Выбрать главу

Natomiast w zamkniętej niecce Mordoru system przemywania nie może być stosowany z definicji, ponieważ nie ma tu przepływających przez kraj rzek, a końcowym zbiornikiem wodnym jest Nurn, którego dopływy zostały wykorzystane do nawadniania oddalonych od jeziora upraw. Mała różnica wysokości nie pozwala na stworzenie w tych kanałach nawet namiastki wiosennych przyborów, tak więc zmywanie soli okazało się niemożliwe, ponieważ po pierwsze, nie było czym, po drugie — nie było dokąd. Po kilku latach niewyobrażalnego urodzaju stało się to, co było nieuniknione: zaczęło się zasalanie ogromnych połaci kraju, a próby zastosowania drenażu nie udały się z powodu wysokiego stanu wód gruntowych. Wynik: olbrzymie ilości pieniędzy zostały zmarnowane, a ekonomii kraju i jego przyrodzie wyrządzono straszliwą szkodę. Mordorowi w zupełności wystarczyłby umbarski system melioracji z minimalnym nawadnianiem, zresztą znacznie tańszym w stosowaniu, ale i ten wariant obecnie został nieuchronnie utracony. Inicjatorzy irygacyjnego projektu i jego główni wykonawcy zostali skazani na dwadzieścia pięć lat pracy w kopalniach ołowiu, ale, jak łatwo się domyślić, nie pomogło to sprawie.

To, co się wydarzyło, było rzecz jasna olbrzymią szkodą, ale w końcu nie katastrofą. Mordor w tym czasie zupełnie zasłużenie nazywano Warsztatem Świata i mógł on, w zamian za swoje wyroby przemysłowe, otrzymywać dowolne ilości żywności z Khandu i Umbaru. Dniami i nocami przez Ithilien podążały sobie na spotkanie karawany handlowe, i w Barad-Dur coraz głośniej odzywały się głosy, że niby zamiast grzebać się w ziemi — co i tak nie daje żadnego pożytku, a jedynie straty — lepiej by się zająć rozwijaniem tego, co mamy najlepsze na świecie, czyli metalurgii i chemii. … Rzeczywiście kraj przeżywał rewolucję przemysłową: parowe maszyny wybornie spisywały się w kopalniach i manufakturach, a sukcesy awiacji oraz doświadczenia z elektrycznością stały się ulubionym tematem dysput przy stołach w domach wykształconych warstw społeczeństwa. Dopiero niedawno zostało przyjęte prawo o powszechnym nauczaniu, i Jego Wysokość Sauron VIII z właściwym sobie ciężkim dowcipem oświadczył na posiedzeniu parlamentu, że zamierza przyrównać absencję w szkole do zdrady państwowej. Wspaniała praca doświadczonego korpusu dyplomatycznego i silnej służby wywiadowczej pozwoliły doprowadzić liczebność armii kadrowej do minimum, tak więc nie obciążała ona zasobów kraju.

Jednakże właśnie w tym czasie rozległy się te słowa, którym sądzone było zmienić całą historię Śródziemia. W przedziwny sposób były niemal dokładnym powtórzeniem wypowiedzi, która miała miejsce w innym Świecie i dotyczyła zupełnie innego kraju, a brzmiała ona tak: „Kraj, który nie może siebie wykarmić i zależny jest od importu żywności, nie może być uważany za poważnego wojennego przeciwnika”.

4

Arnor, wieża Amon Sul
Listopad 3010 roku Trzeciej Ery

Słowa te wypowiedział wysoki siwobrody starzec w srebrzystoszarym płaszczu z odrzuconym na plecy kapturem. Stał on, opierając się o brzeg owalnego czarnego stołu, wokół którego w wysokich fotelach ulokowały się cztery, na poły ukryte w cieniu postaci. Mogło się wydawać, że przemówienie jego odniosło skutek: Rada jest po jego stronie, i teraz ciemnobłękitne przenikliwie patrzące oczy stojącego, będące w wyraźnym kontraście z barwą pergaminowej twarzy, nie odrywały się od jednej z czterech postaci — od tej, z którą przyjdzie mu zaraz się zetrzeć. Siedziała ona nieco z boku, jakby już z góry oddzielała się od członków Rady, była szczelnie owinięta w oślepiająco biały płaszcz, przez co wydawało się, że jego posiadacz dygoce z zimna. Ale oto mężczyzna, zacisnąwszy palce na podłokietnikach fotela, wyprostował się i pod ciemnym sklepieniem rozległ się jego głęboki, miękki głos:

— Powiedz, nie żal ci ich?

— Jakich „ich”?

— Ludzi, ludzi, Gandalfie! Rozumiem, że z powodów wyższego dobra skazałeś na śmierć cywilizację Mordoru. Ale cywilizacja to przede wszystkim jej nosiciele. Znaczy to, że ich również należy zniszczyć — i to tak, żeby nie mogli się odrodzić. Czyż nie?

— Litość jest złym doradcą, Sarumanie. Przecież razem z nami patrzyłeś w Zwierciadło. — Mówiąc te słowa, Gandalf wskazał na stojący na środku stołu przedmiot, bardziej przypominający ogromną, wypełnioną rtęcią paterę. — Do Przyszłości prowadzi wiele dróg, ale jakąkolwiek z nich pójdzie Mordor, to najpóźniej za trzy wieki dotknie takich sił przyrody, których ujarzmić nie potrafi nikt. Czy chcesz może jeszcze raz zerknąć na to, jak w mgnieniu oka zmienia się w popiół całe Sródziemie wraz z Nieśmiertelnymi Krajami?

— Masz rację, Gandalfie, i byłoby nieuczciwością odrzucać taką możliwość. Ale w takim razie musisz pozbyć się również krasnoludów: raz już obudzili Koszmar Głębin, i wtedy całej naszej magii ledwo starczyło, by utrzymać go pod powierzchnią. A przecież te brodate kutwy, jak ci wiadomo, wyróżniają się oślim uporem i zupełnie nie potrafią uczyć się na własnych błędach…

— Dobrze, zostawmy to, co jest tylko możliwe, i porozmawiajmy o tym, co nieuchronne. Jeśli nie chcesz spojrzeć w Zwierciadło, to popatrz zamiast tego na słupy dymu z ich pieców węglowych i wytapialni miedzi. Przejdź się po solnisku, w jakie zmienili ziemie na zachód od Nurnenu, i spróbuj odnaleźć na tym pół tysiącu mil kwadratowych choćby jedną bylinkę. Tylko uważaj, żebyś nie trafił tam w wietrzny dzień, kiedy przesolony pył mknie po równinie Mordoru przypominając ścianę i dusi po drodze wszystko, co żywe… Wszystko to — zauważ! — powstało zaraz po ich wyjściu z kołyski. Jak sądzisz, co będą wyprawiali potem?

— Przecież dziecko w domu to zawsze szkody: najpierw brudne pieluchy, potem połamane zabawki, następnie zepsuty ojcowski zegarek, a co się dzieje, gdy dziecina podrośnie! O wiele lepszy jest dom bez dzieci — panuje w nim czystość i porządek, aż się patrzy. Tylko jakoś gospodarzy nie bardzo to cieszy, a im bliżej starości — tym mniej.

— Zawsze mnie zadziwiało, Sarumanie, jak zręcznie potrafisz odwracać kota ogonem i za pomocą chytrej kazuistyki obalać naturalne prawdy. Ale tym razem, klnę się na komnaty Yalinoru, ten numer nie przejdzie! Sródziemie to wiele narodów, żyjących obecnie w zgodzie z przyrodą i przykazaniami przodków. Tym narodom, całemu układowi ich życia, zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo, i widzę swój obowiązek w tym, by to niebezpieczeństwo za wszelką cenę odsunąć. Wilk, który podkrada owce z mojego stada, ma wszelkie powody, by tak właśnie postępować, ale ja nie wczuwam się w jego sytuację i współczuję mu.

Nawiasem mówiąc, jestem nie mniej zatroskany losem Gondorczyków i Rohirrimów. Po prostu zaglądam w przyszłość nieco dalej niż ty. Czy nie powinieneś ty, Gandalfie, członek Białej Rady, wiedzieć, że całość wiedzy magicznej w zasadzie nie może wzrastać względem tego, co było niegdyś otrzymane z rąk Aule i Orome. Możesz tracić tę wiedzę wolniej lub szybciej, ale odwrócić tego procesu nie może nikt. Każde następne pokolenie magów będzie słabsze od poprzedniego i wcześniej czy później ludzie zostaną sam na sam z Przyrodą. Wtedy właśnie potrzebna im będzie Nauka i Technologia — jeśli, rzecz jasna, do tego czasu nie wyplenisz ich razem z korzeniami.

— Oni wcale nie potrzebują twojej nauki, ponieważ burzy ona harmonię świata i spopiela dusze ludzi!

— Muszę zauważyć, że w ustach człowieka, który zamierza wszcząć wojnę, rozmowy o Duszy i Harmonii brzmią nieco dwuznacznie. Co zaś się tyczy nauki, to ona wcale nie jest niebezpieczna dla nich, a dla ciebie, dokładniej mówiąc — dla twego olbrzymiego samouwielbienia. Wszak my, magowie, jesteśmy w zasadzie tylko użytkownikami tego, co zostało stworzone przez poprzedników, a oni są twórcami nowej wiedzy. My jesteśmy odwróceni do przeszłości, ludzie do przyszłości. Ty wybrałeś kiedyś magię i dlatego nigdy nie przekroczysz granicy wykreślonej przez Yalarów, podczas gdy u nich, w nauce, wzrost wiedzy — a w następstwie tego i mocy — jest zaiste nieograniczony. Pożera cię najgorszy rodzaj zawiści — zawiść rzemieślnika do artysty… Cóż, jest to naprawdę ważki powód do zabójstwa. Nie ty pierwszy i nie ostatni.