Выбрать главу

– Uważasz, że Aimee uciekła z domu.

Loren Muse wzruszyła ramionami i usiadła wygodniej.

– Oto ona, zagubiona młoda kobieta. Jest w ciąży z nauczycielem. Jej ojciec ma romans. Ona została zamieszana w skandal z fałszowaniem ocen. Musiała czuć się jak w potrzasku, nie sądzisz?

Myron o mało nie skinął głową.

– Nie ma żadnych dowodów – absolutnie żadnych – że Aimee została porwana. Tylko pomyśl. Dlaczego w ogóle ktoś miałby ją porywać? Jaki miałby motyw? Weźmy na przykład często występujący motyw seksualny. Wiemy, że tu możemy go wykluczyć. Tyle powiedział nam jej lekarz. Nie była molestowana. Z jakich jeszcze powodów porywa się ludzi? Dla okupu. Cóż, wiemy, że i ten motyw możemy wykluczyć.

Myron milczał. Było niemal dokładnie tak, jak powiedział Erik. Gdyby ktoś chciał uciszyć Aimee, nie porywałby jej, tylko zabił. Jednak żyła. Zatem…

Loren Muse atakowała dalej.

– Znasz jakiś inny motyw porwania, Myronie?

– Nie – odparł. – A co z bankomatem? Jak to wytłumaczysz?

– Masz na myśli to, że obie dziewczyny korzystały z tego samego?

– Tak.

– Nie wiem – odparła. – Może to jednak był zbieg okoliczności.

– Daj spokój, Muse.

– No dobrze, więc spójrzmy na to z innej strony. – Wycelowała w niego palec. – Jak ta historia z bankomatem pasuje do teorii o porwaniu? Czy Wolf mógł o tym wiedzieć? Albo Davis czy Van Dyne?

Myron przyznawał jej rację.

– Jednak są jeszcze inne fakty – skontrował. – Takie jak ten telefon z budki na stacji metra. Albo to, że czatowała w Internecie.

– Wszystko to pasuje do teorii o uciekinierce – powiedziała Loren. – Gdyby ktoś ją porwał, tak jak ona twierdzi, dlaczego miałby ryzykować rozmowę z budki telefonicznej? Po co pozwalałby jej czatować w Internecie?

Myron pokręcił głową. Wiedział, że jej argumenty mają sens. Po prostu nie chciał przyjąć tego do wiadomości.

– Zatem tak ma się to zakończyć? To nie Davis. Nie Wolf i nie Van Dyne czy ktokolwiek. Aimee Biel po prostu uciekła z domu?

Loren Muse i Lance Banner popatrzyli po sobie.

– Tak, to robocza wersja – rzekł Banner. – I pamiętaj: żadne prawo tego nie zabrania. Wprawdzie w rezultacie ucierpiało wiele osób, a jedna nawet została zabita. Jednak ucieczka z domu to nie przestępstwo.

Loren Muse milczała. To nie podobało się Myronowi.

– Co? – warknął.

– Nic. Jak powiedział Banner – wszystkie dowody na to wskazują. To może nawet wyjaśnia, dlaczego rodzice Aimee nie chcą, żeby z nami porozmawiała. Nie chcą, żeby to wyszło na jaw – jej romans, ciąża. Do licha, czy to się komu podoba czy nie, to jednak była zamieszana w skandal z fałszowaniem wyników. Chcą to wszystko zatuszować. Chcą, żeby uważano ją za ofiarę, a nie uciekinierkę. Można to zrozumieć.

– Jednak?

Spojrzała na Bannera. Ten westchnął i pokręcił głową. Loren Muse zaczęła bawić się widelcem.

– Jednak oboje, Jake i Lorraine Wolfowie, chcieli przyznać się do zastrzelenia Drew Van Dyne’a.

– Co z tego?

– Nie uważasz, że to dziwne?

– Nie. Przecież dopiero co wyjaśniliśmy to sobie. Zabiła go Lorraine. Jake chce wziąć winę na siebie, żeby ją chronić.

– A fakt, że chcieli usunąć dowody i pozbyć się zwłok?

Myron wzruszył ramionami.

– Przecież to zupełnie naturalna reakcja.

– Nawet jeśli został zabity w samoobronie?

– W tym wypadku tak. Próbowali zatuszować całą aferę. Gdyby Van Dyne został znaleziony w ich domu, nawet gdyby zastrzelili go w obronie własnej, cała afera z Randym wyszłaby na jaw. Narkotyki, oszustwo, wszystko.

Pokiwała głową.

– Teoretycznie tak. Lance w to wierzy. I zapewne tak właśnie było.

Myron starał się ukryć zniecierpliwienie.

– Ale?

– Ale może było inaczej. Może Jake i Lorraine wrócili do domu i znaleźli trupa.

Myronowi zaparło dech. Jest coś takiego w człowieku. Możesz się uginać. Możesz się rozciągać. Jednak czasem, bardzo rzadko, czujesz, że poddany jesteś zbyt ciężkiej próbie. Jeśli nie odpuścisz, pękniesz. Złamiesz się na dwoje. Wiesz o tym. Myron znał Aimee od zawsze. A teraz, jeśli dobrze odgadł, do czego zmierzała Loren Muse, był bliski załamania.

– O czym ty mówisz, do diabła?

– Może Wolfowie wrócili do domu i zobaczyli zwłoki.

I może założyli, że zrobił to Randy. – Muse nachyliła się do Myrona. – Van Dyne był dostawcą Randy’ego. Ponadto ukradł mu dziewczynę. Może tatuś z mamusią ujrzeli zwłoki i doszli do wniosku, że zastrzelił go Randy. Wpadli w panikę i wrzucili zwłoki do bagażnika.

– Co, myślisz, że to Randy zabił Drew Van Dyne’a? – Nie. Powiedziałam, że oni tak myśleli. Randy ma alibi. – Zatem do czego zmierzasz?

– Jeśli Aimee Biel nie została porwana – powiedziała Muse – jeśli uciekła z Van Dyne’em, to mogła być z nim w tym domu. I może, tylko może, Aimee – nasza przestraszona dziewczynka – naprawdę chciała już zapomnieć o tym wszystkim. Może chciała pójść do college’u, zmienić otoczenie i zerwać wszystkie więzy, a ten facet, ten Van Dyne, nie chciał jej na to pozwolić…

Myron zamknął oczy. To coś w nim… o mało nie pękło. Opanował się, pokręcił głową.

– Mylisz się.

Wzruszyła ramionami.

– Zapewne.

– Znam tę dziewczynę od dziecka.

– Wiem, Myronie. Jest młodą, słodką dziewczyną, prawda? A młode, słodkie dziewczęta nie mogą być zabójczyniami, prawda?

Pomyślał o Aimee Biel, o tym, jak śmiała się w jego suterenie, jak wspinała się na drabinki, kiedy miała trzy latka. Przypomniał sobie, jak zdmuchnęła świeczki na przyjęciu urodzinowym. Jak oglądał jej występ w szkolnym teatrzyku, kiedy była w ósmej klasie. Przypomniał sobie to wszystko i poczuł, że wzbiera w nim gniew.

– Mylisz się – powtórzył.

Czekał przed ich domem, na chodniku po drugiej stronie ulicy.

Erik wyszedł pierwszy. Był spięty i miał ponurą minę. Aimee i Claire wyszły za nim. Myron stał i patrzył. Aimee pierwsza go zauważyła. Uśmiechnęła się i pomachała do niego. Myron obserwował ten uśmiech. Wydał mu się taki sam. Ten sam uśmiech, który widział na placu zabaw, kiedy miała trzy latka. Ten sam, który widział w swojej suterenie kilka tygodni temu.

Niczym się nie różnił.

Tylko że teraz mroził mu krew w żyłach.

Myron popatrzył na Erika, a potem na Claire. Ich spojrzenia była twarde, opiekuńcze, ale dostrzegł w nich coś jeszcze, coś poza znużeniem i apatią, coś pierwotnego i instynktownego. Erik i Claire szli obok córki. Jednak nie dotykali jej. Myron to zauważył. Nie dotykali własnej córki.

– Cześć, Myron! – zawołała Aimee.

– Cześć.

Aimee przebiegła przez ulicę. Jej rodzice zostali po swojej stronie ulicy. Myron też. Aimee zarzuciła mu ręce na szyję, o mało go nie przewracając. Myron próbował odwzajemnić ten uścisk. Jednak niezupełnie mu się to udało. Aimee uścisnęła go jeszcze mocniej.

– Dziękuję – szepnęła.

Nic nie powiedział. Jej uścisk był ten sam. Ciepły i silny. Taki sam jak przedtem.

A jednak Myron chciał, żeby Aimee przestała.

Poczuł, że pęka mu serce. Niech go Bóg ma w swojej opiece, chciał, żeby go puściła i odsunęła się. Chciał, żeby dziewczyna, którą tak długo kochał, już sobie poszła. Chwycił ją za ramiona i delikatnie odsunął.

Claire stanęła za plecami Aimee. Powiedziała do Myrona:

– Śpieszymy się. Wkrótce się zobaczymy.

Kiwnął głową. Obie kobiety odeszły. Erik czekał przy samochodzie. Myron obserwował ich. Claire szła obok córki, ale wciąż jej nie dotykała. Aimee wsiadła do samochodu. Erik i Claire spojrzeli po sobie. Nic nie powiedzieli. Aimee usiadła z tyłu. Oni oboje z przodu. To pewnie najzupełniej naturalne, pomyślał Myron, ale nadal miał wrażenie, że starają się trzymać z daleka od Aimee, jakby wyczuwali – a może wiedzieli – że teraz jest obcą osobą. Claire obejrzała się na Myrona.