Выбрать главу

16

— Ciekawe — rzucił Haladdin po krótkim namyśle. — Proszę mówić. Co to za propozycja, jestem zaintrygowany.

— Proszę poczekać, nie tak od razu. Najpierw muszę pana powiadomić, że pańska Sonia jest cała i zdrowa. Nawet względnie bezpieczna… Jednym słowem — może pan wyjechać z nią do Umbaru lub do Khandu. I tam kontynuować swoje badania. A w końcu właśnie nagromadzenie i zachowanie wiedzy…

— Może już dość, co?! — skrzywił się Haladdin. — Nigdzie się stąd nie wybieram… przecież to pan chciał usłyszeć, prawda?

— Prawda — skinął głową Sharha-Rana. — Ale człowiek powinien mieć wybór, a dla ludzi pańskiego pokroju to po trzykroć ważne.

— Właśnie, właśnie! Żeby pan mógł potem rozłożyć ręce i oświadczyć: „Przecież sam wlazłeś w to bagno, chłopie. Nikt cię tam drzewcem halabardy nie popychał!” A jeśli ja w tej chwili powiem, żebyście mnie pocałowali z wszystkimi waszymi sprawami, i skoczę sobie do Umbaru, to co wtedy?

— Nie skoczy pan! Proszę nie myśleć, Haladdinie, że podpuszczam pana: tu będzie ogromnie dużo pracy, ciężkiej i śmiertelnie niebezpiecznej, tak więc będziemy potrzebowali każdego: żołnierza, mechanika, poety…

— A oni niby po co?

— „Oni” będą potrzebni kto wie, czy nie bardziej od innych. Musimy przecież ratować wszystko, co jeszcze można uratować na tej ziemi, ale przede wszystkim pamięć o tym, kim jesteśmy i kim byliśmy. Powinniśmy zachować ją, jak węgle pod popiołem — w katakumbach, w diasporze… A tu bez poetów nie można się obyć.

— Więc mam uczestniczyć w waszych „operacjach ratunkowych” ?

— Pan — nie. Muszę panu zdradzić smutną tajemnicę: cała nasza dzisiejsza działalność w Mordorze w gruncie rzeczy niczego już nie może zmienić. Przegraliśmy najważniejszą bitwę w historii Ardy — magia Białej Rady i elfów pokonała magię Nazguli i teraz kiełki rozumu i postępu, pozbawione naszej opieki, będą bezlitośnie wydarte z żyznego gruntu Sródziemia. Magiczne moce przebudują ten Świat według swego gustu i nie będzie w nim już miejsca na technologiczne cywilizacje, podobne do mordorskiej. Trójwymiarowa spirala Historii straci pionową składową i opadnie w zamknięty cykclass="underline" miną wieki i tysiąclecia, ale zmieniać się będą tylko imiona królów i nazwy wygranych przez nich bitew. A ludzie… ludzie na zawsze zostaną żałosnymi, skażonymi istotami, którym nie wolno unieść spojrzenia na Władców Świata, elfów: przecież tylko w zmieniającym się świecie śmiertelny może zmienić swe przekleństwo w błogosławieństwo i, doskonaląc się w łańcuchu pokoleń, wzbić się ponad nieśmiertelnych… Miną dwa, może trzy dziesięciolecia, i elfy zmienią Sródziemie w wystrzyżony i wypielęgnowany trawnik, a ludzi w zabawne domowe zwierzątka. Odbiorą im zupełny drobiazg — prawo do Aktu Tworzenia, a w zamian dadzą ogrom prostych i niewybrednych uciech. Zresztą, zapewniam pana, Haladdinie — wielu pójdzie na tę wymianę bez żadnego poczucia krzywdy.

— Ta większość mnie nie rusza — niech się sama martwi o siebie. Ale wynika z tego, że naszym największym wrogiem nie są Gondorczycy, a elfy?

— Gondorczycy są dokładnie takimi samymi ofiarami jak wy, i nie ma co o nich w ogóle mówić. Na dobrą sprawę, to i elfy nie są wrogami w zwyczajnym tego stówa znaczeniu. Czy można nazwać człowieka wrogiem jelenia? Zgoda, poluje na niego — też mi wielka rzecz, przecież w końcu również chroni. Z drugiej strony — człowiek opiewa moc starego samca, omdlewa na widok aksamitnych oczu sarenki, karmi z dłoni osieroconego jelonka. Tak więc dzisiejsze okrucieństwo elfów — rzecz tymczasowa, w pewnym sensie, ale konieczna. Gdy Świat dojdzie do stanu niezmiennego, na pewno nie będą działały tak ostro. Ostatecznie zdolność do Aktu Tworzenia to bezapelacyjne odchylenie od normy, i takich ludzi można będzie leczyć, a nie zabijać, jak to się dzieje dziś. Zapewne też nie będą się tym nieśmiertelni zajmowali sami — znajdą się swoi, miejscowi… Już się wielu znalazło… Trzeba dodać, że ten elficki świat będzie całkiem niegłupi: stojący staw, jasna sprawa — w sensie estetycznym przegrywa ze strumieniem, ale kwitnące na jego powierzchni grzybienie są naprawdę przepiękne…

— Jasne. A jak można przeszkodzić w utworzeniu z całego naszego Sródziemia tego… bagna z zachwycającymi grzybieniami?

— Zaraz wszystko wyjaśnię, tylko zacząć muszę od początku, jakby dokoła. Szkoda, że nie jest pan matematykiem — byłoby łatwiej… Gdyby pan czegoś nie rozumiał proszę od razu pytać, dobrze? Tak więc, każdy z mieszkańców zasiedlonych Światów łączy w sobie dwie składowe. W rzeczywistości mowa jest o dwóch różnych światach — mają one własne prawa, ale współistnieją w jednej powłoce. Przyjęto mówić o nich: światy „fizyczny” i „magiczny”, chociaż nazwy te są umowne: magiczny świat jest zupełnie obiektywny, i w tym sensie fizyczny, a fizyczny ma szereg właściwości niespotykanych w fizyce, przez co można je uważać za magiczne. W przypadku Ardy są to odpowiednio, Sródziemie i Błogosławione Królestwo z zasiedlającymi je rozumnymi rasami — ludźmi i elfami. Światy te są względem siebie równoległe, a granica między nimi jest postrzegana przez ich mieszkańców nie jako rubież przestrzenna, a czasowa: każdy świetnie wie, że nie ma teraz czarodziejów, a smoki i gobliny już nie istnieją. Jednak pradziadowie jego, niewątpliwie całe to bractwo znali. I tak z pokolenia na pokolenie. To nie jest jakiś wymysł, jak sądzi wielu, a zupełnie obiektywna konsekwencja dwuskładnikowej struktury zasiedlonych Światów. Mogę panu zademonstrować odpowiednie modele matematyczne, ale i tak pan tego nie pojmie. Na razie rozumie mnie pan?

— Całkowicie.

— Idźmy dalej. Z nieznanego powodu — może pan to uważać za dziwny kaprys Jedynego — w naszej Ardzie — i tylko w niej! — powstała bezpośrednia łączność między światami fizycznym i magicznym, która pozwala ich mieszkańcom oddziaływać na siebie w realnej czasoprzestrzeni. Inaczej mówiąc, strzelać do siebie z łuków. Ten międzyprzestrzenny „korytarz” istnieje dzięki oddziaływaniu tak zwanego Zwierciadła. Powstało ono niegdyś w świecie magicznym (właśnie „powstało”, a nie „zostało wykonane”!) wraz z siódemką Kamieni Jasnowidzenia — palantirów i nie może istnieć samodzielnie bez nich. Chodzi o to, że i Zwierciadło i palanriry są produktami rozdzielenia jednej substancji — Odwiecznego Ognia.

— Zaraz, palantir, to chyba system nadprzestrzennej łączności, czy nie tak?

— Można go wykorzystać również w ten sposób. Ale można też, na przykład, wbijać nim gwoździe… Chociaż nie — śliski jest i okrągły. Ale jako obciążnik na pewno by się nadał! Proszę zrozumieć — każdy z tych magicznych przedmiotów dysponuje wieloma właściwościami i zastosowaniami, ale dla przeważającej większości z nich w naszym świecie nie ma nawet nazw i określeń. Dlatego są wykorzystywane do, diabli wiedzą, czego: palantiry dla łączności na wielkie odległości, a Zwierciadło do prymitywnego przepowiadania przyszłości…

— Też mi „prymitywnego”!

— Zapewniam pana, że to naprawdę drobiazg z porównaniu z innymi jego możliwościami… Poza tym, Zwierciadło przecież nie rysuje obiektywnego obrazu przyszłości Ardy, a jej warianty — właśnie warianty! — indywidualnych losów tej osoby, która do niego zagląda. Czy panu, uczonemu — eksperymentatorowi, muszę mówić, że pomiarowy przyrząd wpływa bezpośrednio na wynik pomiaru — a tu przecież przyrządem jest nie byle co, a człowiek, istota obdarzona wolną wolą…

— No nie, cokolwiek pan powie… Przepowiadanie przyszłości… To robi wrażenie.

— Niechże pan da spokój z tym „przepowiadaniem przyszłości” — rzucił jakby skrzywiony z irytacji Sharha-Rana. — A zakłócenie zasady przyczynowości, nie robi na panu wrażenia?