Выбрать главу

– Oczywiście, przecież jestem lekarzem. To środek znieczulający.

– Stosujesz go?

Zawahała się.

– Tak.

– To cię zgubiło.

– Naprawdę? Niby dlaczego?

– Mam również inne dowody, ale głównie poszlakowe. Na przykład zapisy komputerowe. Wynika z nich nie tylko to, że przeglądałaś dane medyczne Aimee wcześniej, niż mówiłaś, ale że nawet nie zajrzałaś do nich, kiedy zadzwoniłem. Bo i po co? Już wiedziałaś, że ona jest w ciąży. Mam także wykazy rozmów telefonicznych. Ty dzwoniłaś do syna, on do ciebie.

– Co z tego?

– Właśnie, co z tego. Mogę nawet udowodnić, że dzwoniłaś do szkoły i rozmawiałaś z synem zaraz po naszym pierwszym spotkaniu. Harry Davis zastanawiał się, skąd Drew wiedział, że coś się dzieje, zanim z nim porozmawiał. Oto skąd. Zadzwoniłaś i ostrzegłaś go. I pamiętasz telefon do Claire, ten z budki telefonicznej przy Dwudziestej Trzeciej Ulicy? Po pierwsze, przedobrzyłaś. Ładnie z twojej strony, że chciałaś trochę uspokoić rodziców. Tylko dlaczego Aimee miałaby dzwonić właśnie stamtąd – z miejsca, gdzie widziano Katie Rochester? Przecież nie mogła o tym wiedzieć. Tylko ty to wiedziałaś. I sprawdziliśmy już zapisy z punktów kontrolnych na autostradzie. Byłaś na Manhattanie. Przejechałaś tunelem Lincolna dwadzieścia minut przed tym telefonem.

– Trudno to nazwać niezbitymi dowodami – zauważyła Edna.

– Owszem, pewnie masz rację. Jednak zgubił cię propofol. Pewnie, możesz go wypisywać na recepty, ale konkretnym pacjentom. Policja posłuchała moich sugestii i już sprawdziła twój gabinet. Nabyłaś mnóstwo propofolu, ale nikt nie potrafi wyjaśnić, gdzie się podział. Aimee wykonano badania krwi. Ta substancja wciąż była w jej organizmie. Rozumiesz?

Edna Skylar odetchnęła głęboko.

– Masz jakiś motyw tego rzekomego porwania, Myronie?

– Naprawdę chcesz dalej prowadzić tę grę?

Wzruszyła ramionami.

– Skoro tyle już gramy.

– Dobrze, jak chcesz. Motyw. Wszyscy mieli z nim problem. Dlaczego ktoś miałby porywać Aimee? Wszyscy uważaliśmy, że ktoś chciał ją uciszyć. Twój syn mógł stracić pracę. Syn Jake’a Wolfa mógł stracić wszystko. Harry Davis, no cóż, on także miał wiele do stracenia. Jednak porwanie Aimee w niczym by im nie pomogło. Nie było żądania okupu ani motywów seksualnych, nic. Dlatego wciąż zadawałem sobie to pytanie. Po co ktoś miałby porywać młodą kobietę?

– I?

– Mówiłaś o niewinnych.

– Racja.

Jej uśmiech zdradzał teraz rezygnację. Myron pomyślał, że Edna Skylar wie, co zaraz usłyszy, ale nie zamierza mu niczego ułatwiać.

– Kto był bardziej niewinny od twojego nienarodzonego wnuka?

Wydawało mu się, że nieznacznie skinęła głową. Nie był pewien.

– Mów dalej.

– Sama to powiedziałaś, kiedy rozmawialiśmy o wybieraniu pacjentów. To kwestia priorytetów. Chodzi o ratowanie niewinnych. Działałaś z niemal szlachetnych pobudek. Próbowałaś uratować swojego wnuka.

Edna Skylar odwróciła się i spojrzała w głąb korytarza. Kiedy znów popatrzyła na Myrona, jej smutny uśmiech znikł. Twarz była dziwnie pozbawiona wyrazu.

– Aimee była w trzecim miesiącu ciąży – zaczęła. Ton jej głosu też się zmienił. Brzmiał teraz łagodniej i jakby z oddali. – Gdybym zdołała ją przetrzymać jeszcze miesiąc lub dwa, byłoby za późno na przerwanie ciąży. Gdybym tylko zdołała trochę odwlec jej decyzję, uratowałabym wnuka. Czy to taka zbrodnia?

Myron nie odpowiedział.

– Masz rację. Chciałam upodobnić zniknięcie Aimee do ucieczki Katie Rochester. Oczywiście, pewne podobieństwa istniały. Obie chodziły do tej samej szkoły i obie zaszły w ciążę. Dodałam bankomat. Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby zaginięcie Aimee wyglądało na ucieczkę z domu. Jednak nie z powodów, które podałaś – nie dlatego, że była miłą dziewczyną z dobrej rodziny. Prawdę mówiąc, wprost przeciwnie.

Myron pokiwał głową, nagle rozumiejąc.

– Gdyby policja rozpoczęła śledztwo – rzekł – mogliby odkryć jej romans z twoim synem.

– Tak.

– Żaden z podejrzanych nie ma chaty z bali. Jednak ty ją masz, Edno. Jest w niej nawet kominek z brązowych i białych kamieni, opisany przez Aimee.

– Widzę, że się napracowałeś.

– Owszem.

– Miałam wszystko doskonale zaplanowane. Dobrze bym ją traktowała. Monitorowałabym stan płodu. Zadzwoniłam do jej rodziców w nadziei, że trochę ich uspokoję. Zamierzałam robić to częściej – stwarzać wrażenie, że Aimee uciekła z domu i nic jej nie jest.

– Na przykład podszywając się pod nią w Internecie?

– Tak.

– Jak zdobyłaś jej hasło i login?

– Podała mi je oszołomiona narkozą.

– W jej obecności nosiłaś maskę?

– Zasłaniałam twarz, tak.

– A nazwisko chłopaka Erin. Mark Cooper. Skąd je wzięłaś?

Edna wzruszyła ramionami.

– Też mi je podała.

– To była zła odpowiedź. Mark Cooper był chłopcem, którego nazywano „kłopoty”. To też mnie zaniepokoiło.

– Sprytnie z jej strony – przyznała Edna Skylar. – No cóż. Przetrzymałabym ją parę miesięcy. Pozostawiałabym ślady wskazujące na to, że uciekła z domu. Potem wypuściłabym ją. Opowiedziałaby tę samą historię co teraz, że została porwana.

– I nikt by jej nie uwierzył.

– Urodziłaby to dziecko, Myronie. Tylko tego chciałam. Ten plan mógł się powieść. Kiedy wyszło na jaw, że korzystała z tego bankomatu, policja nabrała pewności, że uciekła. Dlatego nie wszczęto śledztwa. Jej rodzice… no cóż, jak to rodzice. Ich niepokój zlekceważono tak samo jak Rochesterów. – Napotkała jego spojrzenie. – Tylko jedno pokrzyżowało mi plany.

Myron rozłożył ręce.

– Skromność nie pozwala mi tego powiedzieć.

– Zatem ja to zrobię. Ty. To ty pokrzyżowałeś moje plany.

– Nie zamierzasz nazwać mnie wścibskim dzieciakiem, co? Jak na Scooby-Dol

– Uważasz, że to zabawne?

– Nie, Edno. Wcale nie uważam tego za zabawne.

– Nigdy nie chciałam nikogo skrzywdzić. Owszem, Aimee nie byłoby łatwo. Może nawet byłoby to dla niej traumatyczne przeżycie, chociaż bardzo dobrze dawkuję leki. Miałaby dobrą opiekę, a dziecku nic by nie zagrażało. Co do jej rodziców – oczywiście, przeszliby piekło. Pomyślałam, że jeśli zdołam ich przekonać, że Aimee uciekła z domu i nic jej nie jest, to może będzie im łatwiej. Jednak policz wszystkie za i przeciw. Nawet gdyby mieli trochę pocierpieć, to co? Ratowałam życie. Tak jak ci powiedziałam. Nie spisałam się z Drew. Nie opiekowałam się nim. Nie zdołałam go obronić.

– I nie chciałaś powtórzyć tych samych błędów ze swoim wnukiem – rzekł Myron.

– Właśnie.

Wokół kręciło się mnóstwo ludzi: pacjenci i goście, lekarze i pielęgniarki. Gdzieś z góry dobiegało metaliczne pobrzękiwanie. Ktoś przeszedł obok z ogromnym bukietem. Myron i Edna tego nie widzieli.

– Powiedziałeś mi to przez telefon – ciągnęła. – Kiedy poprosiłeś, żebym sprawdziła dane Aimee. Chronić niewinnych. Tylko to próbowałam robić. Jednak kiedy znikła, winiłeś siebie. Czułeś się zobowiązany ją odnaleźć. Zacząłeś szukać.

– A kiedy dotarłem za blisko, musiałaś zatrzeć ślady.

– Tak.

– Dlatego ją wypuściłaś.

– Nie miałam innego wyjścia. Wszystko diabli wzięli. Kiedy się wmieszałeś, ludzie zaczęli umierać.

– Chyba nie winisz o to mnie, prawda?

– Nie, ale siebie też nie – odparła z wysoko podniesioną głową. – Nigdy nikogo nie zabiłam. Nie prosiłam Harry’ego Davisa, żeby podmienił arkusze ocen. Nigdy nie prosiłam Jake’a Wolfa, żeby kogoś przekupił. Nie kazałam Randy’emu Wolfowi handlować prochami. Nie kazałam mojemu synowi sypiać z uczennicą. I nie kazałam Aimee Biel zachodzić z nim w ciążę.