Выбрать главу

Może jest rozwiedziony i była żona mu utrudnia kontakty? – pomyślała, siadając przy ulubionym stoliku. Takich historii słyszało się wiele. Na pewno był wściekły i Karolina uznała, że to chyba nie jest najlepszy moment na biznesowe rozmowy. Ubrała się i przygotowała do wyjścia. Dziś był ostatni wieczór, który Lenka spędzała u Janki. Od poniedziałku do restauracji miało przyjść dwoje nowych pracowników. Kelnerka i pomocnik kucharza.

Karolina pożegnała się i ruszyła w stronę przystanku. Wieczorami Jakub zostawał sam. Przygotowywał kuchnię na kolejny dzień. Wiedziała, że powinna go chronić, namawiać do odpoczynku. Ale on był bardzo niezależnym bytem. Niczego nie można mu było narzucić. Kierował się jakimiś własnymi pobudkami i paliła się w nim wielka zaciętość. Restauracja na tym korzystała, ale Jakub powoli zamieniał się w popiół.

Jak zatrzymać ten proces? Nie wiedziała.

ROZDZIAŁ 18

Minął miesiąc i Agnieszka mogła dokonać pierwszych podsumowań. Nie było tak łatwo, jak jej się na początku wydawało. Pierwsza fala entuzjazmu oraz emocji opadła i zaczęły się odsłaniać prozaiczne szczegóły życia, z którymi do tej pory nie musiała się zmagać. Dotarło do niej, co to znaczy być samą z dzieckiem i godzić opiekę nad nim z pracą.

Codziennie trzeba było wstawać bardzo wcześnie. Jeśli czegoś zapomniała kupić, brakowało tego w domu, nikt inny bowiem nie przyniósł. Jeśli po południu źle się czuła, to i tak była jedyną osobą, która mogła zająć się Martynką. Kiedyś w takiej sytuacji dzwoniła do mamy. Teraz musiała sobie poradzić sama.

Nigdy dotąd nie pracowała na etacie i tego też się uczyła. Dostosowania się do potrzeb innych członków zespołu, ich odmiennych charakterów. To była prawdziwa mieszanka wybuchowa i trzeba było opanować nowe reguły. Nikt nie ma wyrozumiałości wobec zamożnych jedynaczek, więc nie opowiadała wiele o sobie, ale często wychodziło na jaw, że nigdy wcześniej nie pracowała. Codziennie zdradzały ją nowe świadczące o tym szczegóły.

To uczucie, że sobie nie radzi, jest w czymś ostatnia, też było jej dotąd nieznane. Tata chronił ją jednak swoim niewidzialnym parasolem, dopiero teraz sobie uświadomiła do jakiego stopnia. Kiedy zaliczała praktyki na studiach, wszyscy pracownicy biura projektowego szli jej na rękę. Myliła się w tych samych miejscach, ale nikt nawet słowem się nie odezwał, a już o tym, by jej rzucić papierami na biurko i fuknąć, że to, co przygotowała, nadaje się wyłącznie do niszczarki, mowy nawet nie było. Ale właściciel był przyjacielem ojca.

Teraz znajdowała się na obcej ziemi i mogła zobaczyć, kim naprawdę jest. Ona sama. W mieście, gdzie nikt nie jadał ptysiów u Michalskich, a to nazwisko nikomu nic nie mówiło. Wczoraj wieczorem zasnęła, połykając łzy. Pracowała bardzo ofiarnie nad zleceniem pewnego sympatycznego klienta, by na koniec dowiedzieć się, że jej projekt został uznany za kompletnie amatorski i spartaczony. Szef dołożył z niezadowoleniem swoje trzy grosze. Agnieszka stała na środku biura i musiała tego wysłuchać publicznie pod ostrzałem ciekawskich spojrzeń pozostałych pracowników.

Wiedziała, że nie jest najlepszą projektantką, brakowało jej doświadczenia, ale na takie słowa nie zasłużyła. Było jej bardzo przykro i wstyd. Bała się też konsekwencji.

Nie mogła stracić pracy. Pieniądze, które wyciągnęła z konta ojca na start, kończyły się w zastraszającym tempie. Po raz pierwszy musiała planować wydatki, kombinować, jak je poukładać w poszczególnych tygodniach, by na wszystko wystarczyło.

Weszła do łazienki i opanowała gwałtowną potrzebę, by natychmiast wrócić do łóżka. Zwinąć się w kłębek w ciepłej pościeli i zapaść w błogi sen. Właściwie to nie musiała się martwić finansami, znosić humorów szefa i złośliwych komentarzy wymagających klientów. Tata miał dość kasy. Zarabiał, a od lat nie miał na co wydawać. Siedział całymi dniami w pracy i wcale nie korzystał z jej owoców. Czasu mu na to brakowało, a może też sił i ochoty. Utrzymywał dom i mamę, ale ona też nie była szczególnie wymagająca pod tym względem. Ubierała się ładnie, ale zwyczajnie. Nie chodziła do drogich salonów kosmetycznych ani nie wyjeżdżała na egzotyczne wycieczki. Właściwie to nikt nie wiedział, czym się zajmowała całymi dniami.

Ojciec lubił dawać pieniądze. Czuł wtedy w sposób szczególny swoją moc i władzę. Nigdy nie trzeba go było długo prosić. Z pewnością wystarczyłby jeden telefon i życie na powrót stałoby się proste. Mogłaby nadal tutaj mieszkać, ale bez konieczności zasuwania w pracy. Zatrudnić jakąś pomoc do sprzątania, by nie szorować wanny i podłóg własnoręcznie. Zamawiać obiady z dostawą do domu.

Oparła się mocno obiema dłońmi o umywalkę. Pokusa była naprawdę silna. Oczy same jej się zamykały, w plecach czuła wszystkie spędzone nad stołem kreślarskim godziny, a lista zadań na nadchodzący dzień kończyła się gdzieś za horyzontem.

Ale podniosła się i śmiało spojrzała sobie w oczy. Łazienkowe lustro odbiło cienie na jej zmęczonej twarzy, ale też determinację wyraźnie widoczną w spojrzeniu.

– Nie ma powrotu do tego, co było – wyszeptała. – Dam radę.

Marzyła o tym, by kiedyś po jej projekty zgłaszali się najlepsi. Tata zawsze mówił, że jest zdolna i świetnie jej idzie. Kłamał. Mogła sobie poradzić tylko tam, gdzie on miał znajomości, a i to pewnie na krótką metę, bo prędzej czy późnej dowiedziałaby się prawdy.

Miała naturalny talent do projektowania, ale brakowało jej umiejętności. Skończyła prywatną uczelnię z dobrymi ocenami i wszyscy ją chwalili, ale robili to za pieniądze. Żyła w fikcji i miała tego serdecznie dość.

Już jej nie kusił powrót do łóżka ani pieniądze taty. Ochlapała twarz zimną wodą i zabrała się za mocne szorowanie zębów. Zamierzała zacząć ten dzień z energią. Stało przed nią wiele wyzwań. Tak dużo powinna się jeszcze nauczyć, by osiągnąć w zawodzie choćby tylko zadowalający poziom. A przecież nie takie było jej marzenie. Chciała być naprawdę dobra. Musiała też stać się taka, jeśli planowała zabezpieczyć siebie i córeczkę finansowo.

Zaparzyła sobie kawy i zaczęła się zastanawiać, jak to poukładać. Czy konieczne będą jakieś kursy? W jakim stopniu mogłaby sama szlifować swoje umiejętności? Czy starczy jej na to czasu? Sił?

Starczy – odpowiedziała sobie i przygotowała śniadanie. Potem obudziła córkę i ubrała ją do przedszkola. Kiedy wychodziły z mieszkania, zobaczyła w skrzynce na listy białą kopertę. Szybko wyciągnęła kluczyk z torebki i wzięła list do ręki. Obejrzała pieczątkę z logo kancelarii adwokackiej i poczuła niepokój. Szybko rozerwała kopertę. Szła pospiesznie chodnikiem w stronę przedszkola i jednocześnie zerkała na pismo.

Już po przeczytaniu pierwszych zdań zrobiło jej się gorąco.

Jakub wystąpił o sądowy nakaz w sprawie kontaktu z córką. Ścisnęła mocniej dłoń Martynki, aż dziewczynka spojrzała na nią zdumiona.

– Boli mnie – poskarżyła się.

– Przepraszam, kochana. – Agnieszka kucnęła obok i objęła ją z czułością. – Nie chciałam.

Podniosła się i poszły dalej. Ale zdenerwowanie w niej narastało. Sądziła, że Jakub odpuścił. Nawet się trochę dziwiła, że tak łatwo poszło. Od tamtego pamiętnego esemesa nie próbował się już z nią kontaktować. Dzwonił tylko ojciec, ale nie odbierała.

– Poszedł do sądu – wyszeptała ze zgrozą. Trochę blefowała z tą pewnością, że każdy sędzia stanie po jej stronie. Nie do końca była co do tego przekonana. A teraz, kiedy zobaczyła suche, dość groźne w swej wymowie pismo, na dobre się wystraszyła. Nie miała całkiem czystego sumienia. Zabrała dziecko bez wiedzy i zgody ojca, skutecznie uniemożliwiała mu kontakt. Na coś takiego trzeba mieć nieco mocniejsze argumenty niż ten, że się ma żal o zbyt długie przesiadywanie w pracy.