– Mowy nie ma! – Zygmunt odwrócił się i spojrzał na niego. Jego twarz była czerwona od gniewu. – Zawiodłem się na was ogromnie. Na obojgu. Zostawiliście mnie po tym wszystkim, co dla was zrobiłem. I jeszcze teraz mam spokojnie wysłuchiwać oskarżeń?! Ja?!!! Całe życie tylko pracowałem dla rodziny.
Jakub spojrzał na niego ze współczuciem. To była pułapka, którą dobrze znał. Wyrażanie uczuć wyłącznie za pomocą pracy. Zygmunt tkwił w niej po uszy. Ale w jego przypadku było jeszcze coś więcej. Upór i zaciekłość. Michalski nie chciał nikogo słuchać. Widocznie wbrew temu, co mówił, nie kierowało nim tylko dobro bliskich, ale też własna wygoda. Poszedł na łatwiznę, bo o wiele prościej osiągnąć zawodowy sukces, niż codziennie budować rodzinne szczęście.
– Bardzo cię proszę. Daj mi szansę – próbował jeszcze walczyć, choć czuł powoli, że jest na straconej pozycji. – A przede wszystkim samemu sobie.
– Wynoś się! – krzyknął Zygmunt, nie bacząc nawet na to, że jego podniesiony głos może być słyszalny na sali pełnej gości. – Tego już za wiele! Nie będzie mi taki prostak mówił, co mam robić. Przyszedłeś tu z pustymi rękami i tak samo odejdziesz, bo nie jesteś nic wart. I nic nie rozumiesz. Agnieszka wróci. Nawet jeśli ma żal. Zrobi to szybko, jak tylko skończy jej się kasa. Takie są bowiem kobiety. Powiem ci jeszcze jedno. Przyjdzie do mnie, nie do ciebie, bo ty masz tylko puste ręce. Wynocha!!! – zawołał z takim zacietrzewieniem, że prawie się opluł.
Jakub spojrzał mu w oczy. Chciał zobaczyć, czy to, co usłyszał, było tylko efektem zdenerwowania, czy też Zygmunt naprawdę tak myślał.
– Nie rozumiem, na co się tak tępo patrzysz! – wyskoczył na niego Michalski. – Czego oczekiwałeś? Kolejnego wsparcia? Myślisz, że jesteśmy partnerami i będziemy sobie rozmawiać jak równy z równym? Nigdy nimi nie byliśmy. Nie jesteś wcale zdolny ani utalentowany, jak ci się, głupi chłopcze, wydaje. Beze mnie nic byś nie osiągnął. Powtarzam. Nic.
Jakub zamarł. Te słowa go zmroziły. Wiedział, że są nieprawdziwe, a jednak potwierdzały jego najgorsze obawy. Te najgłębiej skrywane. Był tutaj nikim. Jego słowa się nie liczyły. Może w ogóle rzeczywiście był nikim?
– Widzę po twojej minie, że zaczynasz coś kumać. – Michalski uśmiechnął się z kpiną i zrobił krok w stronę drzwi. – Powoli, ale dobre i to. Zapamiętaj sobie, że nie ma tu już dla ciebie miejsca. W życiu mojej córki także. Wróci do mnie, a ja o nią zadbam. Rozwijam się, będę jeszcze bogatszy. Naprzeciwko nas upadła restauracja. Świetne miejsce. Kupię je i postawię na nogi. Ty zaś będziesz nadal nikim. – Zygmunt sam miał świadomość, że plecie za dużo. Poniosły go nerwy i nie panował już nad sobą. Nie rozumiał, dlaczego Jakub tak bardzo go wyprowadził z równowagi. Nie dopuszczał do siebie myśli, że być może z tego powodu, iż powiedział mu prawdę.
Jakub zacisnął usta, zaraz potem odwrócił się na pięcie. Padła jego ostatnia nadzieja. Nie miał już pomysłu, jak mógłby polubownie rozwiązać tę sprawę. Wyszedł z zaplecza na salę. Pachniało ich flagowym rosołem i słodkim kremem czekoladowym. Przeciskał się między stolikami, ciągnąc swoją nieszczęsną walizkę. Nie przejmował się tym, że wszyscy na niego patrzą.
Jakie to miało teraz znaczenie? Nic już nie miało znaczenia.
ROZDZIAŁ 16
W sobotę około południa Malwina wpadła do restauracji przyjaciółki. Dla niej był to świt, ponieważ w weekendy rzadko zrywała się przed dwunastą. Odsypiała tydzień pracy i piątkowe wieczorne szaleństwa.
– Dlaczego nie odbierasz ode mnie telefonu?! – zawołała już w progu. – Ja się martwię, dobijam, a ty nic.
– Przepraszam cię, Malwa. – Karolina uściskała ją serdecznie. – Mam wyciszony. Zapomniałam włączyć. Siedzę i myślę.
– To słabo – podsumowała przyjaciółka. – Sądziłam, że jesteś już na Malediwach i przepuszczasz kasę za lokal, albo chociaż jakąś przyjemną zaliczkę, w miłym towarzystwie. A ty ciągle w tym samym miejscu. Czemu jeszcze tego nie sprzedałaś, na litość boską?!
– Bo nie chcę – krótko odparła Karolina. – I proszę cię, przestań mnie do tego namawiać. Raczej mi powiedz, co zrobić, żeby postawić restaurację na nogi. Znasz jakieś metody? Może dobre przepisy? Nie wiem. Albo twój brat jest tanim, a bardzo zdolnym kucharzem poszukującym pracy.
– Przecież ja nie mam brata. – Malwina spojrzała na nią zaskoczona. – Poważnie mówisz? Naprawdę chcesz w to wejść?
– Tak – odpowiedziała Karolina. – W nocy podjęłam decyzję.
– To by wyjaśniało, dlaczego jesteś taka blada – westchnęła Malwa. – Pewnie wcale nie spałaś.
– Zgadza się. Nie było łatwo. Ale chcę spróbować. Proszę cię, pomóż mi.
Malwina usiadła przy stoliku pod oknem. Coś było takiego w tym miejscu, że każdy je wybierał. Spojrzała na przyjaciółkę z poważną miną.
– Dobrze – powiedziała. – Na pewno cię nie zostawię.
Miała wiele wątpliwości. Ale widziała jednocześnie, że Karolina jest zdecydowana. W takiej sytuacji schowała swoje zdanie do kieszeni i postanowiła stanąć przy niej z całą swoją wiedzą i możliwościami. Jak zawsze.
– Dziękuję ci. – Karolina spojrzała na nią. Naprawdę była bardzo wdzięczna. Różniły się z Malwiną pod każdym względem, a jednak trwały razem już tyle lat. Między innymi właśnie dlatego, że w każdej sytuacji mogły na siebie liczyć.
– Od czego chcesz zacząć? – Malwa była konkretna. Lata pracy w charakterze kierownika projektów sprawiły, że szanowała czas i wiedziała, jak się zabrać do pracy.
– Sama nie wiem. – Karolina była zupełnie inna. Delikatna i niepewna. – Brakuje mi wszystkiego – powiedziała. – A jednocześnie na nic nie mam kasy.
– Coraz lepiej – westchnęła Malwina i spojrzała na swoje doskonale zadbane paznokcie. – Przydałaby się choć krótka rozmowa z kimś, kto się na tej robocie dobrze zna – powiedziała. – A ja jak na złość nie kumpluję się z nikim z tej branży.
– Ja też – westchnęła Karolina.
– Na gotowaniu kompletnie się nie znam – mówiła dalej Malwa. – Nawet jeśli poszłabym do kogoś na przeszpiegi, to i tak na podstawie dania nie odtworzę przepisu.
– Mogłabym spróbować coś przygotować – powiedziała niepewnie Karolina. – Ale nie wiem, czy takie domowe pichcenie może się sprawdzić w restauracji. Pojęcia nie mam, jak się dobiera proporcje na większą ilość i tak dalej.
– Sama tego nie uciągniesz. – Przyjaciółka nie miała wątpliwości. – Musisz zatrudnić kucharza i to niestety dobrego, co w krakowskich realiach oznacza zapewne również drogiego.
– Skąd go wezmę? Jak rozpoznam jego kwalifikacje? Już nawet nie mam siły myśleć, jak mu zapłacę.
– To jest system czarno-biały – powiedziała Malwina stanowczo. – Tutaj nie będzie żadnego pośredniego wyniku. Albo wygrasz wysoko, albo nisko spadniesz. Nie przewiduję innego rezultatu. Jedyna twoja szansa to zacząć bardzo dobrze i w ciągu pierwszego miesiąca zarobić na kolejny. Dłużej bez zysku się nie utrzymasz.
Karolina wiedziała, że Malwa zna się na rzeczy. Ufała jej. Ale wciąż nie miała pojęcia, jak jej rady wprowadzić w życie.
– Skąd ja wytrzasnę z dnia na dzień świetnego kucharza? – Pocierała zmęczone czoło. – I jak go skłonię, żeby się tutaj zatrudnił? Nie mam kasy nawet, żeby mu dać zaliczkę. Zostało mi tyle, co na życie. Obliczałam to w nocy. Własnych oszczędności starczyłoby może jeszcze na towar w niedużej ilości i jakiś bardzo delikatny i własnymi rękami zrobiony lifting sali. Nic więcej. Powiedz mi. – Zatrzymała się nagle. – Głupio robię?
– Nie wiem – odparła Malwina. – Czasem nie da się tak prosto przewidzieć, co z czego wyniknie. Czas pokaże.
– Wczoraj był tu kucharz. – Karolina westchnęła i wyszła na róg. Spojrzała na chodnik i plac tuż przed wawelskim wzgórzem. Szukała wzrokiem Jakuba. Tyle razy przechodził przypadkiem. Nie mógłby pojawić się teraz? Dziś by już wiedziała, jakie mu zadać pytania. Mógłby jej wiele pomóc, coś poradzić. Ale nie było go nigdzie. Nie dziwiła się temu. Naiwnością byłoby sądzić, że wciąż będzie się kręcił w pobliżu.