Выбрать главу

– Jest jeszcze coś – powiedział Amory Reid.

– Co takiego?

– Nie jestem pewien, czy to ma jakieś znaczenie, ale Aimee ostatnio miała kłopoty.

Przystanęli.

– Jakie? – spytała Claire.

– Przyłapano ją w pomieszczeniach administracji na używaniu komputera.

– Nie rozumiem.

– My też nie. Jeden z pedagogów przyłapał ją tam. Robiła wydruk arkusza ocen.

Myron zastanowił się.

– Czy te komputery nie są zabezpieczone hasłem?

– Są.

– Jak więc weszła do systemu?

Reid nazbyt ostrożnie dobierał słowa.

– Nie mamy pewności. Jednak podejrzewamy, że ktoś z administracji popełnił błąd.

– Jaki błąd?

– Chyba zapomniał wyłączyć komputer.

– Innymi słowy zostawił zalogowany komputer i w ten sposób umożliwił jej wejście do systemu?

– Taką mamy teorię.

Kompletnie idiotyczną, pomyślał Myron.

– Dlaczego mnie nie poinformowano? – zapytała Claire.

– To naprawdę nie było nic wielkiego.

– Kopiowanie arkusza ocen to nic wielkiego?

– Kopiowała własny. Aimee, jak wiecie, była bardzo dobrą uczennicą. Nigdy przedtem nie sprawiała żadnych kłopotów. Postanowiliśmy poprzestać na surowym upomnieniu.

I oszczędzić sobie wstydu, pomyślał Myron. Lepiej nie ujawniać faktu, że uczennica zdołała się włamać do szkolnego systemu informatycznego. Zamiećmy śmieci pod dywan.

Dotarli do szafki. Amory Reid otworzył ją swoim kluczem uniwersalnym. Kiedy odchylił drzwiczki, wszyscy troje się cofnęli. Myron pierwszy zrobił krok naprzód. Szafka Aimee była przerażająco osobista. Metalowe powierzchnie zdobiły zdjęcia podobne do tych, które widział w jej pokoju. I tu nie było Randy’ego, tylko fotografie ulubionych gitarzystów dziewczyny. Na jednym wieszaku wisiała czarna koszulka z napisem Green Day American Idiot, a na drugim bluza New York Liberty. Na dnie leżały podręczniki Aimee, w plastikowych okładkach. Na górnej półce gumki do włosów, szczotka i lusterko. Claire dotykała ich czule.

Jednak szafka nie zawierała niczego, co mogłoby im pomóc. Żadnego dymiącego rewolweru ani wielkiej tablicy z napisem „Tędy do Aimee”.

Myron czuł się zagubiony i bezsilny. Patrząc na szafkę, w której wszystko przypominało Aimee, dotkliwie odczuwało się jej nieobecność.

Z tego ponurego nastroju wyrwał go sygnał telefonu komórkowego Reida. Dyrektor odebrał, posłuchał chwilę i rozłączył się.

– Znalazłem kogoś na zastępstwo. Pan Davis czeka na państwa w gabinecie.

Rozdział 37

Przybywając do Planetę Music, Drew Van Dyne myślał o Aimee i zastanawiał się nad swoim następnym posunięciem. Ilekroć to robił, ilekroć był zbyt zagubiony w życiu i kiepskich wyborach, jakich nazbyt często dokonywał, Van Dyne uciekał w narkotykowy opar albo – tak jak teraz – w muzykę.

Słuchawki iPoda miał głęboko wepchnięte w uszy. Słuchał „Gravity” Alejandra Escovedo, ciesząc się brzmieniem i próbując dojść do tego, jak Escovedo napisał ten utwór. Van Dyne lubił to robić. Rozbierał utwór na części. Wymyślał teorię o pochodzeniu, o tym, jak zrodził się pomysł, o przypływie inspiracji. Czy ziarnem była fraza gitarowa, chór, jedna zwrotka czy tekst? Czy kompozytor był załamany, smutny czy uradowany… i dlaczego tak się czuł? I do kogo, po tym pierwszym etapie, poszedł ze swoją piosenką? Van Dyne widział kompozytora przy pianinie albo szarpiącego struny gitary, robiącego notatki, wprowadzającego poprawki, zmiany.

Rozkosz, człowieku. Zwyczajna, czysta rozkosz. Takie rozmyślanie o piosence. Nawet jeśli… Nawet jeśli zawsze cichy głos w tle mówił mu: „To powinieneś być ty, Drew”.

Zapominasz o żonie, która patrzy na ciebie jak na psie gówno i chce rozwodu. Zapominasz o ojcu, który porzucił cię, kiedy byłeś dzieckiem. Zapominasz o matce, która teraz stara się wynagrodzić ci to, że przez zbyt wiele lat ni cholery jej nie obchodziłeś. Zapominasz o otępiającej pracy nauczyciela, dobrej dla szaraczków. Zapominasz, że ta praca nie jest już czymś tymczasowym, czym zajmujesz się, czekając na wielki sukces. Zapominasz, że ten wielki sukces, o czym wiesz, kiedy jesteś ze sobą szczery, nigdy nie nadejdzie. Zapominasz, że masz trzydzieści sześć lat i obojętnie, jak bardzo będziesz się starał, nigdy nie zabijesz tego przeklętego marzenia – nie, to byłoby zbyt proste. To marzenie pozostaje, drwi z ciebie i mówi ci, że nigdy, przenigdy się nie spełni.

Uciekasz w muzykę.

Co, do diabła, powinien teraz zrobić?

O tym myślał Drew Van Dyne, przechodząc obok „Sypialnianego Rendez-Vous”. Zobaczył, że jedna z ekspedientek szepcze coś do drugiej. Może rozmawiały o nim, ale nic go to nie obchodziło. Wszedł do Planet Music, sklepu, który zarówno uwielbiał, jak i nienawidził. Uwielbiał, ponieważ tu otaczała go muzyka. Nienawidził, ponieważ przypominał mu, że żaden ze zgromadzonych tu utworów nie jest jego dziełem.

Jordy Deck, młodsza i mniej uzdolniona wersja jego samego, stał za ladą. Widząc jego minę, Van Dyne zrozumiał, że coś się stało.

– Co jest?

– Jakiś wielki facio przyszedł tu i cię szukał.

– Jak się nazywał?

Jordy wzruszył ramionami.

– Czego chciał?

– Pytał o Aimee.

Strach ścisnął mu pierś.

– Co mu powiedziałeś?

– Że często tu przychodzi, ale myślę, że już to wiedział. Nic więcej.

Van Dyne podszedł bliżej.

– Opisz mi tego gościa.

Zrobił to. Van Dyne przypomniał sobie poranne ostrzeżenie. Z opisu wynikało, że był tu Myron Bolitar.

– Och, jeszcze jedno – powiedział chłopak.

– Co?

– Jak stąd wyszedł, to chyba skierował się do „Sypialnianego Rendez-Vous”.

Claire i Myron zdecydowali, że Myron sam porozmawia z panem Davisem.

– Aimee Biel była jedną z moich najzdolniejszych uczennic – powiedział Harry Davis.

Był blady, drżący i zgubił gdzieś tę pewność siebie, którą Myron widział jeszcze tego ranka.

– Była? – powtórzył Myron.

– Przepraszam?

– Powiedział pan „była”. „Była jedną z moich najzdolniejszych uczennic”.

Pan Davis szeroko otworzył oczy.

– Już nie chodzi do mojej klasy.

– Rozumiem.

– Tylko to miałem na myśli.

– Dobrze – rzekł Myron, starając się go utrzymać w defensywie. – Kiedy dokładnie była pańską uczennicą?

– W zeszłym roku.

– Pięknie. – Dość przygotowań. Pora na decydujący cios. – Zatem jeśli Aimee już nie była pańską uczennicą, to co robiła w pana domu w tamtą sobotnią noc?

Na czoło Davisa wystąpiły krople potu, które przypominały plastikowe żetony z jakiejś gry planszowej.

– Dlaczego pan uważa, że była?

– Ponieważ sam ją podwiozłem.

– To niemożliwe.

Myron westchnął i założył nogę na nogę.

– Możemy rozegrać to na dwa sposoby, panie D. Mogę sprowadzić tu dyrektora albo powie mi pan, co wie.

Milczenie.

– Dlaczego rozmawiał pan dziś rano z Randym Wolfem?

– On też jest moim uczniem.

– Jest czy był?

– Jest. Uczę drugie klasy, pierwsze i ostatnie.

– Rozumiem, że przez ostatnie cztery lata uczniowie wybierali pana na Nauczyciela Roku.

Davis nie odpowiedział.

– Chodziłem do tej szkoły – dodał Myron.

– Tak, wiem. – Usta Davisa wykrzywił słaby uśmiech. – Trudno byłoby nie słyszeć o wiecznie żywym, legendarnym Myronie Bolitarze.

– Chcę powiedzieć, że wiem, jakim osiągnięciem jest tytuł Nauczyciela Roku. Jest pan lubiany przez uczniów.

Davisowi spodobał się ten komplement.

– Miał pan swojego ulubionego nauczyciela? – zapytał.

– Panią Friedman. Od historii nowożytnej Europy.