Выбрать главу

Było mi pilno ustalić, czy to strumień snu wystąpił rzeczywiście ze swoich brzegów, więc zerwałem się, aby zadzwonić do Aarona jeszcze przed świtaniem. W Jerozolimie był już poranek, a Aaron zwykł przecież wstawać bardzo wcześnie. Jednak nawet jeżeli wchodziło w grę ryzyko, że go zbudzę, to czułem, iż nie mogę czekać ani minuty dłużej. Musiałem przekonać się, czy doświadczyłem kolejnej umysłowej aberracji; czy nie rozmawiałem z Aaronem na temat innego Philipa Rotha. Wyszedłem z sypialni i ruszyłem na dół, do kuchni, by porozmawiać spokojnie z drugiego aparatu. I wtedy, na schodach, uzmysłowiłem sobie, jak szalona była myśl, że wyśniłem sobie to wszystko. Przyszło mi do głowy, że powinienem zatelefonować nie do Aarona, ale do lekarza w Bostonie i zapytać, czy niepewność i luki w pamięci nie są przypadkiem skutkiem środków odtruwających-1 zastosowanych w czasie kuracji. Skoro już postanowiłem zawracać głowę Aaronowi, to powinienem spytać go, co nowego w sprawie, o której mi wspomniał. A może lepiej zwrócić się wprost do oszusta i zainteresować się, jaką właściwie grę prowadzi? Bawiąc się poszukiwaniem „rozsądnego wyjścia” stawałem znowu na krawędzi przepaści wypełnionej niebezpiecznymi złudzeniami. Tak jest… Jeżeli gdzieś mogłem zadzwonić o czwartej czterdzieści pięć rano, to jedynie do pokoju numer 511 w hotelu King David.

Wziąłem się za śniadanie i zacząłem rozważać, czy nie lepiej wrócić do łóżka i darować sobie wszelkie telefony. Wtedy poczułem, że znowu chwytam swe życie we własne ręce. Wszystko może być złudzeniem, ale to nie zwalnia człowieka z obowiązku poszukiwania optymalnych rozwiązań problemów, które pojawiają się na jego drodze.

Wówczas rozbrzmiał dzwonek telefonu. To był Aaron. Sam do mnie zadzwonił.

– Philip? Kolejne dobre wieści. Jesteś w porannej gazecie.

– Bomba. W jakiej tym razem?

– Tym razem w żydowskiej. Artykuł o wizycie, jaką złożyłeś Lechowi Wałęsie. W Gdańsku.

Pojechałeś tam, nim zacząłeś się przypatrywać procesowi Demianiuka.

Gdybym rozmawiał z kimkolwiek innym, to najpewniej uwierzyłbym, że stroi się tu ze mnie żarty.

Jednak chociaż wchodziło w grę, że Aaron sprokurował jakąś wyrafinowaną i komiczną intrygę, to taka ewentualność w osobliwy sposób nie pasowała mi do jego ascetycznej, łagodnej natury. Było jasne – spostrzegł, że dzieje się coś dziwnego, ale raczej nie maczał w tym palców.

Przy stoliku, naprzeciw mnie, Claire piła kawę i przeglądała „Guardiana”. Oboje kończyliśmy śniadanie. Nie, nie śniłem wtedy w Nowym Jorku, tak jak nie śniłem teraz.

Aaron ma miły i ciepły głos, przyjemny dla każdego chyba ucha. Jego angielszczyzna jest bardzo staranna, choć zaznaczona pewnym kosmo-politycznym odcieniem. Podobnie zresztą rzecz się ma z jego hebrajskim. Lubiłem słuchać tego uroczego głosu, ożywionego dramatycznymi pauzami, znanymi każdemu dobremu narratorowi, oraz ledwo wyczuwalnym, delikatnym drżeniem.

– Zacytuję ci twoje oświadczenie – stwierdził. – „Powodem mojego spotkania z Wałęsą była dyskusja na temat ponownego osiedlenia się Żydów w Polsce, obecnie gdy «Solidarność» doszła nareszcie do władzy”.

– Lepiej przeczytaj mi wszystko. Także tytuł i podtytuły. Powiedz, na której stronie jest ten artykuł i ile zajmuje miejsca.

– Ani długi, ani krótki. Znajduje się wewnątrz numeru. No i jest tu zdjęcie.

– Czyje?

– Twoje.

– Czy naprawdę przedstawia mnie? – zapytałem.

– Raczej tak.

– A nagłówek?

– „Philip Roth spotyka się z liderem «Solidarności»„… I dalej mniejszymi literami: „«Polska potrzebuje Żydów», stwierdza w Gdańsku Wałęsa”.

– Polska potrzebuje Żydów… – powtórzyłem. – Szkoda, że moi dziadkowie tego nie słyszą.

– „Wszyscy mówią o Żydach – powiedział Wałęsa Rothowi.

– Wygnanie Żydów doprowadziło Hiszpanię do ruiny – oświadczył przywódca „Solidarności” podczas dwugodzinnego spotkania, jakie odbyło się w gdańskiej stoczni, gdzie zrodziła się „Solidarność” w roku 1980.

– „Kiedy ludzie mówią mi, że Żydzi musieliby oszaleć, żeby tu przyjechać, odpowiadam im:

Polacy i Żydzi żyli obok siebie przez setki lat, a antysemityzm to całkiem nowe określenie. Lepiej pogadać o chlubnym tysiącleciu niż o czterech latach wojny. Żydowska kultura, język jidysz, ruchy intelektualne obecnego żydowskiego życia – powiedział przywódca „Solidarności” Rothowi – zrodziły się na polskiej ziemi. Jidysz to coś tak samo polskiego, jak żydowskiego. Nie ma Polski bez Żydów. Polska ich potrzebuje – dodał Wałęsa – a oni potrzebują Polski”. Philip, to brzmi jak historia wyssana z palca.

– Czytaj dalej.

– „Roth, autor «Kompleksu Portnoja» i innych kontrowersyjnych powieści określa sam siebie mianem «zapiekłego diasporysty»… Twierdzi, że ideologia diaspory zastępuje mu pisanie. «Powodem wizyty, jaką złożyłem Wałęsie, była kwestia przedyskutowania z nim pomysłu ponownego osiedlenia się Żydów w Polsce, kiedy «Solidarność» przejmie władzę». Obecnie, jak twierdzi autor, podobna idea spotyka się z większą wrogością w Izraelu niż w Polsce. Utrzymuje, że polski antysemityzm dawał się kiedyś we znaki, jednak «islam stanowi obecnie znacznie poważniejsze zagrożenie dla Żydów». Roth dodaje też, że «tak zwana normalizacja żydostwa to tragiczna iluzja od samego początku. Jeszcze gorzej, iż państwo izraelskie kwitnie w samym sercu świata islamskiego… to już nie tragedia, to samobójstwo. Hitler był dla nas potworem, ale rządził jedynie przez dwanaście lat… A co oznacza dla Żydów dwanaście lat? Nadszedł czas powrotu do Europy, która była naszą siedzibą przez wieki i pozostaje nią do dzisiejszego dnia. To Europa stanowiła właśnie matecznik żydostwa, kolebkę rabinicznego judaizmu, chasydyzmu, socjalizmu i tak dalej. Naturalnie także syjonizmu. Lecz syjonizm wypełnił już swą historyczną funkcję. Nadszedł czas odnowienia europejskiej diaspory, wiodącej duchowej i kulturowej siły ludzkości. Roth, który obawia się ponownego holocaustu w środkowej Europie, rozumie «ponowne osiedlenie tam Żydów» jako, mimo wszystko, jedyną drogę uchronienia judaizmu od katastrofy i sposób osiągnięcia «historycznego oraz duchowego zwycięstwa nad Hitlerem i Oświęcimiem». «Nie jestem ślepy – powiada Roth. – Dostrzegam zagrożenia. Jednak uczestniczę w procesie Demianiuka, patrzę na tego kata Żydów, na to ucieleśnienie zbrodniczego sadyzmu nazistów wobec naszego narodu i pytam sam siebie: kto i co zapanuje nad Europą? Wola nieludzkich morderców czy też cywilizacja, która dała światu Heinricha Heinego i Alberta Einsteina? Czy na zawsze zostaliśmy wygnani z kontynentu, gdzie rozkwitały nasze gminy… Z Warszawy, Wilna, Rygi, Pragi, Berlina, Lwowa, Budapesztu, Bukaresztu, Salonik, Rzymu przez niego? Nadeszła pora – konkluduje Roth – wrócić na swoje, na ziemie, do których mamy wszelkie historyczne prawa, których usiłowali pozbawić nas zbrodniarze pokroju Demianiuka»„.

To był koniec artykułu.

– Ależ mam pomysły – powiedziałem. – Pewnie zjednam sobie nowych przyjaciół w syjonistycznych kręgach.

– Każdy kto przeczyta to w Izraelu – odparł Aaron – pomyśli tylko: „o, kolejny nawiedzony Żyd”.

– W takim razie zdecydowanie wolałbym, żeby człowiek, który to spłodził, wpisywał się do hotelowych ksiąg jako „Kolejny Nawiedzony Żyd”, a nie „Philip Roth”.

– Ten człowiek może nie być na tyle stuknięty, by spełniać zachcianki osobnika, pod którego się podszywa.

Zauważyłem, że Claire nie czyta już gazety, tylko przysłuchuje mi się. Powiedziałem jej:

– To Aaron. W Izraelu pojawił się szaleniec, który posługuje się moim nazwiskiem i w ogóle udaje mnie.