Выбрать главу

Tymczasem on, zdawać by się mogło, puścił już wszystko w niepamięć. Dalsza rozmowa, a raczej monolog, zaczęła się i skończyła na nim i jego sprawach. Opowiadał Katarzynie o koniach, które kupował za psi pieniądz, a sprzedawał za niebywałe sumy, o zakładach na wyścigach, kiedy to znawstwo przedmiotu pozwalało mu bezbłędnie przewidzieć, który koń zwycięży, o polowaniach, podczas których zastrzelił więcej ptactwa (chociaż nigdy nie miał łatwego strzału) niż pozostałe towarzystwo razem wzięte, po czym opisał jej jakieś fantastyczne polowanie na lisa z psami, kiedy to jego przewidywania i zręczność w kierowaniu sforą naprawiły błędy najbardziej doświadczonego myśliwego, zaś śmiała jego jazda – choć ani przez chwilę nie ryzykował życiem – wciąż narażała innych na pokonanie przeszkód, na których, jak stwierdził spokojnie, niejeden skręcił kark.

Chociaż Katarzyna nie przywykła do formułowania samodzielnych sądów i chociaż nie bardzo potrafiłaby powiedzieć, jacy, ogólnie biorąc, powinni być mężczyźni, nie mogła się oprzeć myśli – wobec tej powodzi samochwalstwa – że chyba nie jest to człowiek ze wszystkim miły. Śmiałe to było przypuszczenie, boć przecież był bratem Izabelli, a w dodatku James twierdził, że sposób bycia pana Thorpe jedna mu życzliwość przedstawicielek płci pięknej. Mimo to ogromne znudzenie, jakie poczuła w jego towarzystwie, nim minęła pierwsza wspólnie spędzona godzina, a które rosło aż do chwili, kiedy stanęli z powrotem na Pulteney Street, skłoniło ją do zwątpienia nieco w ów niewzruszony autorytet i niewiary w to, iż pan Thorpe zdobywa sobie powszechną sympatię.

Kiedy podjechali pod drzwi pani Allen, Izabella nie potrafiła wyrazić zdumienia stwierdziwszy, że jest już zbyt późno, by mogła odprowadzić przyjaciółkę do mieszkania.

– Już po trzeciej! – To niepojęte, nie do wiary, niemożliwe, nie uwierzy własnemu zegarkowi ani zegarkowi brata, ani służby – nie uwierzy w żadne zapewnienia poparte argumentami czy dowodami, aż wreszcie Morland wyciągnął zegarek i potwierdził fakt. Wówczas najmniejsze wątpliwości byłyby równie niepojęte, nie do wiary, niemożliwe i mogła tylko powtarzać i powtarzać bez końca, że nigdy jeszcze dwie i pół godziny nie przeszły tak szybko, niech Katarzyna to potwierdzi. Katarzyna nie była zdolna do kłamstwa, choćby nawet dla sprawienia przyjemności Izabelli, ta ostatnia jednak oszczędziła sobie przykrej świadomości różnicy zdań – nie czekając w ogóle na odpowiedź. Przejęta była ze szczętem własnymi uczuciami, dojmującą rozpaczą, płynącą z konieczności natychmiastowego powrotu do domu. Wieki minęły, odkąd mogła choć chwilę rozmawiać z najdroższą swoją Katarzyną i chociaż ma tysiące rzeczy do powiedzenia, wydaje się jej, jakby nigdy już nie miały się zobaczyć. Tak więc z uśmiechem rozdzierającego bólu i roześmianym wzrokiem pełnym największego przygnębienia, pożegnała przyjaciółkę i odjechała.

Katarzyna zastała w domu panią Allen, która właśnie wróciła z gnuśnej krzątaniny przedpołudniowej i natychmiast powitała swą podopieczną słowami:

– No, kochana, więc jesteś – którego to stwierdzenia Katarzyna nie miała ani ochoty, ani możliwości podawać w wątpliwość. – Mam nadzieję, że przejażdżka się udała.

– Tak, proszę pani, dziękuję bardzo. Trudno o ładniejszy dzień.

– To samo powiada pani Thorpe. Niezmiernie się ucieszyła, że pojechaliście wszyscy.

– Och, więc pani widziała panią Thorpe?

– Tak, zaraz po waszym wyjeździe poszłam do pijalni,., tam ja spotkałam i ugadałyśmy się setnie. Powiada, że dzisiaj na targu nie można było dostać cielęciny, takie teraz trudności z cielęciną.

– A czy spotkała pani jeszcze kogoś z naszych znajomych?

– Tak, postanowiłyśmy się przejść po Crescent i tam widziałyśmy panią Hughes, a z nią pana i pannę Tilney.

– Naprawdę? A czy rozmawiali z paniami?

– Tak, przez pół godziny spacerowaliśmy razem po Crescent. Wydaje się, że to mili ludzie. Panna Tilney miała na sobie bardzo ładny muślin w kropki. Z tego, cc-widzę, ładnie się ubiera. Pani Hughes dużo mi opowiadała o tej rodzinie.

– A co mówiła?

– Och, bardzo, bardzo dużo – właściwie tylko o tym.

– Czy mówiła pani, z jakiej pochodzą części hrabstwa Gloucester?

– Tak, mówiła, ale teraz w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć. Ale to bardzo porządni ludzie i ogromnie bogaci. Pani Tilney była z domu Drummond i chodziła do szkoły razem z panią Hughes. Otóż panna Drummond była bardzo majętną panną i kiedy wychodziła za mąż, dostała od ojca dwadzieścia tysięcy funtów i pięćset funtów na wyprawę. Pani Hughes oglądała rzeczy zaraz, jak przyszły z magazynu.

– A czy państwo Tilney są w Bath?

– Tak, zdaje mi się, że są, ale nie mam pewności. Czekaj, czekaj, teraz, kiedy się zastanawiam, to zdaje mi się, że obydwoje nie żyją, a przynajmniej matka. Tak, tak, jestem pewna, że pani Tilney nie żyje, bo pani Hughes mi powiedziała, że pan Drummond dał swej córce w dzień jej ślubu bardzo piękny naszyjnik z pereł i że teraz ma go panna Tilney, bo zostawiono go dla niej po śmierci matki.

– A czy pan Tilney, mój partner, jest jedynym synem?

– Nie mogę mieć co do tego zupełnej pewności, moja kochaneczko, wydaje mi się, że tak. Ale czy tak, czy inaczej, to bardzo wytworny młody człowiek, jak powiada pani Hughes, i ma przed sobą świetne widoki.

Katarzyna nie zadawała już dalszych pytań. Usłyszała dość, by wiedzieć, że pani Allen nie ma właściwie nic do powiedzenia i że ona sama ma wyjątkowego pecha, ponieważ zaprzepaściła taką okazję spotkania! Gdyby ją przewidziała, nic by jej nie skłoniło do owej przejażdżki, ponieważ jednak stało się, jak się stało, mogła tylko lamentować i rozmyślać, ile straciła, aż wreszcie nabrała całkowitej pewności, że przejażdżka wcale nie była przyjemna i że John Thorpe jest właściwie niesympatyczny.

ROZDZIAŁ 10

Allenowie, Thorpe'owie i Morlandowie spotkali się wieczorem w teatrze. Ponieważ Katarzyna i Izabella siedziały obok siebie, ta ostatnia miała możność przekazania przyjaciółce choć kilku z tych wielu tysięcy myśli, które szukały ujścia w wypowiedzi przez cały ów nieskończenie długi okres, jaki panny spędziły osobno.

– Wielkie nieba, moja najdroższa! – zakrzyknęła na widok Katarzyny wchodzącej do loży i zajmującej sąsiednie miejsce – nareszcie cię mam! Panie Morland – tu zwróciła się do Jamesa, siedzącego po drugiej jej ręce- do końca wieczora nie odezwę się do pana ani słóweczkiem, więc radzę, żebyś niczego nie oczekiwał. Moja najukochańsza, co się z tobą działo przez te długie wieki? Ale niepotrzebnie pytam, wyglądasz cudownie. Naprawdę, ułożyłaś włosy wprost niebiańsko. Ty niedobre stworzenie, chcesz, żeby wszyscy tylko na ciebie patrzyli? Zapewniam cię, że mój brat już się w tobie zakochał, zaś jeśli idzie o pana Tilneya, przy całej swojej skromności nie możesz teraz wątpić w jego uczucie, przecież jasno dał mu wyraz wracając do Bath. Och, jakże ja bym chciała go zobaczyć! Szaleję z ciekawości. Matka powiada, że to najcudowniejszy na świecie młody człowiek, widziała go dziś rano, wiesz? Rozejrzyj się naokoło, na litość boską! Naprawdę, umrę, jeśli go nie zobaczę!