Tańczyli znowu, a kiedy bal się skończył, rozstali się mając wyraźną ochotę – przynajmniej panna – na kontynuowanie znajomości. Czy pijąc grzane wino z wodą i szykując się do łóżka tyle myślała o młodym człowieku, by później śnić o nim – tego nie sposób ustalić, mam jednak nadzieję, że jeśli tak się rzecz miała, to tylko podczas pierwszej lekkiej drzemki albo najwyżej nad ranem. Jeśli bowiem jest prawdą to, co pewien sławny pisarz utrzymuje, mianowicie, że nic nie może usprawiedliwić młodej damy, jeśli odda swoje serce młodemu człowiekowi, zanim ten wyzna jej swoją miłość [10] – to musi być również bardzo nieodpowiednie, by młoda dama roiła sny o młodym człowieku, nie mając pewności, że ten już uprzednio roił sny o niej.
Zapewne pytanie, czy pan Tilney jest odpowiednim człowiekiem do tego, by roić sny o pannie Morland albo też zostać jej wielbicielem – nie postało w głowie pana Allena, upewnił się jednak, zasięgnąwszy odpowiednich informacji, że nie może mieć nic przeciwko jego znajomości z młodą panną. Pan Allen zadał sobie bowiem trud na początku wieczora i wywiedział się, że pan Tilney jest duchownym i pochodzi z bardzo szacownej rodziny z hrabstwa Gloucester.
ROZDZIAŁ 4
Z większą niż dotychczas ochotą spieszyła Katarzyna następnego ranka do pijalni wód, pewna w głębi serca, że w ciągu przedpołudnia spotka pana Tilneya, gotowa też wyjść ku niemu z uśmiechem; uśmiech jednak okazał się niepotrzebny – pan Tilney bowiem w ogóle się nie pojawił. W porze, w której przyjęto spacerować po pijalni mogła zobaczyć o tej czy innej godzinie każdą osobę.zamieszkałą w Bath, z wyjątkiem pana Tilneya. Tłumy ludzi przesuwały się tam i z powrotem po schodach wejściowych, ludzi, o których nikt nie dbał i których nikt nie chciał oglądać – tylko jego jednego nie było.
– Cóż za rozkoszne miejsce to Bath – oznajmiła pani Allen, kiedy usadowiły się przy wielkim zegarze zmęczone długim paradowaniem tam i z powrotem po sali. – I jakby to było miło, gdybyśmy tu kogoś znały.
Tak często już wypowiadała to daremne życzenie, że nie mogła się spodziewać, żeby akurat teraz zostało spełnione, uczono nas jednak, by: „Nie tracić nadziei, gdyż pilność i pracowitość prośby nasze spełni”, pilność zaś, a jaką niezmiennie dzień w dzień wypowiadała to samo życzenie, miała wreszcie zostać należycie nagrodzona. Nie upłynęło bowiem dziesięć minut, kiedy jakaś dama mniej więcej w jej wieku, siedząca obok i przyglądająca się jej pilnie od jakiegoś czasu, zwróciła się bardzo grzecznie w te słowa:
– Sądzą, że się nie mylę, pani, chociaż tyle czasu upłynęło, odkąd miałam przyjemność cię oglądać. Czyżby to pani Allen? – Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, nieznajoma oświadczyła, że nazywa się Thorpe, a wówczas pani Allen natychmiast rozpoznała rysy dawnej szkolnej koleżanki, z którą była blisko zaprzyjaźniona i z którą, jako mężatka, spotkała się tylko raz i to przed wielu laty. Radość obu dam z tego spotkania była ogromna, gdyż jak stwierdziły z zadowoleniem, od ostatnich piętnastu lat nic o sobie nawzajem nie słyszały. Wymieniły najpierw komplementy w związku ze swoim wyglądem, zauważyły, że czas szybko płynął od ich ostatniego widzenia i że ani im w głowie nie postało przypuszczenie, by się tu miały spotkać, i jaka to radość zobaczyć starą przyjaciółkę, po czym zaczęły się nawzajem wypytywać i udzielać sobie informacji co do swoich rodzin, sióstr i kuzynek, gadały przy tym obie naraz, chętniej udzielając wiadomości niż ich słuchając, niewiele też w ogóle słysząc. Pani Thorpe jednak miała jako rozmówczyni wielką przewagę nad panią Allen, mianowicie – potomstwo. Kiedy zaczęła się rozwodzić nad talentami swoich synów i urodą córek, kiedy opisywała ze szczegółami, co każde z nich robi i jakie otwierają się przed nimi widoki, że John jest w Oksfordzie, Edward w Merchant Taylors, a William na morzu i że cała trójka bardziej jest w swoim środowisku lubiana i szanowana, niż ktokolwiek inny na świecie – pani Allen nie mogła się zrewanżować podobnymi informacjami, nie mogła głosić takich triumfów i wtłaczać ich w oporne, niedowierzające ucho przyjaciółki. Musiała tylko siedzieć i udawać, że słucha tych macierzyńskich wynurzeń, pocieszając się jednym odkryciem – a bystre jej oczy szybko tego odkrycia dokonały – że Koronka przy narzutce pani Thorpe jest o wiele brzydsza niż jej własna.
– Ot, proszę, moje córeczki – zawołała pani Thorpe wskazując na trzy eleganckie panny idące w ich kierunku ramię przy ramieniu. – Moja droga przyjaciółko, marzę, żeby ci je przedstawić. Zachwycone będą tym spotkaniem, ta najwyższa to najstarsza Izabella – prawda, że piękna panna? Tamte dwie mają również ogromne powodzenie, ale moim zdaniem Izabella jest najładniejsza.
Dokonano prezentacji panien Thorpe. Katarzyna zaś, o której na chwilę zapomniano, została również przedstawiona. Jej nazwisko najwyraźniej zrobiło na paniach Thorpe wrażenie i po chwili najuprzejmiejszej z nią rozmowy najstarsza panna Thorpe powiedziała głośno do swoich sióstr, że „panna Morland jest niezwykle podobna do swego brata”.
– Wypisz wymaluj – zakrzyknęła matka. – Na końcu świata dopatrzyłabym się rodzinnego podobieństwa! – powtarzały wszystkie panny.
Katarzyna była przez chwilę zdumiona, ale zaledwie pani Thorpe z córkami zaczęły opowiadać historię swojej znajomości z Jamesem Morland, przypomniała sobie, że jej najstarszy brat zaprzyjaźnił się ostatnio z pewnym młodym człowiekiem z tego samego college'u w Oksfordzie, nazwiskiem Thorpe, i że ostatni tydzień zimowej przerwy świątecznej spędził z rodziną swego przyjaciela pod Londynem.
Kiedy wszystko się wyjaśniło, panny Thorpe w niezwykle uprzejmych słowach oświadczyły, że bardzo chciałyby ją bliżej poznać, że pragną, by od razu uważała je za przyjaciółki, przez wzgląd na przyjaźń ich braci itede, czego Katarzyna słuchała z przyjemnością i na co odpowiedziała w najozdobniejszych zwrotach, jakie tylko mogła znaleźć. Pierwszym dowodem życzliwości była propozycja najstarszej panny Thorpe, by przeszły się razem po sali. Katarzyna, zachwycona tym powiększeniem się liczby znajomych w Bath, rozmawiała z panną Thorpe niemal zapomniawszy o panu Tilney’u. Przyjaźń jest niewątpliwie najskuteczniejszym lekiem na cierpienia zawiedzionej miłości.
Rozmowa skierowała się ku problemom, których swobodne omówienie wpływa na ogół bardzo istotnie na temperaturę przyjaźni nawiązanej z nagła między dwoma pannami Poruszały więc takie tematy jak stroje, bało, flirty oraz różne dziwaczne postacie z Bath. Panna Thorpe jednak, jako cztery lata starsza od panny Morland i co najmniej o cztery lata bardziej doświadczona, miała zdecydowaną wyższość w tej dyskusji. Mogła porównywać bale w Bath z balami w Tunbridge, modę z Bath z modą londyńską, korygować poglądy nowej przyjaciółki na różne szczegóły wytwornego stroju, potrafiła dopatrywać się flirtu między każdą damą i dżentelmenem, którzy zaledwie się do siebie uśmiechnęli, i dostrzec jakieś dziwadło poprzez najbardziej zbity tłum. Te umiejętności wywołały należny podziw Katarzyny, dla której stanowiły absolutną nowość, a szacunek, jaki, oczywista, poczuła, mógłby zaszkodzić swym ogromem rodzącej się zażyłości, gdyby nie to, że swobodna wesołość w obejściu panny Thorpe i często wyrażany zachwyt z poznania Katarzyny stłumił zbożny lęk naszej panny pozostawiając jedynie miejsce na najczulsze sentymenty. Rosnące przywiązanie żądało czegoś więcej niż kilku przechadzek tam i z powrotem po pijalni wód, trzeba było jeszcze, by panna Thorpe odprowadziła pannę Morland do samych drzwi domu państwa Allenów i aby się tam rozstały, długo i serdecznie ściskając sobie dłonie, dowiedziawszy się uprzednio ku obopólnej uldze, że zobaczą się jeszcze raz tego samego dnia wieczorem w teatrze, a następnego ranka odmówią modły w tej samej kaplicy. Wówczas Katarzyna pobiegła natychmiast na górę i z okna salonu patrzyła, jak panna Thorpe odchodzi ulicą. Podziwiała wdzięczną żwawość jej kroku, elegancję całej postaci i stroju i radowała się z całego serca, że nadarzyła się jej sposobność zdobycia takiej przyjaciółki.