Выбрать главу

Jechali w milczeniu. Trudno było powiedzieć, czy to z powodu zmęczenia, czy też z innej przyczyny, ale obojgu wcale to nie przeszkadzało. Kiedy podjechali pod dom rodziców Karoliny, Jakub pożegnał się szybko, sprawnie wykręcił samochodem na wąskim podjeździe i zniknął za zakrętem.

Stała jeszcze chwilę i patrzyła na pustą ulicę. Wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin, wydało jej się nagle zupełnie nierealne. Postanowiła nie opowiadać w domu o całej tej sprawie. Mogliby jej nie uwierzyć albo denerwować się, że znowu coś wymyśla, zamiast po prostu sprzedać lokal.

Ciepły wiatr muskał jej policzki. Noc była wyjątkowo piękna. Dopiero teraz to zauważyła. Na niebie migotały gwiazdy, a z ogrodów niósł się zapach kwiatów i wiosennych krzewów. W taką noc najlepiej być zakochanym. Spieszyć się do kogoś bliskiego, myśleć o nim, nawet tęsknić. Byle tylko nie bolało złamane serce.

Karolina przymknęła na chwilę powieki. Nie czuła teraz zmęczenia, tylko ożywcze chłodne powietrze majowej nocy. Zaczęła się cieszyć szansą, jaką dało jej życie. Była ciekawa, jak pójdzie Jakubowi. Czy naprawdę jest takim świetnym kucharzem? Czy można tak po prostu odbudować coś, co upadło, tylko dzięki pracowitości i odpowiednim kompetencjom?

Intrygował ją też sam Jakub. Krył w sobie jakąś tajemnicę i wiele sprzeczności.

Ruszyła w stronę bramki. Zadzwoniła do mamy i czekała na jej reakcję ze spokojem. Była gotowa na spotkanie.

ROZDZIAŁ 17

W poniedziałek o czwartej rano tata wyprowadził auto z garażu i zawiózł Karolinę na giełdę kwiatową. Pomógł wybrać najładniejsze okazy róż i ofiarnie taszczył ciężkie doniczki, a także worki z ziemią. Jeśli się dziwił, nie dał tego po sobie poznać. W przeciwieństwie do mamy nie miał zwyczaju wydawać osądu, zanim nie zbierze wszelkich informacji.

O szóstej byli już oboje pod drzwiami restauracji. Wjechali do strefy, korzystając z praw auta dostawczego, choć nie do końca było to legalne, jako że samochód taty nie należał do firmy. Karolina liczyła jednak na to, że tego dnia miejskie służby będą miały co innego na głowie i nikt ich nie zaczepi.

Zastali Jakuba na drabinie. Wieszał nad drzwiami dziesiątki białych balonów. Napis pod nimi brzmiał: „Nowe otwarcie. Czekoladka z uśmiechem gratis”.

Tata otworzył usta ze zdumienia i postawił ciężką donicę na chodniku, jakby nagle stracił siły.

– Nie sprzedajesz lokalu? – zapytał, spoglądając na córkę.

– Jeszcze nie wiem, tato – odparła zgodnie z prawdą. – Chcę podjąć chociaż jedną próbę, zanim się poddam. Babcia z pewnością by tak zrobiła.

Jakub zszedł z drabiny i przywitał się. Miał podkrążone oczy i bladą cerę.

– Spałeś choć chwilę? – zapytała odruchowo, a pan Mazur wzmógł czujność. Nic nie rozumiał z tej sceny. Czy córka kogoś poznała? W jej głosie wyczuwał serdeczną troskę, charakterystyczną dla bliskich sobie ludzi. Nie przyznała się ani słowem. Czyżby tak szybko ułożyła sobie życie na nowo?

– Niewiele spałem – odparł Jakub. – To fakt. Ale za to wszystko gotowe. Zapraszam państwa na śniadanie. Pierwsza próba.

Weszli do środka. Karolina zaczęła wnosić pudła z kwiatami, ale tata, pociągnięty smakowitym zapachem, od razu powędrował na zaplecze. Był głodny, burczało mu w brzuchu po porannej eskapadzie. Wszedł i stanął nagle, jakby go zatrzymał system antypoślizgowy. Nie mógł ruszyć dalej. Wszędzie pełno było jedzenia. Jakieś ciastka, paszteciki, pokrojone warzywa. Na palnikach gotowały się zupy, a piekarniku piekła szynka.

– O rany! – wyszeptał z nabożeństwem.

– Z ust mi to wyjąłeś – dodała Karolina, która stała krok za nim i spoglądała mu przez ramię.

Jakub, wyraźnie zadowolony z tych pełnych podziwu spojrzeń, podał kawę i zaczął ich częstować smakołykami.

– Skąd moja córka pana wytrzasnęła? – zapytał pan Mazur po kolejnym kęsie pysznego pasztecika.

– Z nieba mi spadł. – Karolina się uśmiechnęła. – Kto wie, może babcia go przysłała?

– Jestem skłonny w to uwierzyć, bo normalnie nikt tak nie gotuje. A jeśli już, to w jakichś cholernie drogich, snobistycznych miejscach. W życiu nie jadłem niczego tak dobrego, tylko nie mów o tym mamie. – Puścił oko do córki.

– Nie powiem. Ale bardzo się cieszę, że ci smakuje. Zaczynam wierzyć, że może naprawdę mamy szansę.

– Jeśli będziecie tak gotować, z pewnością. Tylko pan musi zadbać o siebie. Nie da się w ten sposób pracować przez dłuższy czas. Proszę wybaczyć starszemu człowiekowi, że pana upomina, ale to tak po ojcowsku, z troski. Zalecam dużo snu, spokojne działania i spokojną drogę do sukcesu. Małą łyżeczką życie jeść, że sobie pozwolę na takie kulinarne porównanie.

– Dziękuję panu. – Jakub spojrzał na niego z wdzięcznością. To rzeczywiście była ojcowska rada. Znów był wykończony. – Postaram się posłuchać – powiedział.

– Szanuj tego człowieka – wyszeptał tata do Karoliny, kiedy Jakub wyszedł na chwilę na zaplecze. – Jest twoją jedyną szansą.

– Czekoladka z uśmiechem – przerwał im kucharz, wręczając domowej roboty czekoladkę z roześmianym emotikonkiem. Taką miał dostawać każdy klient na dobry początek dnia.

– Dziękuję. – Nakarmiony, ogrzany i nieco oszołomiony pan Mazur wyszedł, żeby jak najszybciej zniknąć z niebezpiecznej strefy, gdzie nie wolno mu było nie tylko zaparkować, lecz nawet wjechać. Jednak co rusz oglądał się za siebie z niedowierzaniem.

– Mama się zdziwi – wyszeptał i uśmiechnął się.

***

Tata miał rację. Jakub był jej jedyną szansą. I od pierwszego dnia stało się jasne, że kierowana przez niego restauracja skazana jest na sukces. Udało im się nie tylko zarabiać z dnia na dzień, ale też odkładać na długi (Karolina) oraz marzenia (Jakub).

Nie wiedziała, jak długo będzie u niej pracował. Zdawała sobie sprawę, że zawdzięcza jego obecność jakiemuś dziwnemu splotowi przypadków i zapewne nieszczęściu, które spotkało tego mężczyznę. W normalnej sytuacji nigdy by się przecież nie podjął pracy u niej. Była mu wdzięczna, ale też czujna. Uczyła się wszystkiego, spodziewała się bowiem w każdej chwili, że coś się stanie. Zadzwoni telefon, przyjdzie wiadomość, gdzieś daleko jakieś nieznane jej sprawy ułożą się i Jakub nagle odejdzie. Nie była w stanie go zatrzymać. Nic mu nie miała do zaoferowania.

Ale na razie sprawy toczyły się bez zmian.

Kończył się pierwszy tydzień i Karolina weszła na zaplecze z przygotowaną umową. Zamierzała dać Jakubowi wszystko, o co tylko poprosi. Sięgnęła dłonią po czekoladkę z emotikonkiem i pogłaskała dłonią puste dno miski.

Nie ma – przypomniało jej się. Odwiedziła ich dzisiaj szkolna wycieczka. Wszyscy poczęstowali się gratisem, ale nikt niczego nie zamówił. Westchnęła. Zdarzali się też tacy klienci. Ale ogólnie sprawy szły dobrze. Nie zarabiali dużo, lecz zgodnie z planem z dnia na dzień spokojnie utrzymywali się na powierzchni.

– Jak dużo to będzie kosztowało? – Usłyszała nagle głos Jakuba, dochodzący z toalety. Chyba rozmawiał tam przez telefon. Widocznie nie chciał być słyszany. Wycofała się, ale dotarły jeszcze do niej jego kolejne słowa, być może dlatego, że wypowiedziane były podniesionym głosem. – Adwokaci strasznie dużo zdzierają. Ale jeśli nie ma wyjścia, to co zrobię? Niech pan czyni, co do pana należy. Muszę się zobaczyć z córką!

Karolina wyszła po cichu na salę i zamknęła drzwi zaplecza. Nie chciała podsłuchiwać ani wchodzić na siłę w czyjeś życie. Ale gorąco się jej trochę zrobiło. Jakub nie przyznał się, że ma dziecko. A okazji ku temu nie brakowało, bo ona przez całe godziny opowiadała o Lence. Mógł wtrącić choć jedno słowo, że też ma córkę. Może mieszka daleko, za granicą, lub jest już duża… Cokolwiek, co tłumaczyłoby, dlaczego się z nią nie widuje. Z jakichś powodów nie może. Sądząc z tonu głosu, bardzo by chciał.