Выбрать главу

Agnieszka doskonale znała ten mechanizm. Jej ojciec też miał takie fazy skruchy. Zawsze w niego wierzyła, ufała, że się postara. Że jest mocny, kocha ją i ta miłość doda mu sił. Każde kolejne rozczarowanie było silniejsze, pozostawiło w niej głębsze rany. Tym bardziej że rosła i coraz lepiej rozumiała całą sytuację.

Odłożyła telefon. Wstała i podeszła do pokoju córki. Malutka już spała. Padła zmęczona wcześniej niż zwykle po długiej zabawie na plaży. Morskie powietrze wyraźnie jej służyło. Nabrała zdrowych rumieńców i z większym apetytem zjadała posiłki. W przedszkolu też układało się dobrze. Nowe panie wychowawczynie otoczyły ją opieką, a na tym samym osiedlu mieszkały trzy dziewczynki z grupy Pszczółek, do której należała Martynka. Nawiązanie bliskich relacji było kwestią czasu. Córeczka jeszcze szukała swojego miejsca w nowym środowisku, ale wychodziła do przedszkola bez oporów i spokojnie żegnała się z mamą w szatni. To znaczyło, że czuje się tam dobrze.

Dużo udało się już zrobić. Agnieszka podjęła decyzję o zmianie. Wprowadziła ją w życie. Wyjechała, znalazła mieszkanie, umówiła się na rozmowę o pracę. Powoli stawała na nogi i z osoby całkowicie zależnej od rodziców zmieniała się w kobietę samodzielną.

Żałowała swoich dawnych decyzji. Tego, że w ogóle przyprowadziła Jakuba do rodzinnego domu. Mogła przecież przewidzieć, że ojciec, który spieprzył w swoim życiu wszystko, co ważne, także jego pociągnie w złym kierunku. Mogła walczyć bardziej energicznie o swój związek.

Ale zawsze, kiedy chciała to zrobić, przypominała jej się mama i wszystkie jej przegrane bitwy. Cała ta szarpanina. Ciągnące się latami cierpienie. Kolejne szansy, z których wynikały tylko niekończące się rozczarowania.

– Nie pozwolę na to – wyszeptała. – Niech będzie choć jeden pożytek z mojego smutnego dzieciństwa. Ocalę własne dziecko przed taką samą historią.

Wróciła do kuchni i odpisała.

***

Aż podskoczył, kiedy usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Z ogromną nadzieją nacisnął ikonkę. Serce mu waliło, a zdenerwowanie sprawiło, że na początku nie mógł zrozumieć, co czyta. Prawda dotarła do niego dopiero po chwili.

Jakubie! Mnie też jest przykro i wiem, że wina nie leży wyłącznie po Twojej stronie. Ale za późno na zmiany. Podjęłam decyzję i nie chcę się szarpać kolejnymi szansami. Wiem, z własnego doświadczenia, jakie to trudne, zwłaszcza dla dziecka. Miałeś swój czas i podjąłeś złe decyzje. Nie ma już dla Ciebie miejsca w naszym życiu. Martynka zapomni i będzie szczęśliwa. Nie chcę jej wybijać z rytmu, który powoli się tutaj klaruje. Dzieci lepiej się wychowują w jasnych układach. Jest ojciec lub go nie ma. Najgorsze jest czekanie, niepewność, złamane obietnice. Dobrze to znam i nie pozwolę, byś krzywdził naszą córkę, tak jak ojciec krzywdził mnie. To koniec. Przepraszam, mnie też jest bardzo przykro, że nam się nie udało. Naprawdę Cię kochałam. Też chciałabym cofnąć czas i zrobić wiele rzeczy inaczej. Ale nie mam takiej mocy. Stało się. Nie ma już naszego uczucia, nie ma rodziny. Ja nie żartuję, nie kłócę się z Tobą ani nie udaję, żeby postawić na swoim. Podjęłam decyzję i będę bronić naszego spokoju za wszelką cenę. Nie prowokuj mnie do stanowczych działań, bo zacznę walczyć ostro. Kiedy sytuacja się unormuje, pozwolę Ci zobaczyć dziecko. Czekaj na wiadomość.

Czytał to wiele razy. Zaskoczenie, rozpacz, złość. Te uczucia przeplatały się, tworząc okropny, gorzki koktajl.

Czy Ty mnie chcesz ukarać za winy Twojego ojca?

Napisał i wysłał, ale już nie dostał odpowiedzi. Był tak wściekły, że miał ochotę roztrzaskać telefon. Nic by to jednak nie dało. Wiedział, że ma rację i Agnieszka zachowuje się irracjonalnie nie z powodu tego, co wydarzyło się teraz, ale ze względu na przeszłość. Jej ogromny żal do ojca, który narastał latami, wybuchł z wielką siłą i uderzył na oślep. Niszcząc i depcząc to, co do tej pory udało się zbudować.

– Nie może tak być – powiedział i szybko wstał z ławki.

Wrócił pod restaurację Michalskich. Szedł tak szybko, że kółka walizki z trudem wytrzymywały to tempo. Ale miał pomysł. Znał już przyczynę kryzysu i widział nadzieję na jego rozwiązanie. Zaangażować się jednak musiał ten, który najbardziej zawinił.

Śmiało otworzył drzwi. Wtargał bagaż do środka, a wszyscy kelnerzy natychmiast spojrzeli w jego stronę. Uśmiechnęli się, sądząc, że Jakub wraca do pracy. Był tutaj powszechnie lubiany.

– Jest szef? – zapytał szybko, ale nie musiał czekać na odpowiedź.

Zygmunt Michalski wyszedł z zaplecza. Jak zawsze z pełnym zadowolenia uśmiechem i dłońmi założonymi za plecy. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy.

– Czego chcesz? – zapytał nieuprzejmie, ale cicho, żeby nie wywoływać niepotrzebnej sensacji. Sala pełna była gości, a pracownicy też pilnie nadstawiali ucha.

– Musimy porozmawiać – odpowiedział szybko Jakub. – Mam ważną sprawę.

– Nareszcie! – ucieszył się ojciec Agnieszki. – Liczę, że masz dobre wieści. Wiedziałem, że się w końcu pogodzicie. Co to w ogóle za pomysł tak się kłócić? Nie powinieneś był na to pozwolić. Moja żona też nieraz miała pretensje, ale w końcu zrozumiała, co jest ważne, i od tej pory jest spokój.

– Dziewczyny wciąż są w Gdańsku. – Jakub ostudził jego zapały. – Ale wiem dlaczego i co ważniejsze, mam pomysł, jak je skłonić do powrotu. Musimy to jednak zrobić razem.

– Wiadomo. – Zygmunt przewrócił oczami i westchnął teatralnie. – Nic beze mnie nie jesteście w stanie załatwić. Do wszystkiego potrzebny jest tata. Tymczasem Agnieszka jeszcze potrafi na mnie narzekać, że miała smutne dzieciństwo. Prawda jest taka, że sama nie poradziłaby sobie nawet przez chwilę.

– Ja właśnie o tym – powiedział Jakub. Nie mógł uwierzyć, że Zygmunt ma do tego stopnia fałszywe pojęcie o swojej sytuacji rodzinnej. – Ona ma żal nie do mnie – powiedział dobitnie. – Ale do ciebie!

– Słucham? – Michalski nie zrozumiał.

– Uciekła z powodu tego, co wydarzyło się wiele lat temu – zaczął tłumaczyć Jakub. Bardzo mu zależało, żeby do ojca Agnieszki dotarło wreszcie, co się naprawdę dzieje, i żeby pomógł to odkręcić.

– Co ty pleciesz? – Na razie się na to nie zanosiło.

– Kiedyś była opuszczonym, wiecznie czekającym na ojca dzieckiem – wyjaśniał Jakub ze spokojem. – Cały czas o tym pamięta, ma żal. Nie chce tego przeżywać jeszcze raz. Ale to nie na mnie tak naprawdę jest wściekła, choć tak właśnie jej się wydaje, lecz na ciebie. Wiem, gdzie mieszkają. Powinieneś pojechać ze mną i ją przeprosić, zaproponować zmiany…

– Oszalałeś?! – przerwał mu Zygmunt. Pozwolił na tak długą tyradę wyłącznie dlatego, że zatkało go z zaskoczenia. – Co za bzdurna teoria! W życiu nie słyszałem większych głupot. Jak już chcesz na kogoś zwalić winę, to się lepiej postaraj, bo to, co tu odstawiasz, to prawdziwa żenada.

– Nie musisz mi przyznawać racji. – Jakub przyjął jego reakcję ze spokojem. Ponad wszystko zależało mu, by się dobrze zrozumieli. – Po prostu się zastanów – poprosił. – Jeśli to zrobisz, będziesz wiedział, że mówię prawdę. Agnieszka zawsze miała do ciebie ogromny żal. Wiesz przecież o tym. Sam przed chwilą mówiłeś. To poczucie krzywdy jest w niej większe, niż się spodziewaliśmy. A ja niestety dołożyłem drwa do ognia, bo cię posłuchałem i robiłem to samo.

Michalski zaczerpnął powietrza i nie mógł wypuścić. Zatkało go.

– Ach! – zawołał wreszcie. – Więc to tak okazujesz swoją wdzięczność za to, że zostałeś przyjęty do rodziny jak swój? Że cię wpuściłem do firmy, traktowałem jak syna…

– To akurat prawda – przyznał ze smutkiem Jakub. – Gdybyś miał syna, pewnie byś go też przymuszał do pracy ponad siły, a na koniec oszukał, ale nie w tym rzecz. Nie chcę się teraz kłócić. Proszę cię o pomoc, bo jesteś jedyną osobą, która może wpłynąć na Agnieszkę.

Michalski odwrócił się do niego plecami. Jakub zaczerpnął powietrza, wiedział, że za wszelką cenę musi zachować spokój.

– Nie układa się teraz między nami – powiedział proszącym tonem. – Ale przecież tyle lat pracowaliśmy razem. Kocham twoją córkę, jestem ojcem Martynki. Wysłuchaj mnie. To bardzo ważne.