– Witaj, wspólniczko – powiedział poważnym tonem i zamaszystym pismem podpisał trzy egzemplarze.
– O rany! – Westchnęła z ulgą i usiadła. – Nie przypuszczałam, że tak to przeżyję. Serce mi łomocze. Ale cieszę się bardzo. To wyjątkowa chwila w moim życiu.
– Ja też się cieszę. Ale będę miał małą prośbę. Może dużą? – zastanowił się.
– Nie ma sprawy. Mów. Myślę, że szybko dojdziemy do porozumienia, bo ja też mam do ciebie sprawę.
– To kto pierwszy?
– Ty zacząłeś, więc dawaj.
– Chciałbym wziąć wolne w sobotę. Zorganizuję ci potrawy, przygotuję sporo, ale i tak będziesz musiała trochę mnie zastąpić.
– To kłopot… – zmartwiła się. To była akurat prośba niemożliwa do spełnienia.
– Nie taki straszny – tłumaczył z zapałem Jakub. – Ugotuję ci zupy i upiekę ciastka. Mięsa tylko wstawisz do piekarnika, a resztę ogarniesz. Jesteś zdolna.
– Co innego mam na myśli. – Zaplotła dłonie na stoliku i spojrzała Jakubowi w oczy. – Ja też muszę w sobotę być w domu. Wiesz, my mało o sobie wiemy. Ale opowiadałam ci, że mam córkę Lenkę i właśnie w sobotę przychodzi do niej tata. To długa historia. A w skrócie fakty są takie, że muszę wtedy być przy niej.
– No dobrze. – Jakub chyba postanowił się odwzajemnić wyznaniem. – Rzeczywiście niewiele o sobie wiemy. Ja w telegraficznym skrócie powiem tyle. Też mam córkę. Ma na imię Martynka i pięć lat. Muszę się z nią zobaczyć, to ważne. Niestety mieszka daleko.
– No to nam się zeszło – uśmiechnęła się Karolina. Lubiła słuchać, kiedy mówił o swoich sprawach, choć to były bardzo rzadkie chwile. W jego oczach pojawiało się takie szczególne ciepło. – Czy my we wszystkich sprawach jesteśmy tak zsynchronizowani? – zapytała.
Jakub spojrzał na nią poważnie.
– Mam nadzieję, że nie – powiedział. – Moje życie jest ostatnio dość pochlastane, a ty zasługujesz na szczęście i miłość.
– Szczęście przyjmę chętnie – powiedziała Karolina. – Ale miłość to już tylko dla córki. Wiem, pewnie myślisz, że każda samotna kobieta tak się zarzeka, dopóki się ktoś nie pojawi na horyzoncie, ale ja mówię poważnie.
– W tym punkcie również jesteśmy zgodni. Czuję, że będziemy bardzo dobrym zespołem. Jasność w sprawach uczuciowych wiele ułatwia, kiedy się współpracuje z płcią przeciwną, zwłaszcza piękną – dodał kurtuazyjnie.
Ale Karolina nie chwyciła żartu. Odpowiedziała mu z pełną powagą:
– To prawda. Dla mnie liczy się teraz tylko dziecko i praca. Wciąż jednak nie wiem, jak rozwiązać problem soboty – wróciła do poprzedniego tematu.
– Nie mogę iść na żaden kompromis – powiedział stanowczo Jakub. – Muszę jechać do córki. Nie widziałem jej od wielu tygodni.
– Dlaczego? – zapytała o to, bo jego słowa trafiły w niej w czuły punkt. Miała wyrozumiałość dla wielu ludzkich słabości, ale nie dla ojców, którzy unikają kontaktu z dzieckiem. Dobrze wiedziała, jakie to rodzi cierpienie.
Jakub odwrócił głowę i z zaciętymi ustami milczał. Zrobiło jej się głupio. Nie powinna była zakładać, że jest taki jak Patryk.
– Przepraszam – powiedziała. – Nie mam prawa pytać cię o prywatne sprawy. Wyrwało mi się, bo sama to przeżywam. Moja córeczka od tygodni czeka, żeby tata ją odwiedził, a ja muszę trzymać nerwy na wodzy i grzecznym tonem prosić go przez telefon, żeby zechciał w łaskawości swojej przyjść na obiad.
– To ja przepraszam. – Jakub zerwał się z krzesła. Miał ochotę podejść do niej i ją przytulić. – Mam dokładnie odwrotną sytuację – powiedział. – Nie mogłem się w żaden sposób doprosić o jedną choćby chwilę z córką. Pisałem, dzwoniłem, stałem pod drzwiami. Pomogło dopiero pismo od adwokata. Dostałem pozwolenie na sobotę i nie mogę zmienić terminu. Agnieszka nie pójdzie mi na rękę, a może jeszcze będzie mnie szantażować, że dała mi możliwość, a ja nie skorzystałem.
Karolina była wstrząśnięta. Taki fajny facet. Ojciec, który bardzo chce być ze swoją córką, tęskni za nią, gryzie się rozłąką i jest trzymany na dystans. A tysiące dzieci czekają bezskutecznie na drani, którym się ułatwia kontakt, jak tylko jest to możliwe, a im się nie chce pięć minut samochodem podjechać, paczki cukierków w kiosku kupić, zadzwonić choć na parę słów.
– W takim razie zamykamy w sobotę – powiedziała stanowczo i stanęła obok niego. Jeszcze mocniej poczuła, do jakiego stopnia są zgranym zespołem. Drużyną.
– Ale co ty mówisz? – Jakub spojrzał jej w oczy. To, co zaproponowała, było tak naprawdę jedynym wyjściem, ale jednocześnie ostatnim, jakie przyszłoby mu do głowy. Twarda musztra Michalskiego pozostawiła trwałe skutki w jego psychice. – Przecież dopiero się rozkręcamy, a w weekendy najlepszy utarg! – zawołał.
– Jeśli ci na tym zależy, zostań – odparła Karolina. – Mnie wystarcza tyle, ile mamy. Jestem zadowolona. Możemy działać dalej, pomalutku składam na spłatę długów. Nie mam ambicji, by się dorobić w miesiąc, a już na pewno nie kosztem rodziny.
Jakub patrzył na nią jak na zjawisko z innego świata. Po latach pracy dla człowieka, który pieniądze i sukces postawił na ołtarzu i żadna cena nie była dla niego zbyt wysoka, chłonął słowa Karoliny niczym czystą wodę po wielu tygodniach suszy.
– Serio tak myślisz? – upewnił się, bo niełatwo było mu w to uwierzyć.
– Tak – odparła. – Dlaczego miałabym cię okłamywać?
Bo ludzie tak robią – pomyślał z westchnieniem. – Czasem nawet nie mają ważnego powodu. Po prostu dla kolejnego zwycięstwa, dla sportu, dla niskiej satysfakcji, że się kogoś wykiwało.
– Dobrze – powiedział i uśmiechnął się ciepło. Miał taki pogodny wyraz twarzy. Od razu wyglądał zupełnie inaczej. Szkoda, że ten fajny mężczyzna nie mógł po prostu żyć szczęśliwie. Zasługiwał na to.
– To nasza pierwsza wspólna decyzja. – Karolina przybiła mu piątkę.
– Jest jeszcze jedna sprawa. – Podniósł się z krzesła. – Zanim wpadnę w wir pracy, bo moja przerwa powoli się kończy. – Zerknął na salę, znów przyszli jacyś goście, czekoladki z uśmiechem się kończyły, a za moment pewnie pojawią się kolejne pilne do załatwienia sprawy. – Pomożesz mi wybrać zabawkę dla Martynki? – poprosił. – Ma tyle samo lat co twoja córeczka, pewnie jesteś świetnie zorientowana w najnowszych trendach.
– Nie ma sprawy – odpowiedziała chętnie. – Jutro późnym popołudniem możemy razem skoczyć na zakupy.
Karolina pomyślała, że na wszelki wypadek też coś weźmie dla Lenki i schowa do szafy. Kto wie, czy Patryk będzie pamiętał o jakimś drobnym upominku. Nie było to konieczne, ale zawsze miłe. Najlepszy byłby jakiś fajny miś, do którego dziewczynka mogłaby się przytulić w chwilach, gdy tęskni za tatą. Mały przyjaciel, będący dowodem, że ojciec o niej pamięta. Zwłaszcza że ukochany pluszak z dzieciństwa przestał już spełniać swoją funkcję. Niebieski miś o wytartych uszkach siedział od kilku dni na półce, jako pamiątka.
Zabrali się do pracy. W milczeniu uzupełniali się nawzajem w kolejnych zadaniach. Każdy wiedział, co ma robić, i wszystko sprawnie funkcjonowało. W tym miejscu wyczuwało się dobrą energię, być może dlatego ludziom smakowały podane dania.
***
Zakupy były udane. Karolina i Jakub rozumieli się dobrze nie tylko w pracy. W pół słowa łapali swoje intencje i nie musieli wszystkiego sobie tłumaczyć po kilka razy. Dobrze się ze sobą czuli i nieźle bawili, buszując wśród regałów. Wybrali po takim samym jasnoczekoladowym misiu dla obu dziewczynek. Pluszaki były wykonane z miękkiego materiału bardzo przyjemnego w dotyku. Było w nich coś bardzo pozytywnego. Różniły się od siebie tylko odcieniami. Oba patrzyły na świat brązowymi oczami pełnymi ciepła i uśmiechały się krzepiąco. Były doskonałe.
Karolina i Jakub ochoczo podążyli do kasy. Zmęczenie poczuli, dopiero gdy stanęli w długiej kolejce.