Выбрать главу

Hewlitt miał ochotę skomentować ten widok.

— Interesujący kolor skóry — powiedział zgodnie z zasadą, aby o zmarłych nie wyrażać się źle. — Wręcz piękny.

— Nie wolno ci mówić przy nich w ten sposób — upomniał go Lioren. — Dla Telfi bladość skóry nie jest ani interesująca, ani piękna. To objaw wygłodzenia i śmiertelnego w skutkach uszkodzenia narządów absorpcyjnych. Możesz jej dotknąć, jeśli się nie brzydzisz. Przyłóż nagą dłoń gdziekolwiek do ciała.

Po tak fatalnej uwadze Hewlitt czuł się wręcz w obowiązku wykonać jakiś gest.

— Ciepła — powiedział ze zdumieniem.

— Nie przetwarza już energii — wyjaśnił Ojczulek — więc ma temperaturę pokojową. Na mojego pacjenta najlepiej działa powolne głaskanie szczytu głowy. Fizyczny i werbalny kontakt to tylko skąpy substytut telepatii, ale wydaje się, że i to przynosi mu pewną ulgę.

Hewlitt zamarł z dłonią na głowie jaszczura.

— Chwilę… Wcześniej chciałem zadać to pytanie, ale ty… Czy kładłeś dłoń na swoim pacjencie tak jak wtedy, gdy badałeś nowe futro Morredetha?

— Tak. Ale nie ma, co się podniecać. Fizjologicznie Telfi nie nadają się na gospodarzy wirusa. To tak, jakby próbować zainfekować reaktor.

Hewlittowi coś zaczęło świtać w głowie.

— Mówiłem ci już, że wirus przetrwał bliską eksplozję nuklearną. No i szpitalny reaktor jest bardzo chory, że tak powiem.

Do jasności w głowie Hewlitta doszedł jeszcze blask bijący z otwieranej śluzy. Na jego tle widać było sylwetkę Telfi. Dalej znajdowały się drugie drzwi, tyle, że przezroczyste, pozwalające ujrzeć wnętrze statku. Hewlitt uznał, że to musi być jakiś zdrowy jaszczur, bo mimo blasku w ogóle nie odbijał światła. Znajdujący się dalej Telfi też przypominali ruchome czarne dziury o zwierzęcych kształtach.

I każdy z nich nosił ślad po wizycie wirusa, jeden zaś był aktualnym nosicielem.

— Jestem częścią wspólnoty Cherxic — powiedział ten w otwartej śluzie. — Proszę, dotknijcie mnie, moi bracia z innych światów i dobroczyńcy. Po kolei. Nasz statek wraca niebawem na Telfa, ale wcześniej chcę wam przekazać coś ważnego.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY

Cherxic przeszedł między Hewlittem a Ojczulkiem, którego ciekawość musiała znacznie przewyższać strach, bo pierwszy położył nagą środkową dłoń na głowie Telfi. Ciało Liorena zadrżało, chociaż nie wyglądało, aby działa mu się jakaś krzywda. Nie padło ani jedno słowo, a Hewlitt nie umiał odczytywać wyrazu twarzy Tarlan, nie wiedział więc, co się właściwie dzieje. Po kilku minutach Ojczulek oderwał dłoń i przyszła kolej Ziemianina.

W odróżnieniu od ciała martwego jaszczura ta ciemna skóra była zimna. Hewlitt poczuł w dłoni lekkie, ciepłe mrowienie podobne do tego, które pamiętał z kontaktu z Morredethem. Jednak tym razem przesunęło się ono wyżej, po ręce, wzdłuż ramienia, prosto do głowy. Na chwilę doznał silnego zaburzenia zmysłów, odczuwając na zmianę ciepło, zimno i ogarniający całe ciało ból. Przed oczami migotały mu smugi o kolorach, których istnienia nawet nie podejrzewał, w nozdrza uderzyły znajome i całkiem obce zapachy.

Z jakiegoś powodu przypomniał sobie swoją kotkę, jak krążyła i mościła mu się na kolanach, jak układała starannie łapy i ogon, ilekroć szykowała się do snu. Teraz też coś szukało sobie miejsca w jego głowie, aby umościć się jak najwygodniej. I też było to coś wytrwałego, ale łagodnego.

Nagle jasność eksplodowała mu pod czaszką. I już wiedział.

Przeglądał jeszcze swoje nowe wspomnienia niczym dziecko, które biega uradowane po odkrytym właśnie ogrodzie, gdy wirus wycofał się tą samą drogą, którą przybył, i przeszedł do jaszczurowatego. Telfi bez słowa wrócił do śluzy i zamknął za sobą właz.

Obaj wiedzieli, że nie ma już nic do dodania. I że nie ma już, o co pytać.

W milczeniu wyprowadzili nosze z trumnami przez rękaw do śluzy Szpitala. Ta zamknęła się za nimi, po czym zaraz zawyła i zaświeciła sygnałami ostrzegającymi, że statek Telfi rozhermetyzował połączenia. Lioren sięgnął po komunikator.

— Braithwaite? Tu Lioren. Muszę rozmawiać z O'Marą. To pilne.

— O’Mara — rozległ się głos naczelnego psychologa. — Słucham, Ojczulku.

— Odwołujemy poszukiwania — oznajmił Lioren. — Ostatni i jedyny nosiciel wirusa został znaleziony. To wspólnota Telfi, której statek szykuje się właśnie do odlotu. Powinien niezwłocznie dostać zgodę na start. Można odwołać próbny alarm i ewakuację i odesłać czekające statki. Problem z reaktorem też został rozwiązany i..

— Nie widzę związku — przerwał mu ostro O’Mara. — Chce mi pan powiedzieć, że to była jedna i ta sama sprawa?

— Tak. Gdy dwa niezwykłe wydarzenia zachodzą jednocześnie, zwykle mają wspólną przyczynę. Zapomniałem o tej niepisanej zasadzie i dopiero Hewlitt podsunął mi właściwe skojarzenie. Nikomu nic już nie grozi. Wszystkie niebezpieczeństwa zostały zażegnane. Gdy tylko dotrzemy do gabinetu, złożymy pełny meldunek.

— Zostańcie, gdzie jesteście — polecił O’Mara.

Przez dłuższą chwilę Hewlitt patrzył na Liorena, który z kolei spoglądał na ciała Telfi.

— Zgadza się, Ojczulku — rozległ się znowu głos naczelnego psychologa. — Inżynierowie potwierdzają, że niestabilność reaktora i problemy z wymiennikami ciepła ustały samoistnie jakiś kwadrans temu. Nikt nie ma pojęcia, jak do tego doszło, lecz alarm jest odwołany. Ale to był mniej groźny z dwóch problemów. Pozostaje jeszcze kwestia wirusa, który grasuje po Szpitalu, oraz was, jak mi się wydaje. Chyba tak bardzo zaangażowaliście się w poszukiwania, że gotowi jesteście uznać twór wyobraźni za coś w rodzaju faktu. Czy Hewlitt jest w pełni świadom sytuacji?

— Sądzę, że tak — odparł Ziemianin, gdy stało się jasne, że Lioren nie zamierza się wypowiedzieć.

— To niech się pozbędzie wszelkich złudzeń — rzekł O’Mara. — Macie obaj poważne kłopoty. Bardzo mi przykro z tego powodu, wszystkim nam jest przykro. Pańskie kłopoty, Hewlitt, zaczęły się dawno temu, na Etli, a doprowadziły pana aż tutaj, gdzie zaraził pan byłego pacjenta Morredetha, Ojczulka Liorena oraz, co moim zdaniem jest zupełnie absurdalne, Telfi, których fizjologia i metabolizm nadają się dla wirusa mniej więcej tak jak wnętrze autoklawu. Gdzieś muszą być jeszcze inni nosiciele, o których nie wiemy. Dlatego właśnie, chociaż zarządziliśmy alarm po awarii reaktora, nie można było nakazać ewakuacji. Nie możemy ryzykować, że międzygatunkowa choroba o nieznanej zaraźliwości rozejdzie się po Federacji. Ojczulku, nie chcę pana urazić, powątpiewając w słowa kogoś, kto nosi błękitny płaszcz Tarli, ale przetrwanie Federacji jest ważniejsze niż wasza chęć przeżycia. To prosty ewolucyjny imperatyw, zgodny z każdą etyką. Dlatego też Kelgia otrzymała polecenie, aby poddać Morredetha orbitalnej kwarantannie. Podobne instrukcje zostaną wysłane na Telfa w sprawie statku, który właśnie odleciał, oraz na Etlę w sprawie kota. Wy dwaj zostaniecie umieszczeni w izolatkach, aby patologia mogła się wami zająć. Flota czekająca na ewakuowanych zostanie odprawiona, a jednostki Korpusu całkowicie zablokują Szpital. Może odbije się to na kondycji Federacji, ale nie mamy wyboru. Czy rozumiecie nasze położenie?

— Wydaje mi się, że gotów jest pan wysadzić Szpital, aby oszczędzić wszystkim kłopotów — powiedział Hewlitt, wzdragając się lekko. Jak można być tak głupim? — pomyślał. — Proszę nam jednak uwierzyć: nie ma żadnego powodu do niepokoju.