Выбрать главу

– Zgoda. – Teraz naprawdę się ucieszyła. Podała mu rękę. – To ja zaparzę tę kawę i może przyniosę jakieś dobre ciastko od Michalskich. Taka okazja wymaga świętowania. A mówię ci, oni mają takie pyszne eklery, jakich jeszcze nigdzie nie jadłam…

Przerwała, bo miała wrażenie, że Jakub nagle spochmurniał. Ale szybko się opanował.

– Okej – powiedział. – Świetny pomysł. Ja się mogę zająć kawą, a ty, jeśli masz ochotę, skocz po ciastka. Chętnie spróbuję.

Mówił prawdę, chciał sprawdzić, jak teraz smakują. Słynne eklery Michalskich to było jego dzieło. Przepis bardzo stary. Jeszcze sprzed wielu dziesięcioleci, kiedy kobiety miały więcej czasu, często dziewki kuchenne do pomocy, o podniesionym cholesterolu nikt nie słyszał, a masy do ciasta ucierało się ręcznie. Zmodyfikował tę recepturę. Ale nie o wszystkich składnikach powiedział szefowi. Ciekawy był, czy nadal potrafią je robić.

Chwilę później jego ciekawość została zaspokojona.

Karolina wpadła zmachana do sali, taszcząc w obu dłoniach delikatny pakunek. Jakub niecierpliwie rozerwał papier, wziął pierwsze ciastko i spróbował.

– Ha! – powiedział już po pierwszym kęsie. – Miałem rację.

– W czym? – zapytała. – Nie sądziłam, że tak lubisz eklery. Myślałam, że siądziemy przy stole, weźmiemy jakieś talerzyki…

– Spróbuj, proszę. – Podał jej jedno z ciastek.

– Zgoda.

Wzięła smakołyk do ręki i ugryzła spory kęs.

– I jak? Dobre? – dopytywał się, ledwo zdążyła przełknąć.

– Ależ ty jesteś nerwowy. Normalnie smakuje – odpowiedziała.

– Naprawdę? – rozczarował się. Dla niego różnica była ogromna, ale jeśli ludzie tego nie czują, nie miała znaczenia. – Spróbuj jeszcze raz.

– Może masz rację. – Karolina spokojnie ugryzła następny kęs i chwilę dłużej potrzymała go w ustach. – Czegoś jakby brakuje. Tak się nastawiłam psychicznie, że będzie pysznie, że od razu mi posmakowało. Nawet się nie zastanowiłam, ale to rzeczywiście trochę inne ciastko.

– Na czym polega różnica? – Patrzył na nią badawczo. Wyraźnie mu zależało na odpowiedzi.

Karolina z przyjemnością wzięła udział w tym eksperymencie. Bardzo lubiła ptysie i miała pretekst, żeby zjeść kolejnego.

– Wiesz… – powiedziała po zastanowieniu. – To ciastko jest takie jakieś… zwykłe – znalazła odpowiednie słowo. – Jak z każdej cukierni, a kiedyś było wyjątkowe.

Ulga sprawiła, że miał ochotę ucałować tę dziewczynę. Ale oczywiście nie zrobił tego.

– Dziękuję ci – powiedział.

– Dlaczego tak bardzo się tym przejmujesz? Cieszysz się, że konkurencja ma się gorzej?

– W pewnym sensie. Kiedyś ci opowiem. Ale to nie jest historia na słoneczny weekend. Poza tym jest długa, a my mamy sporo pracy. W poniedziałek otwieramy na nowo.

Karolina rozejrzała się wokół. Na jej oko nic tu nie było do roboty.

– Zaczniemy od gruntownego sprzątania – zarządził Jakub. – Czuję kurz, stojące powietrze i starość, a powinienem mieć świeżość, czystość i blask. Może zdążymy. Wszystko trzeba to porządnie wyszorować, wymienić, odkurzyć i wypolerować.

– A te kwiaty? – Karolina spojrzała na kompozycje, które sama zrobiła kilka lat temu, kiedy Patryk otwierał restaurację. Od razu zrobiło jej się przykro. Wspomnienia napłynęły bez ostrzeżenia.

– Bardzo ładne. – Jakub skinął głową. – Ale wylatują. Już za długo tu stoją i wyblakły. Poza tym zainwestujemy w świeże. To daje zawsze bardzo mocny efekt.

– Co zainwestujemy? – poprosiła o doprecyzowanie. – Bo ja nie mam zbyt wielu funduszy.

– Tyle, ile masz – odparł Jakub nieuważnie, zajęty przeglądaniem szafki ze środkami czystości. – Ja kupię towar na pierwszy dzień.

– A na kolejny?

– Zarobimy pierwszego.

– Jesteś pewien?

– Nie – odpowiedział szczerze. – Ale to nasza jedyna szansa.

– Rozumiem. – Karolina kiwnęła głową. Wiedziała, jakie jest ryzyko, i chciała je podjąć. Cokolwiek miało się wydarzyć, przynajmniej będzie mieć świadomość, że próbowała. Zrobiła wszystko, co w jej mocy.

– Nic tu nie masz. – Jakub z hukiem zamknął szafkę. – Trzeba jechać na zakupy.

– Przepraszam cię, ale ja samochodu też nie mam…

– Nie szkodzi – powiedział. – Mój stoi niedaleko.

– To dobrze – ucieszyła się. – Nie będziemy wszystkiego tachać.

Miała zamiar udać się z Jakubem na zakupy, ale zatrzymał ją.

– Nie ma sensu jechać razem. Płyn do okien jest. Umyj je. Ja pojadę sam, bo szkoda czasu. Kiedy się zmęczysz, zmienię cię z ciężkimi pracami, a ty pomyślisz o kwiatkach.

– O, dziękuję. To lubię. Jestem florystką z wykształcenia.

– To się dobrze składa.

– Powiem ci, że jak na tak beznadziejną sytuację, to bardzo wiele rzeczy układa się świetnie. Ale tak właśnie mawiała moja babcia, że jeśli ty zrobisz wszystko, co w twojej mocy, Bóg dołoży ci brakującą część.

Oby tak było – pomyślał. Jego optymizm prezentował się nieco słabiej, ale nie zamierzał się poddać bez walki.

***

Pracowali do późnej nocy. Karolina nie czuła ramion ani pleców. Niewielka powierzchnia restauracji zdawała się nie mieć końca. Jakub w pracy okazał się bardzo twardym zawodnikiem. Zaglądał do każdego zakamarka, szorował, płukał wszystko po kilka razy. Wciąż był niezadowolony i jeszcze raz poprawiał, polerował, czyścił.

O drugiej po północy Karolina padła. Była pewna, że cokolwiek miałoby się wydarzyć, ona i tak się już nie podniesie, nie wykona ani jednego skłonu więcej.

– Odpocznij – powiedział łaskawie poganiacz niewolników, jaki najwyraźniej mieszkał w Jakubie. – Koniec na dzisiaj. Idziemy się przespać. Możesz dać mi klucze. Jutro będę przygotowywał potrawy, więc ty możesz dłużej poleżeć w łóżku. Ale na poniedziałek rano proszę cię o przygotowanie bukietów. Nie żałuj na to, zobaczysz, że się zwróci. Dwie piękne donice trzeba też postawić przed wejściem. Z jakimiś kwitnącymi drzewkami byłoby super.

– Najlepiej pojechać w poniedziałek bladym świtem na giełdę kwiatową – powiedziała Karolina i od razu poczuła się niewyspana na samą myśl. Zaczęło do niej docierać, co tak naprawdę oznacza prowadzenie restauracji. Ile to jest pracy.

– Dobrze. Tak zróbmy. Ja tu i tak będę bardzo wcześnie, żeby wszystko przygotować. Załatwię jeszcze białe balony, wywiesimy nad wejściem z informacją o nowym otwarciu i promocjach.

– Dasz radę to wszystko zrobić w tak krótkim czasie?

– Dla mnie to nic nowego. Gdybym nagle zaczął spać każdej nocy, być może mój organizm by tego nie wytrzymał.

Spojrzała na niego z zaciekawieniem, ale o nic nie zapytała. Wiedziała, że wymiga się od odpowiedzi byle wymówką, na przykład, że to nie jest opowieść odpowiednia na środek nocy.

– Idę do domu – powiedziała, po czym z trudem podniosła się z krzesła.

– Podwiozę cię – zaproponował Jakub. – Daleko mieszkasz?

– Nie. Ale moja pięcioletnia córka została na noc u rodziców w Zielonkach. To kawałek, a chciałabym do niej pojechać. Już się za nią stęskniłam. Niedzielę spędziłybyśmy sobie razem, skoro od poniedziałku zapowiada się tutaj taki kosmos.

Jakub na moment odwrócił twarz. Grymas bólu pojawił się na niej w sposób wyraźnie widoczny. Ale mężczyzna szybko się opanował.

– O tej porze dojedziemy bez problemów – powiedział głosem lekko zachrypniętym od emocji, których nie chciał ujawnić. – Kraków ma świetne drogi i połączenia, tylko pod warunkiem że zdecydowana większość kierowców akurat śpi, a ich auta stoją sobie w garażach.

– To racja. – Uśmiechnęła się. Historia tego człowieka fascynowała ją coraz bardziej. Wiedziała jednak, że są takie opowieści, na które musi przyjść odpowiedni czas.

Kiedy usiadła w samochodzie Jakuba, czuła się tak zmęczona, że nie była pewna, czy starczy jej sił, by się z niego wydostać. A jeszcze musiała obudzić mamę, przeprosić za najście o tak nietypowej porze, rozłożyć sobie kanapę w salonie, umyć się i przygotować na szybką pobudkę, tata bowiem zawsze wstawał o szóstej i oglądał pierwsze wiadomości w telewizji. Z pewnością jutro też sobie nie odmówi tej codziennej przyjemności. Karolina zupełnie nie rozumiała, co może być fajnego w porannym przeglądzie makabry, nieszczęścia, oszustw i katastrof. Ale wszystko warte było tego, by zobaczyć córeczkę. Martwiła się o nią i tęskniła. Chciała się upewnić, że mała jest bezpieczna, przytulić ukochane dziecko.