Выбрать главу

Liczę tylko na ciebie, że potrafisz coś wyciągnąć z tego biedaka. Niechby choć w przybliżeniu określił, gdzie nastąpił upadek.

— Niestety, muszę cię zmartwić: on nic nie wie o meteorycie.

— Jesteś pewna? Przecież mówił o ogniu.

— Przeprowadziłam próbę fantowizyjną. Nie lubię stosować tej metody, lecz tym razem chciałam mieć pewność. Żadnej reakcji kojarzeniowej. Jak gdyby nigdy, nawet na zdjęciu, nie widział upadku bolidu.

— Ale może chociaż widział łunę? Może powie, gdzie był ten ogień?… Ujęła jego rękę i uścisnęła.

— Nie wiem, skąd wytrzasnąłeś tego człowieka, ale ci powiem, że jestem wdzięczna, żeś go do mnie przywiózł. To naprawdę niezwykły przypadek zespołu urojeniowego — powiedziała wstając.

— Znalazłem go w lesie. W Karkonoszach. Mówiłem ci przecież…

— No, tak. Chodzi jednak o to, że jak dotąd nic o nim nie wiemy. Pekoderu nie ma. Musiał zgubić… Może leży gdzieś w górach. Ale na to, aby stwierdzić jaki jest jego sygnał wywoławczy, trzeba wiedzieć, kim jest ten człowiek.

— Słowem: błędne koło!

— Dziś rano wezwaliśmy speca z SBS i sporządził cechogram. Dane już są w GIB-ie.

Czekam właśnie na wiadomość.

— Widzę, że narobiłem wam kłopotu…

— Nie chodzi o kłopot. Identyfikacja jest raczej sprawą formalną i gdyby tylko szło o to, można przecież tego człowieka przekazać najbliższej placówce SBS. Jest to jednak tak interesujący przypadek, że chcemy koniecznie zatrzymać go w Instytucie. Jutro przylatuje z Warszawy Garda. Wyniki są tego rodzaju, że albo, co wydaje się mało prawdopodobne, mamy do czynienia z fenomenem, który spowoduje rewizję wielu zasadniczych poglądów dotyczących fizjologicznych podstaw pamięci, albo, co jest chyba niemal pewne, popełniam jakiś błąd. Nie potrafię jednak stwierdzić, na czym ten błąd polega!

Podeszła aż do samego brzegu i zapatrzyła się w ciemny nurt rzeki. Miksza wstał z ławki.

— Mówisz: fenomen — odezwał się po chwili podchodząc do dziewczyny. — Czyżby te jego urojenia?… Chyba zdarzały się takie przypadki?

— Urojenia są sprawą uboczną. Istota problemu polega na tym, że wyniki badania zdają się sugerować, iż… jakby tu powiedzieć… on jest niemal pierwotny. Tak pod względem fizycznym, jak i psychicznym.

— Pierwotny? W jakim sensie? Co prawda, jego zachowanie się… i wygląd… Myślałem, że to aktor, który pod wpływem szoku…

— Nie jest aktorem. Tego jestem pewna. Widziałeś jego skórę, zęby, włosy?… Tak jakby przez całe lata żył poza światem cywilizowanym, pozbawiony najelementarniejszych środków medycznych… Ale nie chodzi tylko o jego wygląd. Czy wiesz, że on nie potrafi zupełnie korzystać z urządzeń sanitarnych? Wszystkiego trzeba go uczyć. Już z kąpielą był kłopot. Nie chciał się rozebrać do naga. A brudny był potwornie…

— Czy nie bierzesz pod uwagę możliwości, że jest to jakiś człowiek chory psychicznie, ukrywający się przez dłuższy czas, może nawet lata całe, w zamkniętych dla ruchu turystycznego partiach rezerwatu? Może wydawało mu się, że jest pustelnikiem?

— Rozważaliśmy i taką możliwość, ale dokładniejsze badania zdecydowanie jej przeczą.

Przeprowadziłam szereg prób testowych i sondaży.

— A może on po prostu udaje?

— Nie. Ja też początkowo podejrzewałam… Jego urojenia są konsekwentnie powiązane i stanowią logiczną całość. Nie jestem, co prawda, specjalistą w zakresie historii wierzeń religijnych, obyczajów i języka szesnastowiecznego, ale jak dotąd nie napotkałam na żadną reakcję sprzeczną z urojeniami. Wykluczam, aby człowiek normalny był w stanie z taką żelazną konsekwencją grać rolę fanatycznego mnicha z czasów Grzegorza XIII i Sykstusa V.

To właśnie, moim zdaniem, przemawia za tym, że mamy tu jednak do czynienia z niezwykłym fenomenem. Co więcej, sondaż podświadomości też nie wniósł nic nowego. Ten sam krąg pojęć, to samo słownictwo. Próbowałam skojarzeń kodowych… To samo. Reakcje takie, jakby rzeczywiście nigdy nie znał języka inter. Charakterystyczne zmiany krzywej powoduje tylko łacina i szesnastowieczny niemiecki. Reakcja na inter, włoski, angielski, francuski, polski czy rosyjski występuje tylko w przypadkach podobnego brzmienia wyrazów jak w łacinie i niemieckim. Przekazałam taśmy analizatorowi lingwo…

— No, i?…

— Wyobraź sobie, że on rzeczywiście mówi płynnie szesnastowieczną łaciną i niemieckim!

— To by sugerowało, że jest jakimś wybitnym badaczem tego okresu.

— Twierdzi, że nazywa się Modestus Münch.

— Modestus Münch — powtórzył Miksza i zamyślił się.

— Nadejdzie odpowiedź GIB-u i wszystko się wyjaśni — podjęła Kama i nie dokończyła.

Uczuła delikatne ukłucie w okolicy nadgarstka lewej ręki, gdzie nosiła bransoletkę telefoniczną.

Oparła dłoń na szyi tuż pod uchem.

— Zero, zero, zero, słucham — „wypowiedziała” w myślach hasło kontaktowe.

— O wilku mowa… Właśnie GIB mnie wzywa— rzuciła wyjaśniająco do Mikszy.

Patrzył z napięciem na dziewczynę, które] twarz z minuty na minutę wyrażała coraz większe zdziwienie. Wreszcie Kama opuściła dłoń wyłączając telefon.

— Nic nie rozumiem… — powiedziała na wpół do siebie. — Trudno uwierzyć, ale poszukiwania dały wynik negatywny.

— Czy to w ogóle możliwe?

— Powiedziałam to samo. Przeszukali wszystkie rejestry. Takiego zestawu cechującego nie znaleźli.

— Ależ to niemożliwe! Żaden człowiek zamieszkujący Układ Słoneczny nie powinien znajdować się poza Pamięcią!

— A jednak… Okazuje się, że system jest zawodny.

— Może sztuczna zmiana parametrów? — podsunął Miksza.

Kama pokręciła przecząco głową.

— To zbyt skomplikowane. Wystarczą dwa parametry do identyfikacji, a rejestr zawiera ponad setkę.

— A może po prostu nie dopełniono obowiązku zapisu?

— Myślisz o „wolnych ptakach”?…

— Właśnie… Ile on może mieć lat?

— Trudno ocenić na oko, bez pobierania próbek. Twierdzi, że urodził się w 1500 roku, co oczywiście jest urojeniem, bo miałby dziś blisko pięćset lat. Wygląda na siedemdziesiąt, ale to może być skutek prymitywnych warunków życia. Nie sądzę jednak, aby miał mniej niż pięćdziesiąt.

— W czasie wprowadzenia pekoderów miał więc co najmniej dwadzieścia lat i mógł należeć do „ptaków” najbardziej nieprzejednanych. Może od tego czasu ukrywał się gdzieś w górach, w niewielkiej grupie?

Pokręciła przecząco głową.

— Nie sądzę, aby należał do „ptaków”. Chyba, że mamy tu do czynienia z pełną amnezją.

W ogóle nie reaguje na słowo „pekoder” i skłonna jestem raczej przyjąć, iż całkowita izolacja nastąpiła jeszcze przed światowym referendum w sprawie cechogramów.

— Czy mógłby żyć ponad trzydzieści lat jako pustelnik, w jakiejś pieczarze, nie kontaktując się zupełnie ze światem?… To nonsens. A jego habit, sandały?… Dawno by już z nich pozostały strzępy…

— Nie wiem, co o tym myśleć — wzruszyła ramionami.

— Faktem jest, iż ten nasz brat Modestus jest człowiekiem bardzo podejrzanym.

I uśmiechając się dodał: — A może on naprawdę przywędrował do nas z roku 1593? Dzięki jakiejś cudownej machinie czasu?