Выбрать главу

Chciwym wzrokiem przebiegła szybko stronicę. Drgnęła, pojmując, co czyta. Czy to możliwe, czy też oszukują ją zmysły? Leżał przed nią spisany niewprawnym, współczesnym pismem inwentarz bielizny. Jeśli mogła uwierzyć własnym oczom, miała przed sobą rachunek praczki. Chwyciła następną kartę i ujrzała spis tych samych rzeczy z pewnymi odmianami! trzecia, czwarta i piąta karta nie zawierały nic nowego. Koszule, skarpety, fulary, kamizele wyglądały ku niej z każdej karty. Dwie inne, tą samą ręką pisane, były zestawem wydatków chyba równie mało interesujących – dotyczących poczty, pudru do włosów, sznurowadeł do butów i czyścidła do bryczesów, zaś pierwsza, duża stronica, w którą zawinięto pozostałe, była, wnosząc z pierwszej mało czytelnej linijki: „Za okładanie kataplazmami klaczy kasztanki”, rachunkiem konowała. Taki oto zbiór papierów (jak teraz przypuszczała, zostawionych tam, gdzie je znalazła, przez niedbałego służącego) był przyczyną jej lęków i nadziei i pozbawił ją połowy nocnego odpoczynku. Czuła się śmiertelnie upokorzona. Czy przygoda ze skrzynią nie wystarczyła, żeby ją nauczyć rozumu? Znad poduszki widziała róg skrzyni, który jakby się unosił w karcącym geście. Jak mogła sobie wyobrażać podobne brednie! Jak mogła przypuścić, by jakiś manuskrypt sprzed wielu, wielu pokoleń mógł leżeć nie zauważony w takim pokoju jak ten, tak nowoczesnym, tak wyraźnie użytkowanym. Albo że jej pierwszej udało się otworzyć sekretarzyk, którego klucz był dostępny dla wszystkich.

Jakże mogła sobie coś podobnego wmówić! Niechże niebiosa nie dopuszczą, by Henry Tilney dowiedział się kiedykolwiek o jej szaleństwie. A przecież to wszystko jest w ogromnej mierze jego zasługa, bo gdyby ten sekretarzyk nie pasował tak akuratnie do owej opowieści o jej rzekomych przygodach, nigdy by się nim ani przez chwilę nie interesowała. Ta myśl była jej jedyną pociechą. Pragnąc jak najszybciej ukryć obmierzłe świadectwo własnej naiwności, owe paskudne papierzyska rozrzucone po całym łóżku, wstała szybko, zwinęła je niemal w taki sam zwój, w jakim je znalazła, i położyła na to sarno miejsce w sekretarzyku z najserdeczniejszym życzeniem, by żaden niefortunny przypadek nie wyciągnął ich na światło dzienne okrywając ją hańbą, choćby tylko we własnych oczach.

Pozostawało jednak w dalszym ciągu nie wyjaśnione, dlaczego miała takie trudności z otwarciem owych zamków, bo teraz manipulowała kluczykami bez trudu. W tym musiało być jednak coś tajemniczego – przez chwilę popuściła wodze fantazji, gdy nagle zaświtało jej w głowie przypuszczenie, że drzwiczki od początku były otwarte i dopiero ona je zamknęła przekręcając kluczyk. Znowu krew napłynęła jej ze wstydu do twarzy.

Spiesznie opuściła pokój, który zmuszał ją do przykrych refleksji nad własnym zachowaniem, i udała się do pokoju śniadaniowego, do którego drogę wskazała jej panna Tilney poprzedniego wieczoru. Siedział tam Henry, samotnie. Troszkę ją speszyło jego bezpośrednie pytanie, jak spała podczas burzy i łobuzerskie uwagi co do rodzaju budowli, pod której dachem mieszkają. Jak bardzo by nie chciała, żeby się domyślił jej słabości! Nie była jednak zdolna do całkowitego kłamstwa i musiała przyznać, że wichura przez pewien czas nie pozwalała jej zasnąć.

– Ale mamy teraz piękny poranek – dodała zaraz, chcąc jak najszybciej zmienić temat – a wichura i bezsenność nic nie znaczą, kiedy miną. Co za przepiękne hiacynty! Nauczyłam się ostatnio kochać hiacynty.

– W jaki sposób panią tego nauczono? Przypadkiem czy perswazją?

– Nauczyła mnie pańska siostra, sama nie wiem jak. Przez tyle lat pani Allen tak się starała, żeby mnie do nich przekonać, ale nigdy jej się nie udawało, dopiero kiedy je zobaczyłam przed kilkoma dniami na Milsom Street… Z natury nie mam. upodobania do kwiatów.

– A teraz nauczyła się pani kochać hiacynty. To bardzo dobrze. Zyskała pani nowy powód do radości, a trzeba mieć jak najwięcej źródeł zadowolenia. Ponadto, upodobanie do kwiatów to rzecz bardzo pożądana u przedstawicielki płci pięknej, jako że skłania ją do wychodzenia z domu i jest pokusą do częstych spacerów na świeżym powietrzu. Chociaż miłość do hiacyntów to raczej domatorskie uczucie, trudno przewidzieć, czy nie doprowadzi pani jeszcze kiedyś do pokochania róży.

– Ależ mnie nie potrzeba takich zamiłowań, żeby wychodzić na dwór. Wystarczy mi przyjemność spaceru, oddychanie świeżym powietrzem. Przy ładnej pogodzie najczęściej jestem na dworze. Mama powiada, że mnie nigdy nie ma w domu.

– Tak czy inaczej, bardzom rad, że nauczyła się pani kochać hiacynty. Mam tu na myśli zwyczaj uczenia się kochać, bo pojętność u młodej damy to doprawdy wielki dar. Czy moja siostra uczy w miły sposób?

Katarzynie oszczędzona została kłopotliwa odpowiedź, bo właśnie wszedł generał, którego uśmiech i komplementy świadczyły o pogodnym nastroju, ale którego łagodna uwaga na temat miłego zwyczaju wczesnego wstawania nie dodała jej pewności siebie.

Kiedy zasiedli do stołu, uwagę Katarzyny zwróciła elegancka zastawa, na szczęście okazało się, że wybierał ją generał. Był zachwycony, że młoda dama aprobuje jego gust, przyznał, że zastawa jest wykwintna i prosta, że uważa za rzecz słuszną popierać manufaktury swojego kraju i że on, przy niewybrednym smaku, uważa, iż herbata jest równie wonna, jeśli się ją pije z glinki z hrabstwa Stafford jak z Drezna czy Seve. Ale to stara zastawa kupiona przed dwoma laty. Manufaktura od tego czasu bardzo się poprawiła. Widział ostatnio w Londynie bardzo piękne sztuki i gdyby nie była mu obca tego rodzaju próżność, może by się skusił i kupił nowy komplet. Ma jednak nadzieję, że niedługo nadarzy się okazja do wybierania nowej zastawy, chociaż nie dla niego. Katarzyna była zapewne jedyną osobą z towarzystwa, która nie rozumiała, o co mu chodzi.

Wkrótce po śniadaniu Henry opuścił ich i wyjechał do Woodston, gdzie sprawy wymagały jego obecności i gdzie miał pozostać przez kilka dni. Wszyscy odprowadzili go do hallu i asystowali przy wsiadaniu na konia. Katarzyna zaś, kiedy wrócili do pokoju śniadaniowego, podeszła natychmiast do okna, w nadziei, że jeszcze go dojrzy.

– Wielkiej to, doprawdy, wymaga siły ducha od twojego brata – zwrócił się generał do Eleonory. – Woodston będzie mu się dzisiaj wydawało bardzo ponure.

– Czy tam jest ładnie? – spytała Katarzyna.

– Jakbyś odpowiedziała, Eleonoro? Powiedz, co my ślisz, bo panie najlepiej znają kobiece gusta, zarówno jeśli idzie o miejsca zamieszkania, jak mężczyzn. Sądzę, że nawet najbardziej bezstronna osoba dostrzegłaby tam wiele dobrych stron. Dom stoi wśród pięknych łąk, frontem na południowy wschód, ma świetny ogród warzywny z tą samą wystawą, otacza go mur, który sam wznosiłem i budowałem przed dziesięciu laty dla mego syna. To jest rodzinna prebenda, a że tamtejsza nieruchomość do mnie głównie należy, może pani wierzyć, że staram się, aby nie wyglądała najgorzej. Gdyby dochody Henry'ego zależały tylko od tej prebendy, to i tak byłby nieźle zabezpieczony. Może się wydać dziwne, że mając tylko dwoje młodszych dzieci uważałem za konieczne dać mu zawód, i są niewątpliwie chwile, kiedy wolelibyśmy wszyscy, aby nie był uzależniony od obowiązków. Ale choć pewno nie ze wszystkim was przekonam, moje panny, pewny jestem, że twój ojciec, panno Morland, zgodziłby się tu ze mną, i że on również uważa za wskazane, by każdy młody człowiek miał jakieś zajęcie. Nie chodzi tu o pieniądze, nie one są istotne – istotne jest zajęcie. Nawet Fryderyk, mój najstarszy syn, który zapewne odziedziczy spory majątek ziemski jak na kogoś w tym hrabstwie, widzi pani, nawet on ma zawód.