Myron zadzwonił do Claire.
– Mam jedno pytanie – powiedział.
– Erik mówił, że widzieliście się zeszłej nocy.
– Taak.
– Siedział przy komputerze do rana.
– To dobrze. Słuchaj, czy znasz jej nauczyciela Harry’ego Davisa?
– Pewnie. Uczył Aimee angielskiego. Zdaje się, że teraz jest również opiekunem ostatniego roku.
– Lubiła go?
– Bardzo. – I Claire zaraz zapytała: – Dlaczego pytasz? Czy on ma z tym coś wspólnego?
– Wiem, że chcesz mi pomóc, Claire. I Erik również. Jednak musicie mi zaufać, dobrze?
– Ja ci ufam.
– Erik powiedział ci o tym skrócie, który znaleźliśmy?
– Tak.
– Na jego końcu mieszka Harry Davis.
– O mój Boże.
– Aimee nie ma w jego domu ani nic takiego. Już to sprawdziliśmy.
– Jak to sprawdziliście? W jaki sposób?
– Proszę, Claire, po prostu mnie posłuchaj. Pracuję nad tym i nie chcę, żeby ktoś mi przeszkadzał. Musisz trzymać Erika z daleka od tego, dobrze? Powiedz mu, że ma sprawdzić w Internecie wszystkie sąsiednie ulice. Powiedz, żeby pojeździł po okolicy, ale nie pokazywał się w tym zaułku. Albo jeszcze lepiej niech zadzwoni do Dominicka Rochestera, ojca Katie…
– On dzwonił do nas.
– Dominick Rochester?
– Tak.
– Kiedy?
– Zeszłej nocy. Powiedział, że spotkał się z tobą. Spotkał, pomyślał Myron. Jaki ładny eufemizm.
– Mamy zobaczyć się z Rochesterami dziś rano. Spróbujemy znaleźć jakieś powiązanie między Katie i Aimee.
– Dobrze. To pomoże. Posłuchaj, muszę już iść.
– Zadzwonisz?
– Gdy tylko czegoś się dowiem.
Myron usłyszał jej szloch.
– Claire?
– To już dwa dni, Myronie.
– Wiem. Pracuję nad tym. Może spróbujesz też wywrzeć większy nacisk na policję. W końcu minęło już czterdzieści osiem godzin.
– W porządku.
Miał ochotę powiedzieć coś w rodzaju „bądź silna”, ale nawet w myślach zabrzmiało to tak głupio, że zrezygnował. Powiedział „do widzenia” i rozłączył się. Potem zadzwonił do Wina.
– Wysłów się – rzekł Win.
– Nie wierzę, że wciąż zgłaszasz się w taki sposób.
Cisza.
– Czy Harry Davis nadal jest w drodze do swojej szkoły?
– Tak.
– Już jadę.
Livingston High School, jego szkoła. Myron zapuścił silnik. Miał do pokonania odległość zaledwie trzech kilometrów, ale śledzący go nie był zbyt dobry albo się nie starał. A może, po starciu z Bliźniakami, Myron stał się ostrożniejszy. Tak czy inaczej szary chevrolet, być może caprice, jechał za nim od pierwszego zakrętu.
Myron zadzwonił do Wina i usłyszał tradycyjne „wysłów się”.
– Jestem śledzony.
– Znów Rochester?
– Być może.
– Marka i numer rejestracyjny?
Myron podał mu je.
– Wciąż jesteśmy na Route Dwieście Osiemdziesiąt – powiedział Win – więc zwolnij trochę. Przejedź z nimi obok Mount Pleasant Avenue. Będę z tyłu, spotkamy się później, pod szkołą.
Myron zrobił to, co proponował Win. Wjechał na podjazd Harrison School i zawrócił. Śledzący go chevrolet pojechał prosto. Myron skierował się w przeciwną stronę Livingston Avenue. Zanim dotarł do pierwszych świateł, szary chevrolet znów siedział mu na ogonie.
Myron wjechał na duże rondo przed liceum, zaparkował i wysiadł z samochodu. Znalazł się w centrum Livingston, chociaż nie było tu sklepów, tylko mnóstwo budynków z czerwonej cegły. Posterunek policji, gmach sądu, biblioteka miejska oraz perła w koronie, Livingston High School.
Mimo wczesnej pory sporo ludzi spacerowało lub uprawiało jogging. Przeważnie byli w podeszłym wieku i poruszali się powoli. Jednak nie wszyscy. Cztery gorące sztuki, ładnie umięśnione i dwudziestoparoletnie, truchtały w kierunku Myrona.
Myron uśmiechnął się do nich i uniósł brew.
– Witam panie – powiedział, kiedy go mijały.
Dwie z nich uśmiechnęły się drwiąco. Dwie pozostałe spojrzały na niego tak, jakby właśnie oznajmił, że zrobił w majtki.
Win wyrósł u jego boku.
– Czy posłałeś im swój promienny uśmiech?
– Powiedziałbym, że co najmniej osiemdziesięciu- lub dziewięćdziesięciowatowy.
Win przyjrzał się młodym kobietom, po czym stwierdził:
– Lesby.
– Na pewno.
– Jest ich coraz więcej, no nie?
Myron pospiesznie policzył w myślach. Zapewne był od nich starszy o piętnaście lub dwadzieścia lat. Kiedy chodzi o młode dziewczyny, starasz się o tym nie myśleć.
– Śledzący cię samochód – rzekł Win, nie odrywając oczu od młodych biegaczek – to nieoznakowany policyjny wóz z dwoma mundurowymi w środku. Zaparkowali przed biblioteką i obserwują nas przez teleobiektyw.
– Chcesz powiedzieć, że właśnie robią nam zdjęcia?
– Prawdopodobnie – rzekł Win.
– Jak moja fryzura?
Win zbył to pytanie machnięciem ręki.
Myron zastanowił się, co oznacza obecność policji.
– Zapewne wciąż uważają mnie za podejrzanego.
– Na ich miejscu też byłbym tego zdania – odparł Win. W ręku trzymał coś, co wyglądało jak palm pilot, śledzący sygnalizatory GPS. – Nasz ulubiony nauczyciel powinien zaraz się zjawić.
Parking dla nauczycieli znajdował się po zachodniej stronie szkoły. Myron i Win poszli w tym kierunku. Uznali, że najlepiej będzie porozmawiać z Davisem tutaj, na zewnątrz, przed rozpoczęciem zajęć.
Kiedy szli, Myron powiedział:
– Zgadnij, kto wpadł do mnie o trzeciej nad ranami?
– Wink Martindale?
– Nie.
– Uwielbiam tego faceta.
– Jak każdy. Jessica.
– Wiem.
– Skąd…
Przypomniał sobie. Wybrał numer komórki Wina, kiedy usłyszał szczęk otwieranego zamka. Rozłączył się, kiedy przeszli do kuchni.
– Miałeś ją? – zapytał Win.
– Tak. Wiele razy. Jednak nie przez ostatnich siedem lat.
– Niezła sztuka. Wybacz, że pytam, ale czy wpadła, żebyś ją pochędożył przez wzgląd na dawne czasy?
– Pochędożył?
– To moje anglosaskie dziedzictwo. No?
– Dżentelmen nigdy nie opowiada o swoich podbojach. Tak.
– A ty odmówiłeś?
– Zachowałem cnotę.
– Co za rycerskość – rzekł Win. – Niektórzy uznaliby ją za godną podziwu.
– Nie ty.
– Nie, ja nazwałbym to – i zamierzam użyć naprawdę trudnych słów, więc racz się skupić – kompletnym idiotyzmem.
– Jestem związany z kimś innym.
– Rozumiem. Tak więc ty i twoja pani obiecaliście chędożyć się tylko ze sobą?
– Nie o to chodzi. Nie jest tak, że pewnego dnia mówisz komuś: „Hej, nie sypiajmy już z nikim innym”.
– Zatem nie złożyłeś takiej obietnicy?
– Nie.
Win rozłożył ręce, nie pojmując.
– A więc nic nie rozumiem. Czy Jessica brzydko pachniała albo co?
Cały Win.
– Zapomnij o tym.
– Już zapomniałem.
– Gdybym się z nią przespał, tylko wszystko bym skomplikował, no nie?
Win spojrzał na niego ze zdumieniem.
– Co?
– Jesteś już duży – rzekł Win.
Przeszli kawałek.
– Będę ci jeszcze potrzebny? – zapytał Win.
– Nie sądzę.
– Zatem jadę do biura. W razie kłopotów włącz komórkę. Myron skinął głową, a Win odszedł. Harry Davis wysiadł z samochodu. Na parkingu stały grupki młodzieży. Myron pokręcił głową. Nic się nie zmieniło. Goci ubierali się w czarne stroje nabijane srebrnymi ćwiekami. Mózgowcy mieli ciężkie plecaki i poliestrowe, zapinane na guziki koszulki z krótkimi rękawami, jakby przyjechali tu na zlot sprzedawców znanej sieci drogerii. Didżejów było najwięcej. Siedzieli na maskach samochodów w swych bluzach ze skórzanymi rękawami, chociaż było za gorąco na taki strój.