Выбрать главу

Kierowca dostrzegł w lusterku, że pasażerowi coś dolega.

– Chce pan, żebym się zatrzymał, profesorze Vicary? – spytał zaniepokojony, zjeżdżając na pobocze.

Atak kataru ustąpił i Vicary wreszcie mógł się rozkoszować przejażdżką. Właściwie nie przepadał za wsią. Był londyńczykiem z krwi i kości. Lubił tłum, hałas, ruch; na otwartych przestrzeniach często się gubił. Poza tym nie znosił ciszy nocy. Nie potrafił wtedy zapanować nad myślami, w wyobraźni widział czających się w mroku myśliwych. Teraz jednak zachwycał się naturalnym pięknem przyrody Anglii.

Wóz skręcił w podjazd prowadzący do Chartwell. Kiedy Vicary wysiadał, serce zabiło mu mocniej. Ledwo podszedł do wejścia, drzwi się otworzyły i pojawił się w nich Inches, pokojowiec Churchilla.

– Dzień dobry, profesorze Vicary. Pan premier bardzo niecierpliwie wygląda pańskiego przybycia.

Vicary dał służącemu płaszcz i kapelusz i wszedł do środka. W salonie krzątało się kilkunastu mężczyzn i parę młodych dziewcząt, część w mundurach, część w cywilu, tak jak on. Rozmawiali przyciszonymi głosami, poufnie, jakby przekazywali sobie wyłącznie złe wieści. Zadźwięczał jeden telefon, potem drugi. Słuchawkę podnoszono po pierwszym sygnale.

– Mam nadzieję, że miał pan udaną podróż – mówił Inches.

– Doskonałą – skłamał uprzejmie Vicary.

– Jak zwykle pan Churchill jest dziś nieco spóźniony – uprzedził Inches i dodał konfidencjonalnie: – Narzuca zabójcze tempo, a my cały dzień spędzamy, próbując temu sprostać.

– Rozumiem, Inches. Gdzie mam poczekać?

– Szczerze mówiąc, premier bardzo chce się z panem spotkać jeszcze przed południem. Poprosił, żebym, kiedy tylko pan się zjawi, wprowadził pana na górę.

– Na górę?

Inches delikatnie zapukał do drzwi łazienki, potem je otworzył. Churchill leżał w wannie, w dłoni trzymał cygaro. Na stoliku w zasięgu ręki stała szklaneczka z drugą tego dnia porcją whisky. Inches zapowiedział Vicary'ego i zniknął.

– Vicary, mój druhu – rzekł Churchil, potem pochylił nieco głowę i zdmuchnął parę mydlanych baniek. – Jak miło z pana strony, że zechciał pan przyjechać.

Vicary gotował się w dusznej łazience. Z trudem powstrzymywał się od śmiechu na widok olbrzymiego, zaróżowionego mężczyzny, który chlapie się w wannie jak dzieciak. Zdjął tweedową marynarkę i z ociąganiem przysiadł na muszli.

– Chciałem zamienić z panem słowo na osobności. Właśnie dlatego zaprosiłem pana tutaj, do mego leża. – Churchill zacisnął wargi. – Vicary, na początek muszę oświadczyć, że jestem na ciebie zły.

Vicary znieruchomiał. Churchill już otwierał usta, by podjąć wątek, ale nic nie powiedział. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie i troska.

– Inches! – ryknął.

Wsunął się lokaj.

– Tak, proszę pana?

– Inches, zdaje się, że temperatura wody spadła poniżej czterdziestu stopni. Byłbyś łaskaw to sprawdzić?

Podwijając rękaw, Inches wyciągnął termometr. Przyjrzał mu się bacznie, niczym archeolog badający fragment jakiejś starożytnej kości.

– Rzeczywiście, ma pan rację. Temperatura pańskiej kąpieli spadła do trzydziestu dziewięciu stopni. Czy mam dolać gorącej wody?

– Oczywiście.

Inches odkręcił kran z gorącą wodą. Churchill uśmiechnął się, kiedy kąpiel osiągnęła pożądaną temperaturę.

– Znacznie lepiej, Inches.

Przekręcił się w wannie. Woda przelała się przez krawędź, zmoczyła nogawkę spodni Vicary'ego.

– Mówił pan, panie premierze…?

– A tak, mówiłem, Vicary, że jestem na ciebie zły. Ani słówkiem nie wspomniałeś, że za swoich młodych lat całkiem nieźle sobie radziłeś z szachami. Ponoć biłeś na głowę wszystkich w Cambridge.

– Przepraszam, panie premierze – odparł zmieszany Vicary – ale w żadnej z naszych rozmów nie pojawił się temat szachów.

– Błyskotliwa, bezwzględna, ryzykancka, tak ludzie opisywali mi twoją grę. – Churchill zawiesił głos. – W czasie pierwszej wojny służyłeś też w wywiadzie wojskowym.

– Byłem tylko w oddziale motocyklistów, pełniłem rolę kuriera, nic więcej.

Churchill odwrócił wzrok od rozmówcy i zapatrzył się w sufit.

– W tysiąc dwieście pięćdziesiątym roku przed naszą erą Bóg kazał Mojżeszowi wysłać zwiadowców, żeby zbadali ziemię Kanaan. W swojej łaskawości dał mu też pewne wskazówki, jak należy wybrać szpiegów. Do tak odpowiedzialnego zadania, rzekł Pan, nadają się wyłącznie najlepsi i najinteligentniejsi, a Mojżesz wziął sobie te słowa do serca.

– To prawda, panie premierze – zgodził się Vicary. – Ale prawdą jest też to, że nędznie spożytkowano informacje dostarczone przez wywiadowców. I w wyniku tego Izraelici przez kolejne czterdzieści lat błąkali się po pustyni.

Churchill się uśmiechnął.

– Już dawno powinienem był się nauczyć, że nie ma sensu się z tobą sprzeczać, Alfredzie. Zawsze podziwiałem twoją błyskotliwą inteligencję.

– Czego pan ode mnie oczekuje?

– Chcę, żebyś podjął pracę w wywiadzie wojskowym.

– Ależ, panie premierze, brak mi kwalifikacji do tego rodzaju…

– Nikt tutaj nie wie, co robi – wpadł mu w słowo Churchill. – Zwłaszcza zawodowi oficerowie.

– Co się stanie z moimi studentami? Moimi badaniami?

– Twoi studenci już niedługo będą walczyć na froncie. A twoje badania mogą poczekać. – Churchill zawiesił głos. – Znasz Johna Mastermana i Christophera Cheneya z Oksfordu?

– Proszę mi nie mówić, że ich wciągnięto.

– A i owszem. I nie myśl sobie, że znajdziesz teraz na którymś z uniwersytetów choć jednego wybitnego matematyka. Wszystkich ich zabrano z uczelni i ulokowano w Bletchley Park.

– Co, u licha, oni tam robią?

– Próbują złamać niemieckie szyfry. Vicary przez chwilę udawał namysł.

– Wygląda na to, że przyjmuję pańską propozycję.

– Dobrze. – Churchill rąbnął pięścią w krawędź wanny. – W poniedziałek z samego rana masz się zgłosić do generała Basila Boothby'ego. Kieruje on wydziałem, do którego będziesz wyznaczony. A poza tym jest typowym dupkiem z angielskich wyższych sfer. Wysiudałby mnie, gdyby tylko mógł, ale jest na to za głupi. Taki typek jak on potrafiłby przejebać nawet pocisk.

– Z opisu sądząc, czarujący.

– Wie, że się przyjaźnimy, i dlatego będzie wobec ciebie wrogo nastawiony. Nie daj się mu sterroryzować. Jasne?

– Tak, panie premierze.

– Potrzebny mi ktoś zaufany w tamtym departamencie. Pora, żeby w wywiadzie zaczęli znowu pracować ludzie z głową. Poza tym tobie też wyjdzie to na dobre. Najwyższy czas wygrzebać się z tej zakurzonej biblioteki i przyłączyć do świata żywych.

Churchill zaskoczył go tą nieoczekiwaną nutą serdeczności. Vicary przypomniał sobie ubiegły wieczór, spacer do domu, zaglądanie do samochodu Helen.

– Tak, panie premierze, rzeczywiście, chyba już czas. Tylko co ja właściwie będę robił w wywiadzie wojskowym?

Ale Churchill zanurzył się i zniknął pod wodą.

Rozdział czwarty

Kętrzyn, Niemcy; styczeń 1944

Kontradmirał Wilhelm Franz Canaris był drobnym nerwowym mężczyzną, którego charakteryzowało lekkie seplenienie oraz sarkastyczny dowcip, choć to ostatnie okazywał tylko, jeśli miał ochotę. Siwy, o przenikliwych, intensywnie błękitnych oczach, siedział teraz z tyłu służbowego mercedesa, który toczył się z lotniska w Kętrzynie do tajnego bunkra Hitlera, znajdującego się kilkanaście kilometrów dalej. Zazwyczaj Canaris unikał jakichkolwiek mundurów i chodził w ciemnym cywilnym garniturze. Ponieważ jednak dziś miał spotkać się z Adolfem Hitlerem i najwyższymi wojskowymi Trzeciej Rzeszy, pod eleganckim płaszczem miał mundur marynarki wojennej.