraszać ich do domu, a tym bardziej na zaplecze restauracji, kiedy jest się samemu w lokalu. Ale Karolina czuła całą sobą, że jest bezpieczna. Czy mogła jednak jeszcze zaufać swoim osądom, skoro już raz tak okrutnie się pomyliła?
Nie było czasu na dalsze rozmyślania. Jakub śmiało wszedł na zaplecze, podwinął rękawy koszuli i umył fachowo ręce. Obserwowała go czujnie kątem oka.
Wyciągnęła wszystkie składniki, jakie miała. Kupiła je dla siebie. Zamierzała zjeść samotną kolację w restauracji, a potem spokojnie pomyśleć i podjąć wreszcie jakąś decyzję. Bo ostatnio tylko miotała się między skrajnościami. Bardzo chciała ocalić restaurację, ale każdy dzień przynosił tylko nowe argumenty, że to się nigdy nie uda.
Lenka nocowała dzisiaj u babci. Był piątek i dziewczynka miała tam zostać na cały weekend. W ten sposób rodzice okazywali swoje wsparcie. Chcieli dać Karolinie czas, by posprzątała lokal i wystawiła wreszcie ogłoszenie. Zdradę Patryka przyjęli z satysfakcją ludzi, którym potwierdziły się przypuszczenia.
Karolina westchnęła na wspomnienie nieprzyjemnej rozmowy. Trochę się bała zostawić u nich córeczkę. Nie chciała, by naopowiadali jej jakichś okropnych rzeczy o Patryku. Lenka wciąż kochała tatę i tęskniła za nim. Karolina starała się delikatnie przyzwyczajać ją do nowej sytuacji i powoli dawkować informacje. Obawiała się, że mama jest innego zdania i może przyłożyć z grubej rury. Ale siostra obiecała trzymać rękę na pulsie i opiekować się malutką. Pilnować, by Lenka nie była świadkiem rozmów nieodpowiednich dla dziecka. Karolina zgodziła się więc zawieźć córeczkę do rodziców. Naprawdę bardzo potrzebowała czasu, by uporządkować swoje sprawy.
Tak się zamyśliła, że prawie zapomniała o swoim towarzyszu. A on tymczasem działał w kuchni pełną parą. Wcale nie potrzebował pomocy ani żadnych informacji. Szybko przygotował jakąś pastę z kawałka sera i garści zapomnianych, lekko podeschniętych ziół. Potem pokroił ogórka oraz paprykę i zaczął dekorować kromki. Wszystko to działo się bardzo sprawnie i w błyskawicznym tempie. Nóż tańczył w ręce Jakuba tak, że nie sposób było zobaczyć pojedynczych ruchów.
– Jesteś naprawdę dobry – wyszeptała z nabożeństwem i spojrzała na niego mocno zaintrygowana. Co to za dziwny człowiek? Czego szuka taki fachowiec w jej upadającej knajpie?
– Tak – odpowiedział Jakub równie mocno zanurzony we własnych myślach. – Bardzo lubię gotować, ale chyba z tym skończę.
– Dlaczego? – wyrwało jej się spontaniczne pytanie.
– To długa opowieść i smutna. Nie nadaje się do kolacji – powiedział i poukładał jedzenie na talerzach. Karolina zaparzyła herbatę i zanieśli wszystko na salę.
Usiedli oboje przy stoliku pod oknem.
– Ta miejscówka jest najlepsza – powiedział Jakub, rozglądając się z uznaniem. – Powinna być chlubą tego lokalu. Ludzie robiliby rezerwację na specjalne kolacje i rozmowy biznesowe wyższej rangi.
– Ale nie dostanie takiej szansy – westchnęła Karolina. – Chociaż ja również lubię tu siadać. Czuję się jak w domu. Ale widzisz, znów bardzo dobrze cię rozumiem. Też muszę zrezygnować z tego, co dla mnie ważne, i to także jest długa, smutna opowieść, która się nie nadaje jako tło pogodnej kolacji.
– To zostawmy na razie złe sprawy – zaproponował Jakub. – Wyobraźmy sobie, że jesteśmy młodzi, piękni, szczęśliwi i właśnie po wspaniałym dniu spożywamy w najlepszym towarzystwie pyszny posiłek. Uśmiechnij się – powiedział i wzniósł toast filiżanką.
– Z tego, co wymieniłeś, tylko towarzystwo się zgadza.
– Nie tylko. – Uśmiechnął się, ale nie dokończył, że Karolina jest też piękną dziewczyną. Nie chciał, by pomyślała, że z nią flirtuje. Jego serce było zajęte. Nie miał zamiaru nikogo wprowadzać w błąd w tej kwestii. Ostatnie, czego teraz szukał, to nowa relacja z kobietą.
– Wiem, że nie tylko – odparła Karolina i postawiła dzbanek z herbatą. – Ty jesteś jeszcze młody. Bo ja się czuję, jakbym już całe życie miała za sobą. Taka jestem zmęczona.
Wzięli po kanapce. Karolina ugryzła kęs i ze zdumieniem zaczęła się wpatrywać w swój kawałek chleba.
– Co ty zrobiłeś? – zapytała, jednocześnie przełykając. Nagle zapomniała o wszystkich swoich zmartwieniach. – To jest niewiarygodnie pyszne, a jestem pewna, że niczego dobrego do jedzenia nie miałam na zapleczu.
Uśmiechnął się z zadowoleniem. Kochał tę magię. Zmianę, jaka następowała, gdy pozornie zwykłe składniki stawały się wspaniałym daniem. A także błogość na twarzy tych, którzy tego smakowali.
– Bardzo mi miło w imieniu pasty serowej – powiedział. – Proste dania z niczego to moja specjalizacja. Pochodzę z niezamożnej rodziny… – Ledwo to wypowiedział, miał ochotę złapać się za usta. Zdaniem Michalskich było to jego największe przestępstwo i wciąż musiał w ich towarzystwie od nowa udowadniać swoją wartość jako człowiek. Nigdy nie mówił o sobie. Uznał, że nie warto. Nie wiedział, dlaczego o tym teraz wspomniał. Może cały czas siedziało w nim jak zadra i nie pozwalało zapomnieć? Ale Karolina przyjęła to wyznanie ze spokojem, jak zupełnie zwykłą rzecz. – Mama nauczyła mnie, że nic się nie powinno marnować – opowiadał dalej. – Potrafię gotować smacznie i niedrogo jednocześnie.