– Tego nie powiem, ale nie był w dobrym humorze, tak mi się zdaje.
– Cóż za podłość! Ze wszystkiego na świecie najbardziej mi jest wstrętna niestałość. Proszę cię, moja droga Katarzyno, żebyś nigdy więcej nie myślała o tym człowieku, doprawdy, nie jest ciebie godny.
– Godny! Nie sądzę, żeby w ogóle o mnie kiedy myślał. – Właśnie o to mi idzie – on w ogóle o tobie nie myśli. Co za niestałość! Och, jak zupełnie inny jest twój brat i mój. Wydaje mi się, że John jest niesłychanie stały w uczuciach.
– Ale jeśli idzie o generała Tilney a, to zapewniam cię, że nikt nie mógłby się zachowywać wobec mnie bardziej uprzejmie i grzecznie. Zdawałoby się, że na niczym innym mu nie zależy, jak tylko na tym, by mnie bawić i bym się dobrze czuła.
– Och, o nim nie słyszałam nic złego, jego nie podejrzewam o dumę. To ponoć dżentelmen w każdym calu. John ma o nim wysokie mniemanie, a zdanie Johna…
– No cóż, zobaczymy, jak się będą wobec mnie zachowywać wieczorem, spotkamy się w Salach Asamblowych.
– Czy ja muszę iść?
– A nie miałaś zamiaru? Sądziłam, że to ustalone.
– Nie, ale skoro tak nalegasz, nie mogę ci niczego odmówić. Nie żądaj tylko ode mnie, abym się uśmiechała do ludzi, jak wiesz, moje serce będzie o czterdzieści mil stąd, a już proszę, nie wspominaj mi nawet o tańcu, bo to jest absolutnie wykluczone. Na pewno Charles Hodges będzie mnie zamęczał, ale już ja mu przytrę nosa. Och, z pewnością odgadnie przyczynę, a tego właśnie chciałabym uniknąć, wobec czego poproszę go, żeby swoje wnioski zachował dla siebie.
Zdanie Izabelli o Tilneyach nie zmieniło opinii przyjaciółki. Katarzyna była pewna, że w zachowaniu i siostry, i brata nie było śladu wyniosłości czy lekceważenia, nie dawała też wiary, że noszą dumę w sercach. Wieczór nagrodził jej ufność. Obydwoje powitali ją bardzo mile, z równie uprzedzającą jak dotychczas grzecznością. Panna Tilney bardzo się starała trzymać blisko Katarzyny, a Henry poprosił ją do tańca.
Ponieważ słyszała poprzedniego dnia na Milsom Street, że niemal z godziny na godzinę oczekują przyjazdu najstarszego ich brata, kapitana Tilneya, nie potrzebowała zgadywać nazwiska młodego, bardzo eleganckiego i przystojnego człowieka, którego nigdy dotąd nie widziała, a który najwidoczniej należał do ich towarzystwa. Przyglądała mu się z uznaniem i nawet dopuszczała możliwość, że niektórzy mogą go uważać za przystojniejszego od brata, chociaż sprawiał wrażenie o wiele bardziej zarozumiałego, a obejście miał o wiele mniej ujmujące. Smak jego i maniery niewątpliwie pozostawiały wiele do życzenia, znajdując się bowiem w zasięgu jej słuchu, nie tylko stanowczo zaprotestował przeciwko pomysłowi, by mógł w ogóle zatańczyć, ale nawet śmiał się otwarcie z Henry'ego, który uważał to za prawdopodobne. Można z tego wnosić, że bez względu na opinię, jaką miała o nim nasza heroina, jego uwielbienie dla niej nie należało do gatunku niebezpiecznych i zapewne nie wywoła animozji między braćmi ani nie sprowadzi nieszczęść na damę. Z jego poduszczenia nie porwie jej trzech konnych zbirów w pelerynach, przymuszając ją siłą, by wsiadła do podróżnej karocy zaprzężonej w czwórkę koni, która uwięzie ją cwałem. Tymczasem Katarzyna, której spokoju nie zakłócały myśli o podobnej tragedii czy też jakiejkolwiek tragedii w ogóle, z wyjątkiem tego, że mają już przed sobą niewiele figur kontredansowych do odtańczenia, pławiła się jak zwykle w szczęściu przy boku Henry Tilneya słuchając z błyszczącym wzrokiem każdego jego słowa i stwierdzając, że niepodobna mu się oprzeć, przez co sama nabierała nieodpartego uroku.
Kiedy skończył się pierwszy taniec, kapitan Tilney znowu podszedł do nich i ku wielkiemu niezadowoleniu Katarzyny odciągnął jej partnera na bok. Coś tam ze sobą szeptali, a choć przewrażliwienie młodej panny nie kazało jej natychmiast przypuścić – z najwyższym przerażeniem – że kapitan Tilney na pewno posłyszał jakąś nieprzychylną a fałszywą o niej wiadomość i teraz spiesznie przekazuje ją swemu bratu, w nadziei, że ich rozłączy na zawsze – jednak kiedy partner zniknął jej z oczu, odczuwała pewien niepokój. Przez pełnych pięć minut trwała w niepewności i właśnie zaczynała myśleć, jak bardzo jej się ten kwadrans dłuży, kiedy obaj panowie wrócili. Otrzymała wyjaśnienie w formie pytania Henry'ego, czy sądzi, że panna Thorpe będzie miała obiekcje przeciwko temu, by tańczyć, ponieważ jego brat byłby bardzo szczęśliwy mogąc jej zostać przedstawionym. Katarzyna odpowiedziała bez wahania, że jest pewna, iż panna Thorpe w ogóle nie myśli tańczyć. Okrutna ta odpowiedź została przekazana starszemu bratu, który natychmiast się oddalił.
– Pański brat nie będzie miał tego za złe, na pewno – mówiła Katarzyna – bom słyszała, jak uprzednio powiadał, że nie cierpi tańcować, ale jak to zacnie z jego strony, że o tym pomyślał. Pewno widział, że Izabella siedzi, i wyobraził sobie, że może chciałaby znaleźć partnera, ale bardzo się myli, bo ona za żadne skarby nie będzie tańczyć.
Henry powiedział z uśmiechem:
– Jakże niewiele ma pani kłopotu ze zrozumieniem motywów cudzego postępowania.
– Czemu to? Co pan chce przez to powiedzieć?
– Bo pani nie myśli, w jaki sposób można by kogoś do czegoś nakłonić. Jaka pokusa może być najsilniejsza dla tej osoby, biorąc pod uwagę jej wiek, pozycję i przypuszczalne obyczaje. Pani myśli: jak by można było mnie nakłonić? Co by mnie skusiło do takiego a takiego postępku?
– Ja pana nie rozumiem.
– Wobec tego jesteśmy na nierównych prawach, bo ja panią rozumiem doskonale.
– Mnie? O, na pewno. Nie potrafię tak dobrze mówić, żeby mnie nie można było zrozumieć.
– Brawo! Cóż za wspaniała satyra na dzisiejszy język.
– Ale proszę mi powiedzieć, co pan miał na myśli.
– Naprawdę mam powiedzieć? Naprawdę chce tego pani? Nie, pani nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji. Wprawi to panią w okropne zaambarasowanie i z pewnością doprowadzi między nami do różnicy zdań.
– Och, nie, jeśli o mnie idzie, to jedno i drugie jest niemożliwe. Nie boję się.
– No więc, miałem tylko to na myśli, że przypisując zacności mojego brata chęć zatańczenia z panną Thorpe upewniła mnie pani w mniemaniu, iż zacność pani nie ma sobie równej na całym świecie.
Katarzyna zaprzeczyła mu oblewając się pąsem, tak więc sprawdziła się przepowiednia młodego człowieka. W jego słowach jednak było coś, co opłaciło sowicie przykrość zakłopotania, i to coś tak bardzo pochłonęło jej myśli, że na pewien czas wycofała się z rozmowy zapominając o mówieniu i słuchaniu, niemal zapominając, gdzie się znajduje, aż przywołał ją do przytomności głos Izabelli. Podniosła wówczas oczy i zobaczyła, że jej przyjaciółka i kapitan Tilney szykują się do skrzyżowania z nimi rąk. Izabella wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się – nie mogła w tej chwili dawać innych wyjaśnień tej niezwykłej odmiany, ale że Katarzyna nic z tego nie zrozumiała, powiedziała otwarcie swemu partnerowi, jak bardzo się dziwi.
– Nie pojmuję, jak to mogło się stać. Izabella tak kategorycznie obstawała przy tym, że nie będzie tańczyć.
– A czy Izabella nigdy jeszcze nie zmieniła zdania?
– Och, ale to przez… i pański brat. Po tym, co pan mu ode mnie powiedział, jakże mogło mu w głowie postać, żeby iść i prosić ją do tańca.
– To nie budzi mojego zdumienia. Każe mi pani, abym był zdziwiony postępowaniem jej przyjaciółki, wobec czego jestem zdziwiony, jeśli jednak idzie o mojego brata, muszę przyznać, że jego zachowanie w tej sprawie bynajmniej mnie nie zaskakuje. Uroda przyjaciółki pani była jawną pokusą, jej nieustępliwość znała jedynie pani.