– Babcia długo nie wytrzyma – starała się ją pocieszyć Lenka. – Za chwilę na pewno zadzwoni, żeby zapytać, czy restauracja już padła i chcesz ją sprzedać.
– Co ty mówisz, dziecko? – Karolina spojrzała ze zgrozą na córeczkę. Miała wrażenie, że dziecko jej jakoś niespodziewanie dorosło. Malutka dziewczynka, a tu nagle rozumne stworzenie, które wie o wiele więcej, niż otoczenie przypuszcza.
– Babcia ciągle to powtarza – wygadała się Lenka.
– Nie trzeba podsłuchiwać rozmów dorosłych – pouczyła ją surowo zła na własną matkę, że gada bez zastanowienia przy dziecku o sprawach, które dla niego nie są przeznaczone.
– A ja lubię – przyznała się Lenka bez skrępowania. – Zwłaszcza babcię.
– No to niezły klops. Powiem ci w sekrecie, że czasem niektórych rzeczy lepiej nie usłyszeć. Człowiek śpi spokojniej. Wszystkich lubi. Myśli, że oni też go lubią…
– Ja cię bardzo kocham. – Lenka z niezawodną intuicją dziecka wyczuła, że za tymi słowami czai się cierpienie.
– Och, skarbie mój największy na świecie. Ja ciebie też. – Karolina przytuliła córeczkę z całej siły i poczuła, jak wilgotnieją jej oczy. Dzwonek do drzwi przerwał te czułości, ale zamierzała szybko do nich wrócić. Nie spodziewała się nikogo o tej porze. Sądziła, że to kurier do sąsiadów. Często zostawiał dla nich paczki. Zapracowani trzydziestolatkowie byli gośćmi we własnym mieszkaniu.
Szybko otworzyła drzwi i zastygła zaskoczona. W progu stał Jakub.
– Nie zgubiłaś czegoś? – zapytał z uśmiechem i wyciągnął z kieszeni telefon.
– O rany! – ucieszyła się ogromnie. – Jak dobrze, że go znalazłeś. A gotowa byłam przysiąc, że zabrałam go do domu. Pamiętam nawet, jak go wkładałam do kieszeni.
– Czasem umysł płata figle. Telefon leżał cały czas na stoliku obok segregatora z fakturami. Co rusz ktoś dzwonił, więc szybko go zlokalizowaliśmy. Ale nie miałem jak dać ci znać.
– Wejdź, proszę – zaprosiła go do środka. – Może zrobię ci herbaty?
Każdy nowy etap naszej znajomości od tego się zaczyna – pomyślał Jakub, ale nie powiedział tego głośno. Był ciekawy, co tym razem się wydarzy.
Miał rację. Zwykły poczęstunek błyskawicznie przerodził się we wspólny wieczór. Szybko znalazł język porozumienia z Lenką. Zbierała te same naklejki z księżniczką Anną i nie lubiła wstawać rano do przedszkola jak jego córka. Zjedli razem kolację i Jakub poczekał, aż Karolina położy małą spać. Sam nie wiedział, dlaczego to robi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że łamie własne zasady. Właśnie przekracza zawodową granicę znajomości, którą sam wyznaczył i której do tej pory pilnie przestrzegał. Powinien był już dawno wyjść.
Ale nie mógł się powstrzymać. Od dłuższego czasu nie spędził takiego spokojnego, błogiego wieczoru. Pozornie nic się nie działo. Siedzieli razem, rozmawiali, Lenka skakała po pokoju. Obejrzeli bajkę na dobranoc, zjedli kanapki z papryką i zielonym ogórkiem. A czuł się tak, jakby właśnie miały w jego życiu miejsce luksusowe wakacje. Odpoczywał. Nie tylko fizycznie po ciężkim dniu pracy, lecz przede wszystkim psychicznie.
– Zasnęła. – Karolina weszła do pokoju, ostrożnie przymknęła drzwi, po czym usiadła obok niego na kanapie. I po raz pierwszy w ich znajomości zapadło milczenie, które było niezręczne. Żadne z nich nie wiedziało, co powiedzieć. Sytuacja była nowa. Wieczór i łagodne ciepłe światło małej lampki stwarzały niezwykle intymny nastrój. A oni, choć oboje po przejściach i z twardym postanowieniem bycia do końca życia najlepszymi singlami świata, mieli w żyłach młodą pulsującą życiem krew. Czuli, jak ich myśli jednakowo intensywnie krążą wokół jednego tematu.
Karolina wstała pierwsza. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Czy właśnie w jej sercu rodzi się uczucie, czy tylko buzują hormony? Jednego natomiast była pewna. Nie rzuci się na faceta na kanapie, kiedy dziecko śpi tuż za ścianą, tylko pod wpływem emocji. Być może w świecie singli takie rzeczy się zdarzają. Ludzie pomagają sobie i zagłuszają potrzebę bliskości, ale ona czuła się zupełnie obco w tych regułach.
– Zaparzyć ci jeszcze herbaty? – zapytała niczym kelner, który podchodzi do stolika, by dać klientowi do zrozumienia, że zasiedział się za długo.
Jakub był bystry. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać.
– Dziękuję – powiedział i podniósł się z kanapy. – Późno już. Muszę iść.
Od razu wróciła swobodna atmosfera i poczucie wzajemnego zrozumienia.
– Przepraszam cię – powiedziała Karolina i nie miała wątpliwości, że on wie dokładnie, co miała na myśli.
– A ja ci dziękuję – odparł on. Też był na siebie zły, że tak łatwo dał się ponieść nastrojowi. A przynajmniej chciał dać się ponieść, bo w porę go otrzeźwiono. I dobrze. Nie powinno się niszczyć dobrej przyjaźni taką komplikacją. Pocałował wspólniczkę w policzek na pożegnanie i pospiesznie wyszedł. Postanowił na dobre zapomnieć o tym, co mu się marzyło jeszcze kilka minut temu. Tym bardziej że najwidoczniej był w swoich pragnieniach odosobniony.
Ledwo zamknęły się za nim drzwi, Karolina usiadła na podłodze w przedpokoju. Oparła się plecami o szafkę na buty. Nawet nie czuła, że ostry kant wbija jej się w plecy.
Co ja najlepszego zrobiłam? – Z przestrachu aż zakłuło ją w okolicach klatki piersiowej. – Wywaliłam za drzwi takiego faceta. Może jedyną w życiu szansę na prawdziwą miłość?
Jednocześnie wiedziała, że nie było innego wyjścia. Niczego sensownego by nie osiągnęli, idąc do łóżka. Bez względu na to, jak bardzo oboje tego chcieli.
Teraz będzie w pracy trudniej – pomyślała. – Trzeba się będzie na każdym kroku pilnować. Rany! Co się ze mną dzieje? – Wstała szybko z podłogi i poszła do łazienki, żeby wziąć prysznic, najlepiej lodowaty, i wrócić do rzeczywistości. Nie kochali się przecież z Jakubem. Łączyła ich tylko praca. On miał swoją Agnieszkę i chciał do niej wrócić. Zdarzyła mu się dzisiaj chwila słabości, ale takich momentów nie warto wykorzystywać. Przynoszą tylko cierpienie.
Musiała się położyć spać i wrócić do utartego już nieco rytmu nowego życia. Było przecież dobre. A jednak w człowieku jest coś takiego, że dobre mu nie wystarcza. Chce lepiej. Nie zapomniała chwil przeżytych dzisiejszego wieczoru. Ledwo tylko zamknęła oczy, przyśnił jej się Jakub. Bez ograniczeń i konieczności zachowywania zdrowego rozsądku.
ROZDZIAŁ 29
Agnieszka uginała się pod ciężarem prawie bezwładnego ciała ojca. Nie chciała, żeby Martynka była świadkiem takiej sceny, ale nie miała innego wyjścia. Musiała zawieźć tatę do domu. Lekarz wezwanego pogotowia odmówił przyjęcia pacjenta do szpitala. Ponoć ojciec był tylko pijany. Jeszcze się musiała gęsto tłumaczyć, bo zagrożono jej karą za nieuzasadnione wezwanie.
Chcąc nie chcąc, zadzwoniła po taksówkę i z wielkim trudem nakłoniła ojca, by wsiadł. Taksówkarz dziwnie na nią patrzył, bo tata bronił się, wykrzykiwał, że nie ma rodziny, żadnego domu, nic nie jest wart i żeby go zostawić w spokoju. Niestety po przekroczeniu progu domu wcale nie było lepiej.
Zygmunt Michalski na widok żony skulił się w sobie i wyraźnie chciał zawracać. We dwie zaprowadziły go do sypialni siłą. Zszokowana mama ledwo mogła złapać oddech. Ale spięła się i pomagała, jak tylko umiała. A nie było to wcale łatwe. To wprost niewiarygodne, ile siły ma pijany mężczyzna. Do jakiego stopnia może się nagle zmienić. Wszystko, co do tej pory było dla niego ważne, nagle staje się obojętne. Martynka patrzyła na dziadka szeroko otwartymi oczami, w których malowało się przerażenie. Agnieszka poprosiła ją, by poszła do pokoju, ale dziewczynka i tak zerkała przez uchylone drzwi, a krzyki Zygmunta, tak czy inaczej, słychać było w całym domu.
Wreszcie padł na łóżko. Dziwnie to wyglądało. Stary, zaniedbany, brudny mężczyzna w pięknej kremowej pościeli. Wśród starannie udrapowanych zasłon i świeżych kwiatów stojących w wazonie. Luksus i upadek w jednym.