Выбрать главу

— Słucham? — nie dowierzał Ridcully. — Jesteś ateistycznym bogiem?

Bóg przyjrzał się ich minom.

— Tak, wiem. — Westchnął. — Nie ma się czym chwalić, co? — Pogładził brodę. — Właściwie dlaczego mam coś takiego?

— Nie ogoliłeś się rano? — zgadywał Ridcully.

— Chodzi o to, że chciałem się pojawić przed wami w postaci, którą rozpoznalibyście jako boską. Długa nocna koszula wydawała się odpowiednia, choć owłosienie na twarzy trochę mnie zaskoczyło.

— To oznaka mądrości — wyjaśnił Ridcully.

— Rzekomo — dodał Myślak, któremu broda jakoś nie chciała rosnąć.

— Mądrość: zrozumienie, wnikliwość, wiedza — rzekł bóg zamyślony. — Aha. Długość włosów poprawia efektywność funkcji kognitywnych? Może to jakiś system chłodzący?

— Nigdy się nad tym nie zastanawiałem — przyznał Ridcully.

— Broda rośnie dłuższa w miarę zdobywania większej mądrości?

— Nie jestem pewien, czy rzeczywiście mamy tu do czynienia ze związkiem przyczynowo-skutkowym — oświadczył Myślak.

— Obawiam się, że nie bywam w świecie tak często, jak powinienem — stwierdził bóg ze smutkiem. — Szczerze mówiąc, uważam religię za dość obraźliwą. — Westchnął ciężko i wydał się jeszcze mniejszy. — Naprawdę się staram, ale są takie dni, kiedy życie zwyczajnie mnie wykańcza… Oj, przepraszam, zdaje się, że jakaś ciecz leci przez moje przewody oddechowe…

— Chciałby pan wydmuchać nos? — zaproponował grzecznie Myślak.

Bóg się przeraził.

— Dokąd?

— Znaczy, pan tak jakby trzyma… Zresztą oto moja chusteczka, proszę zakryć nią nos i… dmuchnąć przez niego.

— Dmuchnąć przez niego — powtórzył bóg. — To ciekawe. I jaki niezwykły biały liść.

— Nie, to bawełniana chustka — wyjaśnił Myślak. — Jest… zrobiona.

W tym miejscu przerwał. Wiedział, że chusteczki się robi, że w procesie uczestniczy bawełna, coś kojarzyło mu się także z krosnami i podobnymi rzeczami. Ale kiedy się dobrze zastanowić, typowym sposobem otrzymywania chusteczek było pójście do sklepu i powiedzenie: „Poproszę tuzin białych, tych grubszych, jeśli można, i ile kosztuje wyhaftowanie monogramów w rogach?”.

— Chcesz powiedzieć… stworzona? — spytał bóg, nagle bardzo podejrzliwy. — Wy też jesteście bogami?

Niewielki kiełek przebił piach obok jego stopy i zaczął szybko rosnąć.

— Nie, nie — uspokoił go Myślak. — No… Bierze się trochę bawełny i… rozkuwa na płasko, jak przypuszczam… i dostaje się chusteczkę.

— Ach, w takim razie jesteście istotami używającymi narzędzi…

Bóg uspokoił się trochę. Pęd przy jego stopie był teraz rośliną; pojawiły się liście i pąk kwiatu. Bóg głośno wytarł nos.

Magowie podeszli bliżej. Nie bali się bogów, oczywiście, ale bogowie miewają wybuchowe temperamenty i ludzie rozsądni trzymają się od nich z daleka. Jednakże trudno obawiać się kogoś, kto właśnie wyciera nos.

— Naprawdę jesteś tutaj bogiem? — spytał Ridcully.

Bóg westchnął.

— Tak. Pomyślałem, że będzie łatwo. Wiecie, tylko jedna mała wysepka… Mógłbym zacząć wszystko od początku. Zrobić to jak należy. Ale wszystko idzie zupełnie nie tak, jak powinno.

Obok niego niewielka roślinka otworzyła nieciekawy żółty kwiatek.

— Zacząć od początku?

— Tak. Wiecie, tę, no… pobożność. — Bóg machnął ręką w kierunku Osi. — Pracowałem tam kiedyś. Zwykłe ogólne boskie obowiązki. Wiecie, stwarzanie ludzi z gliny, paznokci i różnych takich. A potem siedzenie na szczycie góry, ciskanie gromów i cała reszta. Chociaż… — Pochylił się i zniżył głos. — Bardzo niewielu bogów naprawdę to potrafi.

— Poważnie? — Ridcully słuchał zafascynowany.

— Strasznie trudno jest taką błyskawicą sterować. Na ogół czekaliśmy, aż piorun sam trafi jakiegoś biedaka, a potem przemawialiśmy boskim głosem, mówiąc, że to jego wina, bo zgrzeszył. No bo przecież musiał coś zrobić nie tak, prawda? — Jeszcze raz wytarł nos. — Dość przygnębiająca praca, szczerze mówiąc. W każdym razie… Przypuszczam, że zaczęło się, kiedy chciałem sprawdzić, czy można wyhodować bardziej palną krowę.

Dostrzegł ich zdziwione miny.

— Całopalne ofiary, rozumiecie. Krowy nie palą się za dobrze. To stworzenia z natury raczej wilgotne, a wszystkim już kończyło się drewno.

Wciąż patrzyli na niego nieruchomo. Spróbował inaczej.

— Przyznam uczciwie, że nie mogłem znaleźć żadnego sensu w całym tym interesie. Krzyki, rażenie, wściekanie się bez przerwy… Nie wydaje mi się, żeby komukolwiek sprawiało to satysfakcję. Ale najgorsze… Wiecie, co było najgorsze? Najgorsze było to, że kiedy ktoś przestał razić gromami, ludzie odchodzili i zaczynali czcić kogoś innego. Nie do wiary, prawda? Mówili przy tym: „Życie było o wiele lepsze, kiedy częściej kogoś poraziło” albo „Gdyby bóg częściej raził, ulice byłyby bezpieczniejsze”. Tymczasem naprawdę działo się tyle, że jakiś pechowy pasterz, który przypadkiem w czasie burzy znalazł się w niewłaściwym miejscu, obrywał zabłąkanym piorunem. A potem kapłani mówili: „No tak, wszyscy wiemy, co wyprawiają ci pasterze, prawda, a teraz bogowie się rozgniewali i przydałaby się nam większa świątynia, uprzejmie dziękujemy”.

— Typowe kapłańskie zachowanie — prychnął dziekan.

— Ale oni często w to wierzyli! — Bóg jęczał niemal. — To było takie przygnębiające. Myślę, że zanim stworzyliśmy ludzkość, gdzieś rozbił się model. W efekcie nadchodził front atmosferyczny, paru głupich pastuchów stało w nieodpowiedniej chwili nie tam gdzie trzeba, a potem, zanim się kto zorientował, wolne miejsca zostawały tylko na kamieniach ofiarnych, a przez dymy świata nie było widać. — Mocno dmuchnął we fragment chusteczki Myślaka, który dotąd pozostał suchy. — Owszem, próbowałem. Bóg mi świadkiem, że próbowałem, a że to ja, więc wiem, o czym mówię. „Będziesz Leżał Płasko podczas Burzy z Piorunami”, mówiłem. „Śmieci Wyrzucał Będziesz z Dala od Studni Swej”, mówiłem. I nawet im powiedziałem: „Starać się Będziecie Naprawdę Żyć w Zgodzie ze Sobą Wzajemnie”.

— I udało się?

— Trudno stwierdzić z całą pewnością. Wszystkich wybili wyznawcy boga z sąsiedniej doliny, który kazał im mordować każdego, kto w niego nie wierzy. Okropny typ, niestety.

— A te płomienne krowy? — przypomniał Ridcully.

— Co? — żachnął się bóg, pogrążony w żalu nad sobą.

— Bardziej łatwopalna krowa — wyjaśnił Myślak.

— A tak. Kolejny dobry pomysł, który nie przyniósł efektów. Pomyślałem sobie, że gdybym, powiedzmy, w dębie znalazł ten kawałek, który mówi „bądź palny”, i wkleił go do tego kawałka krowy, który mówi „bądź wilgotna”, zaoszczędziłbym wszystkim wielu kłopotów. Niestety, powstała pewna odmiana krzewu, która wydawała żałosne dźwięki i tryskała mlekiem. Widziałem jednak, że zasada jest słuszna. A że moi wyznawcy albo byli martwi, albo mieszkali już wtedy w sąsiedniej dolinie, pomyślałem sobie, że do demona z tym wszystkim, zamieszkam na wyspie, wezmę się za to porządnie i załatwię wszystko o wiele bardziej rozsądnie. — Poweselał nagle. — Nie macie pojęcia, co się uzyska, kiedy choćby zwykłą krowę rozłoży się na takie naprawdę małe kawałeczki.