Myron położył rękę na jej ramieniu.
– Musisz mi pomóc, Claire, dobrze? Chcę, żebyś była opanowana i trzeźwa.
– Nie traktuj mnie protekcjonalnie, Myronie.
– Nie zamierzam, ale posłuchaj, jeśli nie zapanujesz nad sobą, kiedy dojedziemy do szkoły…
– Stracimy szansę. Wiem. Co jeszcze się dzieje?
– Miałaś rację co do Joan Rochester.
Myron streścił jej rozmowę. Claire siedziała i spoglądała przez okno. Od czasu do czasu kiwała głową, ale zdawała się nie słuchać tego, co do niej mówił.
– Zatem sądzisz, że Aimee może być w ciąży?
Teraz jej głos istotnie był spokojny, nawet zbyt obojętny. Usiłowała spojrzeć na to z boku. Mógł to być dobry znak.
– Tak.
Claire podniosła rękę i zaczęła skubać dolną wargę. Tak jak w średniej szkole. To wszystko było takie dziwne, jechali tą trasą, którą pokonywali tysiące razy, kiedy byli młodzi, Claire skubała dolną wargę jak przed końcowym egzaminem z algebry.
– W porządku, spróbujmy przez chwilę spojrzeć na to racjonalnie – powiedziała.
– Dobrze.
– Aimee zerwała ze swoim chłopakiem ze szkoły średniej. Nie powiedziała nam o tym. Była bardzo skryta. Kasowała swoje e-maile. Nie była sobą. W szufladzie miała body, prawdopodobnie zakupione przez nauczyciela, który pracował w sklepie muzycznym, gdzie często chodziła.
Te słowa ciężko zawisły w powietrzu.
– Przyszło mi do głowy jeszcze coś – powiedziała Claire.
– Mów.
– Jeśli Aimee była w ciąży – Boże, sama nie wierzę, że to mówię – mogła pójść do jakiegoś szpitala.
– Niewykluczone. Albo po prostu kupiła domowy test ciążowy.
– Nie – odparła stanowczo Claire. – Na pewno nie tylko. Rozmawiałyśmy o takich sprawach. Jednej z jej przyjaciółek test ciążowy dał błędny wynik. Aimee chciałaby to sprawdzić. Zapewne poszłaby do lekarza.
– W porządku.
– A w tej okolicy jedynym szpitalem jest ten Świętego Barnaby. No wiesz, wszyscy z niego korzystają. Zatem ona też mogła tam pójść. Powinniśmy zadzwonić i poprosić kogoś, żeby to sprawdził. Jestem jej matką. To chyba powinno mieć jakieś znaczenie, co?
– Nie wiem, jakie teraz obowiązują przepisy.
– Wciąż je zmieniają.
– Poczekaj.
Myron sięgnął po telefon komórkowy. Zadzwonił do centrali szpitalnej. Poprosił o połączenie z doktorem Stanleyem Rickenbackiem. Podał sekretarce swoje nazwisko. Wjechał na rondo przed liceum i zaparkował samochód. Rickenback odebrał telefon, lekko podekscytowany. Myron wyjaśnił, czego chce. Podniecenie doktora znikło.
– Nie mogę tego zrobić – powiedział Rickenback.
– Mam tutaj jej matkę.
– Dopiero co powiedział pan, że ona jest pełnoletnia. Złamałbym przepisy.
– Proszę posłuchać, miał pan rację co do Katie Rochester. Jest w ciąży. Próbujemy ustalić, czy Aimee też.
– Rozumiem, ale nie mogę panu pomóc. Jej dane medyczne są poufne. Ze względu na nowe prawo o ochronie danych osobowych system komputerowy zapamiętuje, kto otwiera pliki z danymi pacjenta i kiedy. Nawet gdybym nie uważał tego za nieetyczne, byłoby to zbyt ryzykowne. Przykro mi.
Rozłączył się. Myron patrzył przez okno. Potem znów zadzwonił na centralę.
– Chciałbym rozmawiać z doktor Edną Skylar. Dwie minuty później usłyszał głos Edny.
– Myron?
– Ma pani ze swojego komputera dostęp do danych pacjentów, prawda?
– Tak.
– Wszystkich pacjentów szpitala?
– O co właściwie chodzi?
– Pamięta pani naszą rozmowę o niewinnych?
– Tak.
– Chcę, żeby pomogła pani komuś niewinnemu, doktor Skylar. – I zaraz dodał: – W tym wypadku być może dwojgu niewinnym.
– Dwojgu?
– Osiemnastoletniej dziewczynie, niejakiej Aimee Biel – powiedział Myron – i jeśli mamy rację, dziecku, które ma urodzić.
– Mój Boże. Czy to ma znaczyć, że Stanley miał rację?
– Proszę, doktor Skylar.
– To nieetyczne.
Pozwolił działać milczeniu. – Podał już swoje argumenty. Kolejne mogłyby przynieść skutek przeciwny do zamierzonego. Lepiej niech sama to przemyśli.
Nie musiał długo czekać. Po dwóch minutach usłyszał stukanie klawiatury.
– Myronie? – powiedziała Edna Skylar.
– Tak.
– Aimee Biel jest w trzecim miesiącu ciąży.
Rozdział 36
Dyrektor liceum w Livingston, Amory Reid, miał na sobie sportowe spodnie, elegancką szarobiałą koszulę z krótkimi rękawami z materiału tak cienkiego, że widać było przez nią biały podkoszulek, a na nogach półbuty na grubych podeszwach, być może z winylu. Nawet poluzowany krawat wyglądał tak, jakby go dusił.
– Szkoła jest bardzo zaniepokojona.
Reid położył splecione dłonie na biurku. Na jednym palcu miał uczelniany sygnet z insygniami drużyny futbolowej. Wypowiedział to zdanie tak, jakby ćwiczył je przed lustrem.
Myron siedział po prawej, Claire po lewej. Wciąż była oszołomiona informacją, że jej córka, którą znała i kochała, której tak ufała, od trzech miesięcy była w ciąży. Jednocześnie odczuwała coś w rodzaju ulgi. To miało sens. Wyjaśniało jej zachowanie w ostatnim czasie. Mogło tłumaczyć to, co dotychczas wydawało się niewytłumaczalne.
– Rzecz jasna możecie sprawdzić jej szafkę – poinformował ich dyrektor. – Mam klucz uniwersalny do wszystkich szafek.
– Chcemy również porozmawiać z dwoma pańskimi nauczycielami – powiedziała Claire – i jednym z uczniów.
Zmrużył oczy. Spojrzał na Myrona, a potem znów na Claire.
– Z którymi nauczycielami?
– Z Harrym Davisem i Drew Van Dyne’em – rzekł Myron.
– Pan Van Dyne już dziś skończył pracę. W poniedziałki wychodzi o drugiej.
– A pan Davis? Reid spojrzał na plan zajęć.
– Jest w sali B – dwieście dwa.
Myron wiedział, gdzie znajduje się ta sala. Nawet po tylu latach. Korytarze wciąż były oznaczone literami od A do E. Sale o numerach zaczynających się od jedynki były na parterze, a od dwójki na piętrze. Pamiętał, jak kiedyś pewien zirytowany nauczyciel mówił tępemu uczniowi, że ten nie odróżniłby korytarza E od korytarza A.
– Zobaczę, czy uda mi się wyciągnąć pana D z klasy. Mogę spytać, dlaczego chcecie rozmawiać z tymi nauczycielami?
Claire i Myron wymienili spojrzenia.
– Na razie wolelibyśmy o tym nie mówić – powiedziała Claire.
Zaakceptował to wyjaśnienie. Jego stanowisko wymagało dyplomatycznych umiejętności. Gdyby o czymś wiedział, musiałby to zgłosić. Niewiedza, przynajmniej chwilowa, mogła być błogosławieństwem. Ponadto Myron jeszcze nie miał żadnych konkretnych dowodów obciążających tych nauczycieli, jedynie poszlaki. Dopóki nie dowie się więcej, nie ma powodu informować o tym dyrektora.
– Chcielibyśmy także porozmawiać z Randym Wolfem – rzekła Claire.
– Obawiam się, że nie mogę na to pozwolić.
– Dlaczego nie?
– Poza terenem szkoły możecie państwo robić, co chcecie. Jednak tutaj potrzebowałbym na to zgody rodziców.
– Dlaczego?
– Takie są przepisy.
– Jeśli przyłapie się dziecko na wagarowaniu, można z nim porozmawiać.
– Ja mogę, owszem. Wy nie. A ponadto nie chodzi o wagarowanie. – Reid przeniósł wzrok na Myrona. – Co więcej, nie bardzo rozumiem, dlaczego pan tu jest, panie Bolitar.
– On jest moim pełnomocnikiem – wyjaśniła Claire.
– Rozumiem. Jednak to nie upoważnia go do rozmów z uczniami ani, skoro o tym mowa, nauczycielami. Nie mogę nakazać panu Davisowi, żeby z państwem porozmawiał, ale mogę sprowadzić go tutaj. On jest dorosły. Nie mogę tego zrobić z Randym Wolfem.
Ruszyli korytarzem w kierunku szafki Aimee.