– Ale ty już nie płacz. Mówiłam ci, że mężczyźni to tylko niepotrzebna komplikacja w życiu. Olewaj ich, jako i ja olewam. Wcale się dziadem nie przejmuj. Lenka da sobie radę. Ma twoich rodziców i fajną ciotkę, a być może wkrótce jakichś kuzynów. Ma ciebie, Jankę z Mikołajem i mnie oczywiście. To naprawdę sporo. Wychowamy ją na fajną kobietkę, nawet jeśli ten palant da nogę na dobre.
Karolina wytarła nos.
– Nie wiem – powiedziała. – Słowo daję, że nie mam pojęcia, co źle zrobiłam.
– A może to nie ty popełniłaś błąd, tylko on? – zapytała celnie Malwina. – Zwykle się mówi, że wina leży po obu stronach, ale, do cholery, od tej zasady jak od każdej innej obowiązują wyjątki. Czasem tak jest, że jakiemuś palantowi trafi się piękny związek jak ślepej kurze ziarno. To najlepsze, co go w życiu mogło spotkać, ale on o tym nie wie, jest bowiem dokładnie tak samo ślepy, jak ta kura i zaprzepaszcza swoją szansę. Zwykle się orientuje, co stracił, gdy jest już za późno. Może to Patryk, nie ty, właśnie popełnia swoją największą życiową głupotę.
– Wcale mu tego nie życzę – powiedziała Karolina i odstawiła nietknięte wino. I bez tego zaczynała ją boleć głowa.
– Wiem. – Malwa pogłaskała ją po ramieniu. – Bo ty fajna dziewczyna jesteś. I zobaczysz, sama też możesz być szczęśliwa. Nauczę cię.
– To dobrze. Naucz. Nie chcę czuć się w świecie singli jak na obcej planecie. Niech już wreszcie zapanuje jakiś spokój. Muszę się zająć restauracją. Na razie mam jeszcze domowe zaskórniaki, ale pilnie potrzebuję kasy. Dziecko, przedszkole, mieszkanie, życie. Jakieś auto, choćby stare, bardzo by mi się przydało.
– A pytałaś Patryka o alimenty?
– Jeszcze nie. Brakowało okazji. Lenka nie odstępowała go na krok. Nie będę się przecież przy dziecku kłócić o pieniądze.
– Dlaczego od razu zakładasz, że się nie dogadacie?
– Bo on nie ma kasy. Na razie nie znalazł żadnej pracy, a część długów zaciągał prywatnie na swoje konto. Ja tego przecież nie będę spłacać. Więc łatwo mu nie jest i być może także z tego powodu mnie tak unika.
– Brzmi logicznie.
– No właśnie. Ale mnie zależy tylko na tym, żeby był dobrym tatą.
– To mu o tym powiedz – poradziła jej Malwina. Myśl niby prosta, ale nie każdy na nią wpada.
– Zamierzam. – Karolina po namyśle przyznała jej rację. – Bo jeśli każda wizyta tak będzie wyglądać, to ja się po prostu wykończę.
– Dobrze, że chociaż w restauracji się układa. – Malwa opróżniła trzeci kieliszek. – Jakub to dla ciebie prawdziwy dar od losu.
– Wiem. – Karolina na jego wspomnienie od razu się uśmiechnęła.
– No! Tylko się przypadkiem nie zakochaj. – Malwina sama nie wiedziała, dlaczego właśnie te słowa jak torpeda wystrzeliły z jej ust. Dlaczego na samą myśl o takiej opcji poczuła w sercu wielki niepokój?
– Co ty mówisz?! Lubię go i szanuję, a on sobie nie życzy żadnych osobistych wycieczek. Dał to wyraźnie do zrozumienia. A ja też nie mam na takie sprawy siły ani ochoty. Wiesz, bardzo odpoczywam w pracy. Świadomość, że obok jest ktoś, kto cię świetnie rozumie, na kim możesz polegać, jest dla mnie jednak czymś nowym. To niewiarygodna ulga.
Malwina nie znała tego stanu. Zawsze polegała głównie na sobie i zwykle się nie zawodziła. Nigdy nie była w stałym związku. Ale poczuła ulgę, słysząc słowa przyjaciółki, i bardzo ją to zaskoczyło. Zupełnie nie rozumiała, dlaczego myśl, że tych dwoje łączą tylko sprawy zawodowe, tak ją ucieszyła.
ROZDZIAŁ 23
Dochodziła jedenasta w nocy, gdy Agnieszka z ulgą zamknęła laptop i przetarła zmęczone czoło. W biurze było już zupełnie pusto. Tylko znudzony ochroniarz oglądał stare filmy na niewielkim telewizorze. W sobotę przed południem przyszło do pracy kilka osób, by coś sprawdzić, dokończyć. Ale nikt nie został tak długo.
Agnieszka wyprostowała plecy. Coś strzyknęło jej w kręgosłupie. Wstała i kilka razy przeszła się po pokoju. Spojrzała w okno. Rozświetlone miasto pięknie wyglądało z siódmego piętra budynku. W oddali czarną błyszczącą taflą kołysało się morze. Widok z okna był jedną z wielu zalet pracy w tym miejscu. Zarówno w dzień, jak i w nocy. Ale w ciemności widziała to po raz pierwszy. Zwykle nie mogła zostawać w firmie po godzinach. Musiała szybko zwijać się, by zdążyć do przedszkola.
Ta wolna sobota spadła jej z nieba. Agnieszka nie była tak sprawna w wykonywaniu zadań jak koleżanki i koledzy w pracy. Wielu rzeczy musiała szukać, czasem nie wiedziała gdzie. Schodziło jej dłużej z każdą czynnością. Możliwość nadrobienia zaległości była bardzo cenna. Jeśli chciała na dobre wrócić do zawodu, co więcej, osiągnąć w nim jakiś sukces, potrzebowała pomocy. Kogoś, w czyje ręce mogłaby od czasu do czasu bezpiecznie złożyć opiekę nad Martynką.
Zapowiedź Jakuba, że przeniesie się on do Gdańska, była naprawdę kusząca. Wydawała się prostym rozwiązaniem problemu. Tylko czy to miało sens, uciekać od faceta ponad tysiąc kilometrów, by potem ściągać go do siebie? Jeśli mieli żyć obok i dzielić się opieką nad dzieckiem, równie dobrze mogli to robić w Krakowie. Tym bardziej że tam była też mama, trochę wycofana, nieco obojętna, ale jednak nigdy nieodmawiająca pomocy, a co ważniejsze, bardzo dyspozycyjna czasowo.
Agnieszka się zastanowiła. Może powinna przemyśleć swoje życie raz jeszcze? W każdym planie, nawet najbardziej doskonałym, trzeba wprowadzać zmiany na bieżąco. Dużo osiągnęła. Przekonała się, że może stanąć na własnych nogach. Nie musi cały czas być córeczką tatusia podpiętą pod jego kartę kredytową, mieszkającą w jego mieszkaniu. Małą dziewczynką, która nie miała nawet prawa ustalić samodzielnie daty ślubu, choć od lat była pełnoletnia i wychowywała dziecko.
Straszne. Podeszła bliżej do okna, objęła się ramionami i zapatrzyła w migające światła domów. Nie miała pojęcia, czy jest jedyną osobą tak zmanipulowaną przez najbliższych. Nigdy nikogo takiego nie poznała, ale też nie miała zbyt dużego kontaktu z ludźmi, z prawdziwym życiem. Tata zawsze powtarzał, że bez niego niczego by nie osiągnęła. To jednak nie była prawda. Mogła, choć musiała się wielu rzeczy uczyć od nowa. Łatwo się żyje w złotej klatce, ale latać się tam nikt nie nauczy.
Podobała jej się ta samodzielność. Poczucie, że panuje nad własnym życiem. Nie musiała jednak płacić za to aż tak wysokiej ceny. Sam fakt pokazania Jakubowi, że nie może jej lekceważyć, też napełniał ją zadowoleniem. Kiedyś prosiła, by przyjechał do dziecka, i czekała bezskutecznie. Teraz wystarczył jeden krótki esemes i natychmiast przemierzył taki kawał drogi.
Nie chciała jednak wracać do zamkniętego tematu. Była wolna i miała prawo cieszyć się tym stanem.
Wyszła z biura i pożegnała się z ochroniarzem, który odprowadził ją długim spojrzeniem. Uśmiechnęła się do siebie. Może i był staruszkiem, ale zawsze to miło wiedzieć, że się człowiek komuś podoba. Nie zamierzała całe życie być sama. Ale w nowy związek chciała wejść na własnych warunkach.
Kiedy dojechała pod blok, w oknach wynajmowanego mieszkania nie paliło się ani jedno światło.
Posnęli – pomyślała. Myliła się.
***
Jakub siedział w ciemnym pokoju i wpatrywał się w telefon. Od dwóch godzin próbował nacisnąć odpowiednią ikonkę i zadzwonić do Karoliny. Powiedzieć jej, że będą musieli zmienić formę współpracy, ponieważ on przeprowadza się do Gdańska.
Martynka spała. Spędzili razem wspaniały dzień i nie miał już żadnych wątpliwości, że taką właśnie decyzję należy podjąć. Ale nie było mu łatwo, a nawet więcej. O wiele trudniej, niż się spodziewał.
Na samą myśl, że ma o tym powiedzieć Karolinie, włączał mu się hamulec, który uniemożliwiał jakiekolwiek działanie. Uświadomił sobie, że bardzo lubi tę dziewczynę, chce nadal z nią rozmawiać o życiu, wspólnie gotować i walczyć codziennie o utarg i przetrwanie. Choć prowadzony przez nią lokal ratował się przed upadkiem, w tej pracy w ogóle nie czuł stresu, presji, która u świetnie prosperującego Zygmunta Michalskiego była na porządku dziennym. Cóż za paradoks! Jaki jest sens osiągać sukces, jeśli niszczy on twoje życie? Czy to nie za wysoka cena?