Wrócił do pokoju córki. Postanowił poczekać tam, aż dziewczynka się obudzi. To było jedyne pomieszczenie, w którym nie czuł żadnych wątpliwości.
ROZDZIAŁ 21
Za piętnaście druga Karolina zaczęła się lekko niepokoić. Nie podejrzewała wprawdzie Patryka o aż tak duże lekceważenie, ale do całkowitej pewności sporo brakowało. Nie odezwał się do niej od tamtej rozmowy i bała się, że zmienił zdanie, zrezygnował z wizyty. Mogła zadzwonić, ale wszystko się w niej gotowało przed kolejnym proszeniem się o łaskę. Lenka była jego jedyną córką. Powinien był sam o tym pamiętać.
Teraz było już za późno na pouczanie go, bo Lenka nie odstępowała mamy na krok. Chyba wyczuwała jej zdenerwowanie i niepokój. Karolina nie mogła zadzwonić do Patryka i dopytywać się, czy nie zapomniał o wizycie. Dziecku byłoby bardzo przykro. Uśmiechała się więc, jak mogła najcieplej, i czekała.
A minuty wlokły się jak ciężarówki po wąskiej drodze. Ani ominąć, ani wyprzedzić.
– Może poczytamy książeczkę? – zaproponowała.
– Dobrze. A tata na pewno przyjdzie? – Lenka podniosła na nią pełne zaufania, a jednocześnie niepokoju czekoladowe oczy.
– Tak. – Karolina zacisnęła dłonie i wypuściła wstrzymywane powietrze. Miała ogromną nadzieję, że tak.
Wyciągnęła z półki książeczkę o przygodach żółwia Franklina i zaczęła czytać. Niepokój jej nie opuszczał. Czterdzieści minut później przybrał już formę paniki. Lenka była głodna. Pora obiadowa minęła, a Patryk wciąż się spóźniał. Nawet nie przysłał esemesa z jakimś wytłumaczeniem.
Wstała zdenerwowana i porwała do ręki telefon. Po kilku sygnałach usłyszała w słuchawce jego głos.
Dobre i to – pomyślała z ulgą.
– Gdzie jesteś? – zapytała trzęsącym się z emocji głosem.
– Za chwilę będę – odpowiedział Patryk. Był wyraźnie w bardzo radosnym nastroju. – Musiałem jeszcze Adelcię podwieźć do koleżanki.
– Rozumiem – powiedziała z trudem. Miała ochotę go udusić. – A ile to dokładnie jest chwilka? Lenka jest godna, czekamy na ciebie z obiadem.
– To zjedzcie – rzucił lekko, a ona poczuła piekące łzy w kącikach oczu i zaciśniętą mocno rączkę córki na swojej dłoni.
– Poczekamy – powiedziała. – Pospiesz się, proszę.
– Dobrze – odparł z wyraźnym westchnieniem. Chyba mu trochę zepsuła humor. Przypomniała o takich sprawach jak odpowiedzialność, punktualność, dotrzymywanie słowa. A on teraz żył w innym świecie. Adelcia nie zawracała mu głowy takimi poważnymi tematami.
Karolina odłożyła słuchawkę.
– Tatuś będzie? – zapytała Lenka.
– Tak. Ma lekkie opóźnienie, bo musiał kogoś zawieźć samochodem.
– Naszym?
– Cóż… – Karolina niespecjalnie miała ochotę wdawać się w wyjaśnienia dotyczące zawiłości prawnych po rozstaniu z kimś, kto zabrał swoje rzeczy, nie troszcząc się o nic.
– Pojechał z nową panią? – dopytywała się dziewczynka.
Karolina zadrżała. Wiedziała, że nie uniknie tej rozmowy. Ale musiała się do niej przygotować. Lenka nie mogła usłyszeć przypadkowych słów wypowiedzianych pod wpływem emocji.
– Chodź, kochana. – Objęła ją i pociągnęła w stronę kuchni. – Zjemy sobie zupkę, a drugie danie z tatą.
– Może przyniesie mi jakąś niespodziankę?! – Dziewczynka z typową dla przedszkolaków umiejętnością błyskawicznego przeskakiwania z jednego nastroju w drugi dała się przekonać do zmiany tematu. A może też bała się trochę tej odpowiedzi?
– Jest szansa. – Uśmiechnęła się Karolina, nalewając rosół. Cieszyła się, że w szafie w przedpokoju bezpiecznie spoczywał spakowany w kolorowy papier misiek. Zamierzała podrzucić go dyskretnie Patrykowi. Niestety, szansa na to, że sam wpadł na pomysł, by przygotować coś dla córki, była minimalna.
Położyła talerze z zupą na stole. Rosół miał piękny kolor i taki sam smak. Zawsze gotowała go z miłością i szczególnym staraniem, był wspomnieniem jej dzieciństwa. A teraz jeszcze wzbogaciła przepis radami Jakuba. W domu zapachniało jak w pięknej restauracji Michalskich. Lenka zanurzyła łyżkę w zupie i od razu było wiadomo, że Jakub zyskał kolejną fankę.
Karolina też jadła z przyjemnością. Nawet się uśmiechnęła, zapominając na chwilę o swoich troskach. Ten rosół kojarzył jej się z każdym dniem ostatniego tygodnia. Od niego Jakub zaczynał przygotowania i to ten piękny głęboki aromat dawał w kuchni znak, że zbliża się południe. Pora obiadowa. I choć działali tak krótko, były już osoby, które z tego powodu wróciły.
Dobrze, że przynajmniej tam sprawy układają się, jak należy – pomyślała z wdzięcznością. – Życie chociaż w jednym miejscu jest ułożone i przewidywalne. Na Jakuba można było liczyć. Bardzo potrzebowała teraz takiego oparcia, niechby to było tylko w sprawach zawodowych. Czegoś, na czym można budować nadzieję, że będzie lepiej.
Kiedy człowiek zostaje sam, zwłaszcza w tak dramatycznych okolicznościach jak zdrada, przyjaciele stają się niezwykle cenni. Karolina na szczęście mogła na nich liczyć. Malwina pomagała jej odnaleźć się w świecie singli i oswoić z myślą, że w ten sposób też można fajnie żyć, Janka niespodzianie stała się jeszcze bliższa, a Jakub dopełniał to grono. Znali się krótko, ale ten mężczyzna szybko stał się dla niej kimś bardzo bliskim.
Rosół zniknął z talerzy. Lenka podniosła głowę i czuło się w powietrzu kolejne pytanie o tatę, gdy wreszcie zaterkotał dzwonek do drzwi.
Lenka zerwała się tak szybko, że tylko cudem uniknęła zderzenia z szafką kuchenną. Karolina podążyła za nią. Otworzyła drzwi szafy i pod pretekstem wylewnego powitania wpakowała w puste ręce Patryka prezent dla dziecka. Miała tylko nadzieję, że ten głupek nie zapyta głośno, co to jest. Na szczęście nie zdążył. Lenka z radością wzięła pakunek z jego rąk, rozerwała papier, po czym przytuliła się do misia. Jak słusznie Karolina się domyśliła, miał dla niej szczególną wartość, bo był od taty.
Łzy znów napłynęły jej do oczu i spojrzała z wyrzutem na Patryka. Ten rozłożył bezradnie ręce.
– Następnym razem się poprawię – wyszeptał.
Może była to jakaś nadzieja.
Córeczka pociągnęła go w stronę stołu i rozpoczął się rodzinny obiad. Lenka i Patryk sprawiali wrażenie, że się dobrze bawią. Tylko Karolina była spięta. Zupełnie się nie odnajdywała w nowych regułach życia. Przydałaby się pomoc Malwiny. W świecie singli czuła się bowiem zupełnie obca.
ROZDZIAŁ 22
Malwa zjadła niedzielny posiłek w restauracji U Michalskich. Lubiła tutaj bywać. Smakowało jej jedzenie i pochlebiało, że właściciel zna ją z imienia i zawsze zatrzyma się choć na chwilę przy stoliku, by zadać kilka pytań, rzucić jakiś niezobowiązujący żart. Tak naprawdę chciała zjeść u Karoliny. Choć wydawało się to absolutnie nieprawdopodobne, odniosła wrażenie, że rosół smakuje jej tam lepiej niż dzisiaj u Michalskich, mimo że dania tutaj uchodziły za niemożliwie do porobienia. Nie wierzyła, że w restauracji, która znajdowała się o krok od upadłości, zatrudnił się kucharz przewyższający umiejętnościami tego, który gotował tutaj.
A jednak jakoś jej dzisiaj nie smakowało.
Właściciela też nie było i Malwina czuła z każdym kolejnym kęsem, że ta wizyta nie zostawi po sobie najlepszych wspomnień. Drugie danie było nie tak dobrze przyprawione jak zwykle i nie pomogły nawet słynne ptysie. Okazały się mdląco słodkie. Malwina bardzo dbała o linię i zawsze żal jej było każdej połkniętej kalorii, która nie przynosiła wyjątkowych doznań smakowych.
Zła na cały świat opuściła restaurację, przeszła na drugą stronę, sprawdziła, że u Karoliny nadal zamknięte i szybko wyciągnęła telefon.
– Cześć – powiedziała. – Co to ma znaczyć? Ja ci tu finansuję przystojnego kucharza o tajemniczej przeszłości, a ty zamykasz budę na weekend i nie dość, że generujesz straty, to jeszcze przez ciebie nie zjadłam dzisiaj porządnego rosołu.