Выбрать главу

Stał długo, opierając się ręką o pomnik, zagłębiając się coraz bardziej w lepkim mule fantazji i gdyby żona jego siostrzeńca, Geng Lianlian, nie przybyła mu w porę na ratunek, usechłby pewnie tu, na marmurowych stopniach, niczym martwy ptak.

Geng Lianlian przybyła prosto z gwarnego miasta na trójkołowym motocyklu koloru trawiastej zieleni. Jintong nie miał pojęcia, czemu zatrzymała się akurat tutaj, przed pomnikiem. Gdy podziwiał jej piękną figurę, spytała z wahaniem:

– Jesteś może moim wujem, Shangguanem Jintongiem?

Wstydliwy rumieniec zdradził jego tożsamość.

– Jestem Geng Lianlian, żona Hana Papugi. Wiem, że opowiada o mnie straszne rzeczy, jakbym była jakąś wściekłą tygrysicą. Jintong kiwnął głową, nie potwierdzając ani nie zaprzeczając.

– Słyszałam, że Stara Jin wywaliła cię na ulicę. To nic nie szkodzi, bo właśnie dzisiaj chciałam cię przyjąć do naszego Wschodniego Centrum Ptaków. Nie musisz nawet pytać o pracę, pensję i inne udogodnienia – jestem pewna, że będziesz zadowolony.

– Kiedy ja się do niczego nie nadaję. Nic nie potrafię.

– Znajdziemy ci coś, do czego tylko ty się nadasz – rzekła Geng Lianlian z uśmiechem.

Shangguan Jintong chciał jeszcze wygłosić parę skromnych zdań, lecz Lianlian złapała go za rękę.

– Chodźmy już, wujaszku. Cały dzień kręciłam się po ulicach, szukając ciebie.

Zaprosiła Shangguana Jintonga do przyczepy motocykla, gdzie siedziała ogromna ara, uwiązana łańcuszkiem za nogę. Ptak spojrzał na Jintonga, otworzył szeroko wielki dziób i zaskrzeczał ochryple. Geng Lianlian pogłaskała go i zręcznymi palcami odczepiła łańcuszek.

– Stary Żółcieniu, leć do domu i powiedz szefowi, że wujek zaraz przyjedzie.

Papuga niezgrabnie wyskoczyła na krawędź przyczepy, a potem na piaszczysty grunt. Przebiegła kilka chwiejnych kroczków jak mały chłopiec, rozpostarła sztywno skrzydła, zatrzepotała nimi i wreszcie wzbiła się w powietrze. Wzleciała na kilka metrów w górę, zawróciła i okrążyła motocykl.

– Leć wreszcie, staruszku, nie popisuj się. W domu dostaniesz nagrodę!

Ara zaskrzeczała radośnie i odleciała na południe, muskając wierzchołki drzew.

Lianlian drgnęła, uruchamiając maszynę, wskoczyła na siodełko, pokręciła dłońmi na uchwytach kierownicy. Motocykl ruszył z warkotem. Pęd powietrza rozwiewał fryzurę Geng Lianlian i potargane włosy Shangguana Jintonga. Jadąc nową asfaltową drogą, zbliżali się błyskawicznie do podmokłych rejonów.

Wschodnie Centrum Ptaków zajmowało teren o powierzchni dwustu mu, ogrodzony żelazną siatką. Głównego wejścia strzegła wspaniała brama, przypominająca łuk triumfalny, w której stało dwóch strażników ze skrzyżowanymi na piersiach wojskowymi pasami i zabawkowymi pistoletami u bioder. Gdy Geng Lianlian przejeżdżała obok, zasalutowali jej z przesadną gorliwością, wyraźnie na pokaz.

Tuż za bramą wznosiło się sztuczne wzgórze, zbudowane z kamieni znad jeziora Taihu, a przed nim fontanna i staw ze sztucznymi żurawiami, które wyglądały całkiem jak prawdziwe, tyle że się nie poruszały. Stary Żółcień przycupnął nad stawem i popijał wodę. Na widok Lianlian poderwał się i nieporadnie podążył za nią.

Han Papuga, w białych rękawiczkach, wystrojony jak klaun z cyrku, wybiegł z pobliskiego budynku przez wiszącą w drzwiach zasłonę z koralików.

– Wreszcie nam się udało cię tu sprowadzić, wujku. Mówiłem ci kiedyś, że gdy tylko zacznę do czegoś dochodzić, zabiorę się do spłacania długów – mówił, wymachując lśniącą, srebrzystą pałeczką. – Niebiosa są wielkie, ziemia rozległa, lecz dobroć mojej babki największa ze wszystkiego. Dlatego to babcia jest moim pierwszym wierzycielem. Dobrze wiem, że nie ucieszyłaby się specjalnie ani z worka pełnego wieprzowiny, ani ze szczerozłotej laski. Ale dobra praca dla jej syna – oto co sprawi jej prawdziwą radość!

– Już wystarczy, nie gadaj tyle – przerwała mu Lianlian tonem zwierzchnika przemawiającego do podwładnego. – Jak idzie tresura gwarka? Obiecałeś doprowadzić sprawę do końca!

– Bądź spokojna, żonko! – Han Papuga skłonił się aż do ziemi, naśladując klauna. – Gwarantuję ci, że będzie śpiewał dziesięć melodii i witał gości najczystszym językiem ogólnonarodowym niczym najlepszy spiker telewizyjny!

– Najpierw cię trochę pooprowadzam, wujku – rzekła Lianlian do Jintonga – a potem porozmawiamy o pracy.

Shangguan Jintong u boku Lianlian zwiedził hodowlę pawi. Tysiące ptaków kuśtykało po piaszczystym gruncie pod nylonową siatką, powłócząc nogami. Kilka białych samców na widok Lianlian kokieteryjnie rozpostarło ogony; spomiędzy rzadkich piór prześwitywały czerwone kupry. Robotnice w wysokich po pachwiny gumowych butach polewały cementową podłogę wybiegu wodą z gumowych węży. Jintong czuł taki sam zapach, jak przed laty, w kurzej fermie Gospodarstwa Rzeki Wodnego Smoka. Zerknął kątem oka na Lianlian, która także mu się przyglądała.

– Czy są tu lisy? – spytał, zmieszany.

– Na mokradłach, owszem, ale tutaj nigdy się nie zapuszczają.

– Po co wam tyle pawi?

– Co roku wysyłamy je do ogrodów zoologicznych w całym kraju. Ale przede wszystkim hodujemy je na mięso. Według Kompendium wiedzy o ziołach leczniczych Li Shizhena [31] pawie mięso pobudza krążenie krwi, rozluźnia mięśnie, a także chroni nerki i płuca. Według najnowszych badań, mięso pawia zawiera dwadzieścia osiem aminokwasów, niezbędnych człowiekowi, oraz ponad trzydzieści rodzajów mikroelementów. Poza tym jest smaczne. Mięso kur, kaczek ani gołębi nie może się z nim równać. Ale najważniejsze ze wszystkiego jest to, że pawie mięso odżywia yin i wzmacnia yang… [32] – Lianlian spojrzała na Jintonga z uśmiechem. – Wujku, czy nie zdarzyło ci się skosztować mięsa pawia ze Wschodniego Centrum Ptaków na żadnej z tych uczt, jakie urządzała Stara Jin? Jeśli nie, łatwo to naprawić. Mamy tu znakomitego kucharza, którego specjalnością jest „paw a la tykwa Ośmiu Skarbów". Dopilnuję, żebyś jutro spróbował tego przysmaku. Pęcherzyk żółciowy pawia to słynne lekarstwo; słyszało się opinie, że jest trujący, ale to bzdura. W rzeczywistości także doskonale robi na potencję, leczy reumatyzm i wzmaga blask oczu. Czy wiesz, dlaczego moje oczy tak pięknie lśnią? Dlatego, że co wieczór przed snem wypijam filiżankę nalewki na pawim pęcherzyku żółciowym.

Jeden z ptaków podszedł do siatki, przekrzywił głowę i zmierzył wzrokiem ludzi stojących na zewnątrz. Nagle wystawił łebek przez oczko siatki i dziobnął Jintonga w nogawkę. Lianlian złapała ptaka jedną ręką za cienką szyję, a drugą sięgnęła przez siatkę od góry i spośród wielu barwnych piór ogona wybrała największe, najjaskrawiej ubarwione, chwyciła je u nasady i wyrwała. Gdy tylko puściła ptaka, ten wrzasnął boleśnie i uciekł. Podfrunął, usiadł na drewnianej grzędzie, rozpostarł ogon i wyciągając szyję, usiłował dosięgnąć dziobem bolącego miejsca, z którego wyrwano pióro. Lianlian podała je Jintongowi.

– Są takie rejony w Azji Południowej, gdzie ludzie obdarowują pawimi piórami swoich najdroższych przyjaciół.

Jintong przyglądał się skomplikowanym, pięknym wzorom na gładkiej powierzchni, zbudowanej z mnóstwa maleńkich piórek.

– On nie umrze z bólu, prawda? – zapytał.

– Nic dziwnego, że Han Papuga nazywa cię miłosiernym bodhisattwą… nie jestem pawiem, więc nie wiem, jak wielki to ból. Tak czy owak, pawie pióra są dla naszego centrum olbrzymim źródłem dochodu. Co roku wyrywamy pióra żywym pawiom – tylko pióra żywych ptaków są naprawdę piękne. Zbieramy też pióra dzikich kuraków dla aktorów opery pekińskiej – te także muszą pochodzić od żywych zwierząt.

вернуться

31

Li Shizhen (1518-1593) – lekarz i farmaceuta, autor Bencao gangmu (do słownie „kompendium wiedzy o korzeniach i ziołach"), jednego z podstawowych dzieł tradycyjnej medycyny chińskiej.

вернуться

32

…czyli wzmacnia potencję.