– Na pewno?
– Na pewno. – Uśmiechnął się. – I nie myśl, że nie wiem, ile pracy włożyłyście z Anną w przygotowania.
– Miałeś co innego na głowie. Poza tym myślę, że Annie to się bardzo przydało. – Erika rzuciła okiem w stronę salonu. Anna zaległa na kanapie z Emmą i Adrianem. Oglądali program dla dzieci. Maja jeszcze spała i mimo posępnego nastroju Patrika z przyjemnością siedzieli we dwoje.
– Żałuję tylko… – Erika nie dokończyła.
Patrik czytał w jej myślach.
– Że nie będzie twoich rodziców.
– Tak, chociaż… Szczerze mówiąc, zależałoby mi na obecności taty. Mama pewnie jak zawsze nie byłaby zainteresowana tym, co się dzieje ze mną i z Anną.
– Czy rozmawiałyście jeszcze o tym z Anną? Dlaczego matka taka była?
– Nie – z zadumaną miną odparła Erika. – Ale sporo o tym myślałam. Dlaczego nic nie wiemy o życiu naszej mamy z czasów przed ślubem z tatą? Powiedziała nam tylko, że nasi dziadkowie od dawna nie żyją. Nic o nich nie wiemy, nigdy też nie widziałyśmy żadnych zdjęć. Dziwne, prawda?
Patrik kiwnął głową.
– Dziwne. Spróbuj pogrzebać w historii rodziny. Wiesz, jak się do tego zabrać. Zrób to, jak już będziemy mieli z głowy wesele.
– Z głowy? – powtórzyła Erika tonem niewróżącym nic dobrego. – Według ciebie nasze wesele to coś, co dobrze będzie mieć z głowy?
– Ależ skąd! – odparł Patrik. Nic mądrzejszego nie przyszło mu do głowy. Umoczył kanapkę w czekoladzie. Już się nauczył, że czasem najlepiej zamilknąć. Jedzenie w tym bardzo pomaga…
– Dziś koniec zabawy.
Lars chciał się spotkać na bardziej przyjaznym gruncie, więc zaprosił ich wszystkich na kawę i ciastka do Pappas Lunchcafé, a jakże, przy Affärsvägen.
– Fajnie, że już wyjeżdżamy – powiedział Uffe, wpychając do ust ciastko o nazwie „odkurzacz”.
Jonna spojrzała na niego z obrzydzeniem. Wolała jabłko.
– Jakie macie plany? – spytał Lars, siorbiąc herbatę, do której, co zauważyli z prawdziwą fascynacją, wrzucił aż sześć kostek cukru.
– Takie jak zawsze – odparł Calle. – Wracam do domu, spotkam się z kumplami, popiję sobie. Dziewczyny z Kharmy zdążyły się za mną stęsknić. – Zaśmiał się, ale jego spojrzenie wyrażało pustkę i beznadzieję.
Tinie oczy się zaiskrzyły.
– Czy to tam chodzi księżniczka Madeleine?
– Madde? Tak – niedbale potwierdził Calle. – Prowadzała się kiedyś z jednym moim kumplem.
– Naprawdę? – Tina była pod wrażeniem. Po raz pierwszy od miesiąca spojrzała na Callego z niejakim szacunkiem.
– Tak, ale rzucił ją. Jej mamusia i tatuś za bardzo się wtrącali.
– Mamusia i… ojej – Tina zrobiła jeszcze większe oczy. – Ale coolersko…
– A co ty będziesz robić? – spytał ją Lars.
Obruszyła się.
– Jadę w trasę.
– W trasę, na pewno – parsknął Uffe, sięgając po następny odkurzacz. – Jedziesz z Drinkenem. Przez cały wieczór zaśpiewasz tylko jedną piosenkę, resztę czasu spędzisz za barem. Nie nazwałbym tego trasą…
– No to dowiedz się, że pytało o mnie od cholery i trochę klubów. Chcą, żebym u nich zaśpiewała I want to be your little bunny – przekonywała Tina. – Drinken powiedział, że będzie mnóstwo przedstawicieli firm płytowych.
– Jasne, przecież Drinken zawsze mówi prawdę. – Uffe przewrócił oczami.
– Kurde, jak to dobrze, że nie będę już musiała na ciebie patrzeć. Jesteś nie do zniesienia! – syknęła Tina i ostentacyjnie odwróciła się do niego tyłem. Koledzy mieli świetny ubaw.
– A ty, Mehmet?
Wszyscy spojrzeli na Mehmeta. Jeszcze się nie odezwał.
– Ja tu zostaję – odparł zaczepnie i czekał na reakcję.
Doczekał się. Wpatrzyło się w niego pięć par oczu.
– Co takiego? Zostajesz? Tutaj? – Calle miał minę, jakby na jego oczach Mehmet zamienił się w żabę.
– Tak, będę pracował w piekarni. Sztokholmskie mieszkanie na razie wynajmę.
– I gdzie będziesz mieszkał? U Simona? – Pytanie Tiny zawisło w powietrzu, a milczenie Mehmeta wprawiło wszystkich w niekłamane zdumienie.
– Naprawdę? Jesteście parą, czy co?
– Nie jesteśmy! – syknął Mehmet. – Zresztą nie twoja sprawa! Jesteśmy… kumplami.
– Simon and Mehmet sitting in a tree: K-I-S-S-I-N-G[17] – zaśpiewał Uffe. Ze śmiechu o mało nie spadł z krzesła.
– Przestań, daj mu spokój – cicho, prawie szeptem powiedziała Jonna. Wszyscy, o dziwo, zamilkli. – Zrobiłeś wielką rzecz, Mehmet. Jesteś z nas najlepszy!
– Co przez to rozumiesz, Jonna? – spytał spokojnie Lars, przechylając głowę. – W jakim sensie Mehmet jest najlepszy?
– Jest, i tyle – Jonna obciągnęła rękawy swetra. – Jest dobry.
– Ty nie jesteś dobra? – W pytaniu Larsa był jakiś podtekst.
– Nie jestem – odpowiedziała cicho. Przed oczami miała scenę, która rozegrała się przed domem ludowym. Nienawidziła wtedy Barbie za to, co rzekomo o niej powiedziała. Bardzo chciała jej zrobić coś złego, i gdy drasnęła ją nożem, poczuła prawdziwą satysfakcję. Dobry człowiek tak nie postępuje. Ale nie powiedziała o tym ani słowa. Wyjrzała przez okno, patrzyła na przechodniów, na przejeżdżające samochody. Kamerzyści spakowali sprzęt i odjechali. Ona zrobi to samo, wróci do domu. Do wielkiego pustego mieszkania. Do kartek na stole z poleceniem, żeby na nich nie czekała, tylko poszła spać. Do broszurek o różnych szkołach, które ostentacyjnie zostawiali jej na stole w salonie. Do ciszy.
– A co ty będziesz teraz robić? Jak już nie będziesz musiał się z nami cackać? – spytał złośliwym tonem Uffe, zwracając się do Larsa.
– Na pewno będę miał co robić – odparł Lars i wypił łyk herbaty. – Piszę książkę, może otworzę własny gabinet. A ty, Uffe? Nie powiedziałeś, co zamierzasz.
Uffe z udawaną obojętnością wzruszył ramionami.
– Nic szczególnego. Przez jakiś czas powłóczę się po barach i będę do znudzenia słuchał I want to be your little bunny. – Rzucił okiem na Tinę. – A potem… Sam nie wiem. Jakoś to będzie. – Zza maski twardziela przez chwilę wyjrzała niepewność, ale zaraz znikła. Uffe jak zwykle zarechotał: – O, patrzcie, co będę robić! – Chwycił łyżeczkę do kawy i położył sobie na nosie. Po cholerę się martwić o przyszłość. Gość, który potrafi balansować łyżeczką na nosie, zawsze sobie poradzi.
Kiedy szli do autobusu, który miał ich zabrać z Tanum, Jonna na moment przystanęła. Wydało jej się, że jest wśród nich Barbie, że widzi jej długie włosy i tipsy, przez które prawie nic nie mogła robić. Że się śmieje, spoglądając łagodnie, co niektórzy uważali za oznakę słabości. Jonna zdała sobie sprawę, że się myliła. Nie tylko Mehmet był dobry, Barbie też. Po raz pierwszy zaczęła się zastanawiać nad tym, co się stało w tamten piątek, gdy wszystko przybrało taki zły obrót. Kto co powiedział, kto roznosił kłamstwa… bo teraz miała już pewność, że to były kłamstwa. Kto pociągał za sznurki, sterował nimi jak marionetkami. Coś jej się przypomniało, ale zanim sobie uzmysłowiła co, autobus ruszył. Wyglądała przez okno. Miejsce obok niej było puste.
Około dziesiątej Patrik zaczął żałować, że nie zjadł na śniadanie więcej. Zaburczało mu w brzuchu. Poszedł do pokoju socjalnego poszukać czegoś do jedzenia. Na stole znalazł torebkę z jedną jedyną cynamonową drożdżówką. Rzucił się na nią łapczywie. Nie było to może najzdrowsze drugie śniadanie, ale trudno. Wrócił do pokoju i miał jeszcze pełne usta, gdy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczył, że to Annika. Chciał przełknąć, ale się zakrztusił.
17