Выбрать главу

– Twój przyjaciel, Win – powiedziała Ali – wydaje się miły.

– Nie jest.

– Wiem. Po prostu pomyślałam, że tak powiem, skoro jest twoim przyjacielem i w ogóle.

– Win jest skomplikowany.

– I przystojny.

– On o tym wie.

– Jednak nie w moim typie. Zbyt ładny. Za bardzo wygląda na bogatego lalusia.

– A ty wolisz muskularnych w typie macho – rzekł Myron. – Rozumiem.

Prychnęła.

– Dlaczego on mi się tak przygląda?

– Mam zgadywać? Zapewne ocenia twój tyłek.

– Dobrze wiedzieć, że ktoś to robi.

Myron odkaszlnął i odwrócił wzrok.

– Zatem chcesz, żebyśmy jutro razem zjedli obiad?

– Byłoby miło.

– Wpadnę po ciebie o siódmej.

Ali położyła dłoń na jego piersi. Myrona przeszedł elektryzujący dreszcz. Stanęła na palcach – był od niej o głowę wyższy – i pocałowała go w policzek.

– Ugotuję coś.

– Naprawdę?

– Zostaniemy w domu.

– Wspaniale. Zatem to będzie spotkanie rodzinne? Żebym lepiej poznał dzieciaki?

– Dzieci jutrzejszą noc spędzą u mojej siostry.

– Och.

Ali obrzuciła go karcącym spojrzeniem i usiadła za kierownicą.

– Och – powtórzył Myron.

Uniosła brew.

– Nie trzeba było się przechwalać, jak umiesz kadzić. Po tych słowach odjechała. Myron, wciąż z głupkowatym uśmiechem na ustach, patrzył, jak samochód znika w mroku. Potem odwrócił się i poszedł z powrotem do domu. Win nie ruszył się. W życiu Myrona zaszło wiele zmian – jego rodzice przeprowadzili się na południe, Esperanza miała dziecko, firma działała inaczej, zmieniła się nawet Wielka Cyndi, ale Win pozostał taki sam. Jego popielatoszare włosy odrobinę posiwiały na skroniach, ale nadal był supersamcem. Patrycjuszowska szczęka, idealny kształt nosa, nieskazitelnie równy przedziałek – wprost cuchnął kastą uprzywilejowanych, irytując białymi bucikami i opalenizną z pola golfowego.

– Sześć i osiem dziesiątych – powiedział. – Zaokrąglijmy do siedmiu.

– Przepraszam?

Win wyciągnął rękę, dłonią w dół, i poruszył nią znacząco.

– Twoja pani Wilder. W lekkim zaokrągleniu dałbym jej siódemkę.

– O rany, to naprawdę coś. Skoro wychodzi z twoich ust. Wrócili do domu i usiedli w gabinecie. Win założył nogę na nogę, pokazując zawsze nienaganne kanty spodni. Miał wyniosłą minę, która na stałe gościła na jego twarzy. Wyglądał na rozpieszczonego, zepsutego mięczaka – jeśli ktoś patrzył tylko na jego twarz. Jednak jego ciało opowiadało zupełnie inną historię. Było muskularne i żylaste, nie tyle przypominające napiętą sprężynę, ile mocno skręcony zwój drutu kolczastego.

Złożył dłonie, stykając je czubkami palców. Ten gest pasował do Wina.

– Mogę cię o coś spytać?

– Nie.

– Dlaczego z nią jesteś?

– Żartujesz, prawda?

– Nie. Po prostu chcę wiedzieć, co takiego widzisz w pani Ali Wilder.

Myron potrząsnął głową.

– Wiedziałem, że nie powinienem cię zapraszać.

– Ach, ale zaprosiłeś. Pozwól więc, że rozwinę moją wypowiedź.

– Proszę, nie rób tego.

– Na studiach była to rozkoszna Emily Downing. Potem, oczywiście, twoja bratnia dusza przez ponad dziesięć lat, zmysłowa Jessica Culver. Był też krótki romans z Brendą Slaughter, a także, ostatnio, namiętność do Teresę Collins.

– Czy chcesz mi coś powiedzieć?

– Chcę. – Win rozłożył dłonie i znów je złożył. – Co łączy te wszystkie kobiety, twoje byłe miłości?

– Ty mi to powiedz – rzekł Myron.

– Jedno słowo: uroda.

– To ma być to słowo?

– Gorące sztuki – ciągnął Win swym snobistycznym tonem. – Jedna w drugą. W skali od jednego do dziesięciu oceniłbym Emily na dziewięć. I byłaby to najniższa ocena. Uroda Jessiki tak biła po oczach, że wychodziła poza skalę. Teresę Collins i Brendzie Slaughter dałbym prawie dziesięć.

– I jako ekspert…

– Dałbym jej najwyżej siedem – dokończył za niego Win.

Myron tylko pokręcił głową.

– Dlatego powiedz mi, proszę – rzekł Win – co cię w niej tak pociąga?

– Pytasz poważnie?

– Owszem.

– No cóż, mam dla ciebie wiadomość, Win. Przede wszystkim, chociaż to nieistotne, nie zgadzam się z twoją oceną.

– Ach tak? Ile więc dałbyś pani Wilder?

– Nie zamierzam o tym z tobą dyskutować. Jednak powiem ci coś. Ali ma ten rodzaj urody, który docenia się z czasem. Z początku uważasz, że jest dość atrakcyjna, ale kiedy lepiej ją poznasz…

– Ba.

– Ba?

– Dorabiasz teorię do faktów.

– No cóż, mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość. Wygląd nie jest najważniejszy.

– Ba.

– Znów to ba?

Win ponownie złączył czubki palców.

– Zagrajmy w taką grę. Ja powiem jakieś słowo. Ty powiesz mi, z czym ci się ono skojarzyło.

Myron zamknął oczy.

– Nie wiem, dlaczego dyskutuję z tobą o sprawach sercowych. To jak rozmawiać z głuchym o Mozarcie.

– Tak, bardzo zabawne. Oto pierwsze słowo. A właściwie dwa. Powiedz mi, z czym ci się kojarzy: Ali Wilder.

– Ciepło – rzekł Myron.

– Łgarz.

– No dobrze, chyba powinniśmy zakończyć tą rozmowę.

– Myronie?

– Co?

– Kiedy ostatni raz próbowałeś kogoś uratować?

Jak zwykle przed oczami Myrona w stroboskopowych rozbłyskach przemknęło szereg twarzy. Próbował o nich zapomnieć.

– Myronie?

– Nie zaczynaj – powiedział cicho Myron. – Dostałem nauczkę.

– Naprawdę?

Teraz myślał o Ali, o tym cudownym uśmiechu i szczerej twarzy. Myślał o Aimee i Erin w swoim dawnym pokoju w suterenie, a także o obietnicy, którą na nich wymusił.

– Ali nie potrzebuje ratunku, Myronie.

– Myślisz, że o to mi chodzi?

– Kiedy wymawiam jej imię, z czym ci się ono kojarzy?

– Z ciepłem – powtórzył Myron.

Jednak tym razem nawet on wiedział, że to kłamstwo.

Sześć lat.

Tyle czasu minęło, od kiedy Myron ostatnio odgrywał superbohatera. Przez tych sześć lat nikogo nie uderzył. Nie miał w ręku broni, nie mówiąc już o strzelaniu z niej. Nikomu nie groził i jemu nie grożono. Nie żartował z wykarmionymi sterydami mięśniakami. Nie wzywał Wina, nadal najbardziej przerażającego człowieka, jakiego znał, żeby dał mu wsparcie lub wyciągnął go z tarapatów. Przez tych sześć lat żaden z jego klientów nie został zamordowany – co w jego interesie było prawdziwym sukcesem. Żaden nie został postrzelony ani aresztowany – no, oprócz tego oskarżenia o prostytucję w Las Vegas, ale Myron nadal twierdził, że to była prowokacja. Żaden z jego klientów, znajomych czy bliskich nie zaginął.

Myron dostał nauczkę.

Nie pchaj nosa w nie swoje sprawy. Nie jesteś Batmanem, a Win nie jest psychopatycznym Robinem. Owszem, w czasach gdy bawił się w bohatera, Myron uratował kilka niewinnych osób, w tym swoje dziecko. Jeremy, jego syn, miał teraz dziewiętnaście lat – w to też Myronowi trudno było uwierzyć – i odbywał służbę wojskową w jakimś bliżej nieokreślonym miejscu na Bliskim Wschodzie.

Jednak i tutaj Myron wyrządził szkody. Spójrzcie, co stało się z Duane, Christianem, Gregiem, Lindą i Jackiem… A przede wszystkim – o czym Myron nie mógł zapomnieć – z Brendą. Wciąż często chodził na jej grób. Może i tak by zginęła, nie wiadomo. Może to nie była jego wina.

Zwycięstwa szybko przemijają. Klęski i umarli zostają z tobą, klepią cię w ramię, idą z tobą krok w krok, nawiedzają w snach.

Tak czy inaczej Myron pogrzebał swój kompleks bohatera. Przez sześć ostatnich lat jego życie było spokojne, normalne, przeciętne – nawet nudne.