Dlatego nadal pytał, prosił, błagał. Przypominała mu wtedy bajkę, którą często czytali. O dzieciach, które chciały wszystko wiedzieć, poszły do lasu, zabłądziły i zostały uwięzione przez złą czarownicę. Oni też mogą zabłądzić. Ona ich chroni. Czy na pewno chcą zabłądzić? A jeśli już nigdy nie trafią z powrotem do domu? Przecież już raz wyratowała ich z rąk czarownicy… Tak odpowiadała na jego pytania, ale mówiła to cichym, smutnym głosem. Pytał jednak i błagał nadal, choć szarpał nim niepokój, gdy jej głos zaczynał drżeć, a do oczu napływały łzy.
Pokusa była zbyt silna.
– Witajcie! – Erling szerokim gestem zapraszał do środka. Prostował się na widok idących z tyłu kamerzystów.
– Miło nam, że przyjęliście zaproszenie na pożegnalną kolację. W nasze skromne progi – dodał ze śmiechem, patrząc w kamerę. Widzom na pewno spodoba się możliwość zajrzenia do the rich and famous[16] Właśnie tych słów użył, kiedy przekonywał do swego pomysłu Fredrika Rehna. Fredrik uznał to oczywiście za absolutnie genialne. Uczestnicy programu zaproszeni na pożegnalną kolację do osoby numer jeden w gminie. Rzeczywiście, bardzo dobry pomysł.
– Proszę wchodzić – mówił Erling, delikatnie popychając gości do salonu. – Viveka zaraz przyniesie powitalne drinki. A może państwo nie piją? – Mrugnął i roześmiał się z własnego żartu. Niech telewidzowie zobaczą, że nie jest z niego żaden smutas, prowincjonalny urzędniczyna w przyciasnym garniturze, że umie zadbać o nastrój. W dawnych czasach podczas rozmaitych konferencji właśnie on opowiadał w saunie najlepsze kawały. W całym świecie biznesu był znany jako dusza towarzystwa, człowiek o zabójczym poczuciu humoru.
– Idzie Viveka z drinkami – wskazał na żonę, która do tej pory nie powiedziała ani słowa. Zanim goście i ekipa telewizyjna przyszli, ustalili, że Viveka będzie się trzymać z boku, żeby jej mąż mógł brylować w blasku reflektorów. W końcu to wszystko jego zasługa.
– Pomyślałem, że moglibyście dla odmiany posmakować alkoholu dla dorosłych. – Erling uśmiechał się promiennie. – Prawdziwe dry martini, w Sztokholmie mówimy „draja”. – Znów się roześmiał, nieco za głośno, ale chciał, żeby widzowie go słyszeli. Zaproszona młodzież wąchała drinka, w którym pływała nadziana na wykałaczkę oliwka.
– Czy oliwkę koniecznie trzeba zjeść? – spytał Uffe, krzywiąc się z obrzydzeniem.
Erling uśmiechnął się.
– Nie, można zostawić. Wkłada się ją raczej dla dekoracji.
Uffe kiwnął głową i wychylił do dna, starając się nie połknąć oliwki.
Inni poszli za jego przykładem. Erling, trochę zbity z pantałyku, powiedział:
– Chciałem wznieść powitalny toast, ale niektórym gościom najwyraźniej bardzo chciało się pić. Trudno, skal, na zdrowie! – Podniósł kieliszek, usłyszał mruknięcie i mógł już sączyć swego drinka.
– Można jeszcze jednego? – spytał Uffe, wyciągając rękę z kieliszkiem do Viveki. Spojrzała pytająco na męża. Erling skinął głową. Niech tam, młodzież musi się trochę zabawić.
Kiedy jedli deser, Erlinga W. Larsona ogarniały coraz większe wątpliwości. Wprawdzie chodziło mu po głowie, że podczas tamtej rozmowy Fredrik Rehn ostrzegał go, żeby nie podawał za dużo alkoholu, ale zlekceważył to. Jeśli dobrze pamięta, pomyślał wtedy, że przecież nie będzie gorzej niż w dziewięćdziesiątym ósmym, gdy całe kierownictwo firmy pojechało służbowo do Moskwy. Wspomnienia stamtąd miał dość mgliste. Przed oczami stały mu trzy obrazki: rosyjski kawior, mnóstwo wódki i jakiś burdel. Nie pomyślał, że picie na wyjeździe to jedno, a goszczenie we własnym domu pięciorga pijanych młodych ludzi to zupełnie co innego. Przygotowane potrawy okazały się katastrofą. Prawie nie tknęli grzanek z ikrą, a na widok risotta z małżami św. Jakuba udawali, że wymiotują, zwłaszcza ten prymityw Uffe. Potem nadszedł moment kulminacyjny: z ubikacji dochodziły dźwięki wymiotowania. Deser jednak zjedli, więc Erling z przerażeniem pomyślał o śladach, jakie na marmurowej posadzce zostawią wymiociny z musem czekoladowym.
– Erlan, perlan, popatrz, jest jeszcze wino – bełkotał Uffe z triumfującym wyrazem twarzy. Wracał z kuchni z otwartą butelką.
Erlingowi na widok jednego ze swoich najlepszych i najdroższych win najpierw zrobiło się słabo. Potem przyszła złość, ale opanował się. Zdawał sobie sprawę, że kamera tylko czeka na to, co zrobi.
– Proszę, ale ci się udało – zacisnął zęby i natychmiast wyszczerzył je w uśmiechu. Następnie posłał Fredrikowi błagalne spojrzenie. Ale producent najwidoczniej uważał, że przewodniczący zarządu gminy jest sobie sam winien, i podstawił Uffemu pusty kieliszek.
– Nalewaj, Uffe – powiedział, nie patrząc nawet na Erlinga.
– Mnie też – powiedziała Viveka. Milczała przez całą kolację, a teraz spojrzała na męża wyzywająco. Erling aż się zagotował. To otwarty bunt! Szybko uśmiechnął się do kamery.
Do wesela został niecały tydzień. Erika trochę się niepokoiła, chociaż właściwie wszystko było już załatwione: kwiaty, wizytówki na stoły, noclegi dla gości, muzyka i tak dalej. Bardzo się z Anną napracowały.
Przy śniadaniu spojrzała z troską na siedzącego naprzeciw Patrika. Apatycznie żuł kanapkę. Przygotowała mu gorącą czekoladę i chrupki chleb z serem i pastą kawiorową, jego ulubiony przysmak. Na jego widok ją samą aż mdliło. Teraz jednak była gotowa zrobić wszystko, byle coś zjadł. I tak bez problemu wbije się we frak.
W ostatnich dniach zjawiał się w domu jak widmo. Wpadał coś zjeść, po czym rzucał się na łóżko, by następnego dnia wstać o świcie. Na jego wymizerowanej, szarej twarzy malowało się zmęczenie i zniecierpliwienie, a ostatnio również coś w rodzaju rezygnacji. Minął już tydzień od chwili, gdy zrozumiał, że na pewno jest jeszcze jedna ofiara. Znów rozesłali zapytanie do komisariatów w całym kraju. Bez odzewu. Zniechęcony opowiadał, jak raz po raz czytają od nowa wszystkie dokumenty i nie znajdują w nich nic, co mogłoby popchnąć śledztwo. Gösta rozmawiał przez telefon z matką Rasmusa, ale ona również nie znała ani Elsy Forsell, ani Börjego Knudsena. Śledztwo utknęło w miejscu.
– Co masz na dziś w planach? – spytała Erika możliwie obojętnym tonem.
Patrik skubał swój chlebek, ale w ciągu kwadransa nie udało mu się zjeść więcej niż pół kanapki. Odpowiedział z ponurą miną:
– Czekanie na cud.
– Nie mogą wam przysłać jakiejś pomocy z zewnątrz? Na przykład z miast, w których zamordowano tamte ofiary? Albo z… Biura Kryminalnego?
– Jestem w kontakcie z policją w Lundzie, Nyköpingu i Borås. Robią, co mogą. A jeśli chodzi o Biuro Kryminalne… miałem nadzieję, że sami sobie z tym poradzimy, ale chyba rzeczywiście wszystko zmierza w tę stronę. – W zamyśleniu ugryzł kanapkę. Erika pochyliła się i pogłaskała go po policzku.
– Nadal jesteś zdecydowany powiedzieć to w sobotę?
Patrik zdziwił się. Rysy mu zmiękły, pocałował wnętrze jej dłoni.
– Kochanie, no pewnie! To będzie wspaniały dzień, najcudowniejszy w życiu, oczywiście zaraz po urodzinach Mai. A mnie będzie przepełniać radość i optymizm. Skupię się całkowicie na tobie i na tym dniu. Nic się nie bój. Nie mogę się doczekać soboty.
Erika przyglądała mu się badawczo, ale w jego oczach widziała samą szczerość.
16