Oślepiająca eksplozja oświetliła wszystkie zakamarki jego umysłu, gdy te dwie myśli — ostatnia myśl snu i pierwsza po obudzeniu — rozmijając się na wieki, cudownym przypadkiem zetknęły się koniuszkami skrzydeł. Oto i rozwiązanie — posłać za pomocą palantira „słonecznego zajączka”. Tego typu olśnienia zdarzały mu się wcześniej, na przykład, kiedy odkrył i udowodnił, że sygnał płynący po włóknie nerwowym ma nie chemiczną, a fizyczną naturę. Mimo to, za każdym razem odczuwał w takim przypadku jakiś cudowny smak nowości, jak przy spotkaniu z ukochaną. Każdy akt twórczy ma dwie składowe: chwilę olśnienia, a potem żmudną techniczną pracę, czasem trwającą latami. A końcowym celem obu jest udostępnienie tego olśnienia innym. Natura olśnienia jest taka sama w poezji i w rozpracowywaniu przestępstw. Skąd się bierze, nie wie nikt, ale ta chwila, kiedy — niech to nawet będzie nieuchwytnie krótka chwila! — stajesz się równy Jedynemu, jest tą rzeczą, dla której tak naprawdę warto żyć…
— Panowie! — oznajmił, podchodząc do ogniska. — Wygląda, że udało mi się jednak ułożyć tę naszą łamigłówkę. Może nie całą, ale istotną jej część. Pomysł jest prosty: zamiast nieść Zwierciadło do Orodruiny, przeniesiemy Orodruinę do Zwierciadła.
Cerleg, znieruchomiawszy z niesioną do ust łyżką rosołu, rzucił zaniepokojone spojrzenie na barona. „Dowódca nasz, chyba, tego… zwichrował z powodu nadmiernego wysiłku umysłowego…” Tangorn natomiast, uprzejmie unosząc brew, zaproponował lekarzowi, by najpierw nałożył sobie keklika, póki nie ostygły, a potem zaznajomił towarzystwo ze swą ekstrawagancką hipotezą.
— Jakie, do licha, kekliki! Posłuchajcie tylko! Prócz Zwierciadła, istnieją jeszcze inne magiczne kryształy — palantiry. Jeden mamy — w każdym razie możemy go mieć w każdej chwili…
Opowiadał im wszystko, co sam wiedział o właściwościach Kamieni Jasnowidzenia, dziwiąc się, z jaką precyzją jego nieobarczeni specjalną naukową i magiczną wiedzą towarzysze wyciągają z tej sterty informacji istotne — z ich punktu widzenia — detale. Wszyscy spoważnieli — zaczęła się praca.
— Tak więc, mamy dwa palantiry. Jeden pracuje w trybie „odbiór”, drugi — „nadawanie”. Jeśli zrzucimy „nadajnik” do Orodruiny, to, wiadomo, ulegnie zniszczeniu, ale przedtem, na mgnienie oka przed destrukcją, zdąży przekazać część Odwiecznego Ognia w okolicę „odbiornika”. Nasze zatem zadanie to umieszczenie takiego „odbiornika” w pobliżu Zwierciadła.
— Cóż, szlachetny panie — rzekł baron — cokolwiek o tym planie by nie powiedzieć, to na pewno owego sławetnego „szlachetnego szaleństwa” w pańskim pomyśle jest aż za dużo…
— Niech pan lepiej powie — podrapał się po czubku głowy Cerleg — jak dostarczymy palantir do Lorien i znajdziemy w samym jego środku Zwierciadło?
— Na razie nie wiem. Mogę powtórzyć to, co mówiłem już wczoraj: coś się wymyśli.
— Ma pan rację, Haladdinie — powiedział Tangorn. — W każdym razie na początek mamy konkretne zadanie: musimy odszukać brakujący palantir. Sądzę, że powinniśmy zacząć od Ithilien. Faramir na pewno coś wie o losach kryształu należącego do jego ojca. Nawiasem mówiąc, jestem pewien, że spotkanie z księciem dostarczy wam z niczym nieporównywalnej przyjemności…
CZĘŚĆ DRUGA
KRÓL I WŁADCA
20
— Która godzina? — zapytała sennie Eowina.
— Spij jeszcze, zielonooka. — Faramir uniósł się lekko na łokciu i czule pocałował ją w czubek głowy. Chyba to on sam, gwałtownie odwróciwszy się we śnie, niechcący obudził dziewczynę. Zraniona ręka szybko drętwiała, ale ukrywał ten fakt przed nią, wiedząc, jak lubi spać przylgnąwszy do niego całym ciałem, z głową ułożoną na jego ramieniu. Jak zwykle zasnęli dopiero przed świtem, tak więc słoneczne promienie od dawna już zalewały drewniane budynki fortu Emyn Arnen, przenikając również przez wąskie okienko ich „książęcej sypialni”. Kiedyś książę wstawał o świcie, gdyż według życiowego rytmu był „skowronkiem” i lepiej pracowało mu się w godzinach porannych. Teraz jednak, z czystym sumieniem chrapał niemal do południa: po pierwsze, co by o tym nie mówić — miesiąc miodowy, a po drugie, więzień nie ma się do czego spieszyć.
Dziewczyna jednak, zdążyła już wymknąć się spod jego ręki i teraz roześmiane oczy spoglądały na księcia ze sztucznym wyrzutem.
— Posłuchaj, naruszamy społeczną moralność ithilieńskiej kolonii.
— Akurat jest co naruszać — mruknął książę.
Eowina tymczasem przefrunęła niczym „słoneczny zajączek” na dalszy koniec łoża, gdzie nago, tak jak spała, usiadła skrzyżowała nogi i zaczęła doprowadzać do ładu swoją pszenicznego koloru grzywę włosów, rzucając od czasu do czasu na Faramira czujne spojrzenie spod opuszczonych rzęs. Podczas jednej z pierwszych nocy półżartem powiedział jej, że jedną z najwyrazistszych i najbardziej wyrafinowanych rozkoszy mężczyzny jest obserwowanie jak ukochana rano rozczesuje włosy, i od tej chwili Eowina stale szlifowała ten ich rytuał, z radością obserwując jego reakcję. „Podoba ci się nadal, kochany?” Uśmiechnął się w duchu, przypomniawszy sobie księcia Imrahila: ten twierdził, że kobiety z Północy, mając niezaprzeczalnie wiele zalet zewnętrznych, w łóżku są czymś pośrednim między śniętą rybą, a brzozowym polanem. „Ciekawe, czy to mnie się tak głupio udało, czy może on, biedaczysko, nigdy nie miał szczęścia?”
— Zrobić ci kawy?
— No, to już jest na pewno naruszanie społecznej moralności! — roześmiał się Faramir. — Księżna Ithilien w kuchni, nocny koszmar stróża arystokratycznej powściągliwości…
— Obawiam się, że będą musieli przywyknąć do dzikości i braku wychowania. Dziś zamierzam pojechać na polowanie. Chcę przygotować na kolację prawdziwą zapieczoną dziczyznę, i niech tam sobie pękają z oburzenia. Ponieważ to, co proponuje tutejszy kucharz nie chcę mi przejść przez gardło. Chłop — tak mi się wydaje — zna tylko dwie przyprawy: arszenik i strychninę.
„Niech jedzie — pomyślał. — W takim razie może dzisiaj również zaczniemy Grę?” Ostatnimi czasy jemu i Eowinie pozwalano opuszczać fort — pojedynczo; cóż, dobre i to, system zakładników ma też swoje plusy.
— A poczytasz mi dziś?
— Obowiązkowo. Znowu chcesz posłuchać o księżnej Elendeil?
— N-no… Właściwie tak!
Wieczorne czytanie również stało się ich codziennym rytuałem, przy czym Eowina miała kilka ulubionych opowieści, których jak dziecko mogła słuchać od nowa i od nowa. Sama dziewczyna — jak zresztą niemal cała rohańska arystokracja — ani czytać, ani pisać nie potrafiła, tak więc zaczarowany świat, otwarty przed nią przez Faramira, wyraźnie poruszył jej wyobraźnię. Od tego się wszystko zaczęło… A może wcześniej?
W dniu bitwy na Polach Pelennoru książę dowodził prawą flanką obrony; walczył w pierwszych szeregach, tak więc absolutnie nie dało się wytłumaczyć, w jaki sposób ciężka przeciwpancerna strzała mogła trafić go w plecy — w mięsień trapezowy, nieco w lewo od podstawy szyi. Płaszczyzny jej trójgraniastego grotu miały podłużne bruzdy na truciznę, tak więc kiedy rycerz Mitrandir dowiózł księcia do Minas Tirith, było z nim już bardzo niedobrze. Nie wiadomo dlaczego przeniesiono go do oddzielnej izby szpitala, a potem w zadziwiający sposób o nim zapomniano. Leżał na kamiennej podłodze całkowicie bezradny — trucizna wywołała paraliż i ślepotę, nie mógł więc zawołać nikogo na pomoc, czuł tylko jak grobowy ziąb, opanowawszy lewą rękę i szyję, niepowstrzymanie rozlewa się po całym ciele. Jego umysł pracował przy tym zupełnie wyraźnie i książę zrozumiał, że uznano go za martwego.