— N-n-n-no? Dobrze, przyjęte.
— Pieczary, porzucone sztolnie, stare studnie — odrzucamy: dokoła takich miejsc zbiera się zazwyczaj więcej ludzi, niż by ktoś myślał. Z tego samego powodu nie można go utopić, przywiązawszy do jakiejś boi, w jakimś sympatycznym zalewie Nurn: rybacy są ciekawscy.
— Znowu racja.
— Krótko mówiąc, zakopałbym go gdzieś w bezludnym i nic nieznaczącym miejscu, w górach lub pustyni, dobrze zapamiętując punkty orientacyjne. Jest tu rzecz jasna pewne ryzyko: przyjdziesz tam po pięciu latach, a głaz, pod którym był ukryty, wraz z całym zboczem zmiotło do wody… Albo nie, zaraz! Mam jeszcze jeden znakomity wariant! Porzucone ruiny z prawdziwymi sekretnymi kryjówkami, daleko od najbliższych zamieszkałych punktów, ruiny, do których nikt normalny nie będzie się pchał — coś, jak Minas Morgul albo Dol Guldur.
— Ta-a-ak… — przeciągnął Nazgul. — Widzę, że ryzykownie jest z panem zadzierać… Wszystko się zgadza — Dol Guldur. Sam go tam odwiozłem. W tamtą stronę na szybowcu, z powrotem pieszo. Sam byłem, katapulty startowej nie miał kto uruchomić… Palantir znajduje się w trybie „odbiór” i jest niewidoczny dla pozostałych kryształów. Leży w kryjówce za sześciokątnym kamieniem w tylnej ściance kominka w Wielkiej Sali. Zaszyty jest w rogożę ze srebrnym splotem, przez co śmiało można go brać w ręce. Rygle w skrytce ukazują się przy jednoczesnym naciśnięciu na sąsiedni romboidalny kamień i na lewy dolny w kominkowej ściance sięgnąć go można tylko nogą. Proszę zapamiętać, powtarzać nie będę.
— A czy mogę wykorzystać ten palantir?
— A dlaczego nie?
— No, to jest magiczny kryształ, a pan powiedział, że z żadną magią nie powinienem mieć nic wspólnego.
— Kryształ jest magiczny — cierpliwie wyjaśniał Sharha-Rana — ale łączność nie. Jeśli będzie pan używał palantiru jako obciążenia do sieci, to schwytane ryby wcale nie staną się tymi, które spełniają życzenia.
— No to, proszę przy okazji powiedzieć, jak można z niego korzystać.
— Aż kim zamierza pan za jego pośrednictwem się komunikować? Z Gandalfem? Zresztą, to pańska sprawa… W zasadzie nie ma w tym nic skomplikowanego. Ma pan jakieś pojęcie o optyce?
— Na poziomie jednego roku uniwersyteckiego.
— Jasne. No to lepiej metodą „palcową”. Wewnątrz palantira są dwie stale płonące pomarańczowe iskierki. Łącząca je linia odpowiada głównej optycznej osi kryształu…
Haladdin w milczeniu słuchał instruktażu Nazgula, dziwiąc się jak precyzyjnie tamten rozmieszcza tę skomplikowaną i bardzo obszerną informację na półeczkach jego pamięci. Potem zaczęły się rzeczy w ogóle niepojęte — tempo objaśnień Sharha-Rany wzrastało, a może to czas spowalniał bieg — nie zdziwiłby się Haladdin już niczemu — i chociaż umysł konsyliarza przyjmował w jednej określonej chwili tylko jeden zwrot — hieroglif nie mający związku z kontekstem — to był całkowicie przekonany, że w potrzebnym momencie wszystkie te wiadomości o partyzanckich oddziałach w Górach Popielnych i pałacowych intrygach w Minas Tirith, o topografii Lorien i hasłach do kontaktowania się z mordorskirni rezydentami we wszystkich stolicach Sródziemia natychmiast pojawią się w jego pamięci. I kiedy opowieść niespodziewanie się skończyła, a obozowisko zalała grząska, jakby zgęstniała z zimna przedświtu cisza, pierwszą jego myślą było: natychmiast trzeba znaleźć w apteczce Eloara truciznę i odtąd nigdy się już z nią nie rozstawać. W życiu wszystko może się zdarzyć, a on teraz wie o takich rzeczach, że przenigdy, w żadnych okolicznościach nie powinien dostać się w łapy wroga.
— Haladdinie! — rzekł Sharha-Rana, głos był niezwyczajnie cichy i rwący się, jakby Nazgul tracił oddech z powodu długiej wspinaczki. — Podejdź do mnie…
„Chyba naprawdę źle się czuje — dotarło do Haladdina. — Jak mogłem tego nie zauważyć, głąb nieszczęsny… Co mu jest? Chyba serce…” Ta myśl — „serce widma” — dlaczego nie wydawała mu się głupia w tamtej chwili, ani potem, kiedy przestał mieć wątpliwości? Koniec! Na co, jak na co, ale na zgony napatrzył się przez te lata do syta. Głowa siedzącego kiwnęła się bezwładnie, a Nazgul dotknął dłonią ramienia klęczącego przed sobą człowieka.
— Wszystko zrozumiałeś? Wszystko, co ci powiedziałem? Haladdin tylko skinął głową — w gardle ugrzęzło mu coś chropowatego.
— Nic więcej nie mogę ci dać. Wybacz… Tylko jeszcze ten pierścień…
— Czy to przeze mnie? Przez to, że pan… dla mnie?
— Nic nie jest za darmo, Haladdinie. Poczekaj… Pozwól, że się o ciebie oprę… O tak. Czas już się skończył, ale zdążyłem. Mimo wszystko zdążyłem. Nic więcej nie jest ważne. Dalej pójdziesz sam…
Sharha-Rana jakiś czas milczał, gromadząc siły, potem zaczął mówić, a jego mowa niemal odzyskała poprzednią płynność:
— Teraz zdejmę zaklęcia ze swego pierścienia, i… Jednym słowem — nie będzie mnie już… A ty weźmiesz go i Otrzymasz prawo, w razie potrzeby, działania w imieniu Kapituły. Pierścień Nazgula jest odlany z inoceramium: to bardzo rzadki metal szlachetny, o jedną trzecią cięższy od złota. Nie da się go z niczym pomylić. Ludzie boją się tych pierścieni i słusznie. Twój, natomiast, będzie czysty — żadnej magii, ale wiedzieć o tym będziesz tylko ty. Nie będziesz się bał?
— Nie. Dobrze zapamiętałem twoje słowa: „Człowiekowi, który niczego się nie boi, nic nie może się stać”. Czy to naprawdę starożytna magia?
— Najstarsza, starszej już nie ma.
Nagle zrozumiał, że Sharha-Rana usiłuje się uśmiechnąć i nie może: ciemność pod jego kapturem, niedawno jeszcze zmienna i żywa jak nocny strumień, stała się podobna do brykietu z pyłu węgłowego.
— Żegnaj, Haladdinie. Pamiętaj: masz w ręku wszystko, czego potrzebujesz do zwycięstwa. Powtarzaj to sobie jak zaklęcie i niczego się nie bój. A teraz trzymaj i… Odwróć się.
— Żegnaj Sharha-Rana. Wszystko będzie dobrze, niech się pan nie obawia.
Ostrożnie przyjął od Nazgula matowo połyskujący ciężki pierścień, posłusznie odszedł na bok i nie widział już, jak jego gość odrzuca kaptur. Dopiero gdy usłyszał za plecami jęk, przepełniony taką męką, że serce jego niemal się zatrzymało — oto co znaczy:
„Cały ból Świata, cały strach Świata, cała rozpacz Świata”! — odwrócił się, ale w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział Sharha-Rana, nie było już nic, prócz topniejących w oczach łachmanów czarnego płaszcza.
— Czy to ty krzyczałeś?
Haladdin obejrzał się. Błyskawicznie podrywający się na nogi przyjaciele — baron jeszcze odruchowo wodził dokoła siebie złowieszczo połyskującym Usypiaczem — ponuro wpatrywali się w niego, oczekując wyjaśnień.
19
Zapewne specjalista od tajnych operacji działałby inaczej, ale on takowym nie był i dlatego po prostu opowiedział im wszystko, nie obciążając, to jasne, umysłu orokuena wszelkimi „światami równoległymi”. Tak więc, odwiedził go Nazgul — oto na dowód pierścień — i powiedział, że niby on, Haladdin, jest jedynym człowiekiem, który może przeszkodzić elfom planującym zamianę całego Sródziemia w swoją posiadłość, a ludzi w niewolników. W tym celu musi zniszczyć Zwierciadło Galadrieli. Termin — sto dni. Postanowił podjąć się tej misji — skoro tak się złożyło, że poza nim nie ma kto tego uczynić. Jak zacząć misję, nie ma pojęcia, ale może coś się wymyśli.