Wszystkie moje uczucia dla Tommy’ego wyparowały w jednej chwili.
– A co z testamentem rodziców? Czy jest tam coś ciekawego?
Mariah potrząsnęła głową.
– Nikt nie wprowadzał tam żadnych zmian od czasu powstania tych dokumentów tuż po narodzinach chłopców. Adwokat okazał się pod tym względem trochę opieszały. Bliźniacy osiągnęli pełnoletność i trzeba było dokonać pewnych zmian. Ciotka Karen nadal pozostaje ich prawną opiekunką, gdyby coś przydarzyło się rodzicom.
– Co zwróciło na braci uwagę policji?
– Żaden z nich nie jest dobrym aktorem. Bardzo się starali, ronili łzy, ale widać było, że to tylko na pokaz. W tym czasie obaj nadal mieszkali z rodzicami. Tommy był jednym z tych wiecznych studentów; nie chciał za nic dorosnąć i zacząć żyć na własny rachunek. Richard z kolei uważał się za „przedsiębiorcę”, co oznaczało, że pożyczał pieniądze, by natychmiast je wydać. Jared był oburzony. Nazywał synów pijawkami i miał ich serdecznie dość. Brenda też. Dowiedzieliśmy się o tym później od ich bliskich przyjaciół.
– Rozumiem, że braci postawiono w stan oskarżenia?
Mariah potrząsnęła głową.
– Detektywom nie udało się zebrać dość dowodów, by przekonać prokuratora. Firma ubezpieczeniowa oczywiście nie chciała wypłacić odszkodowania, ale chłopcy oddali sprawę do sądu i zmusili ją do podjęcia odpowiednich kroków. Ponieważ nie zostali aresztowani, oskarżeni ani skazani, firma Guardian nie miała wyjścia – musiała zapłacić.
– Ile?
– Po dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów za dwie polisy na życie. Ubezpieczenie za dom i samochody zamknęło się w kwocie blisko siedmiuset pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Proszę nie zapominać, że mówimy o Teksasie. Wartość nieruchomości jest znacznie niższa niż tutaj. Poza tym mimo niewątpliwego talentu do interesów Jared nigdy nie zdołał zbić prawdziwej fortuny. Wiele transakcji zawierał bez wątpienia pod stołem, więc trudno mówić o udokumentowanych dochodach. Jeśli jednak do ubezpieczenia dodamy gotówkę z sejfu – a było tam blisko sto tysięcy – i biżuterię, widać jasno, że chłopcy nieźle się obłowili. Firma Guardian i Karen Atcheson, ciotka chłopców, przygotowują się do procesu, by odzyskać utracone pieniądze. Jesteśmy przekonani, że bracia nadal mają biżuterię, ale ciężko będzie to udowodnić. Mnie powierzono przeprowadzenie wstępnego dochodzenia.
– Dlaczego dopiero teraz, skoro morderstwo popełniono trzy lata temu? Wiem, że w sprawach cywilnych o wiele łatwiej o dowody, ale i tak musicie się nimi wykazać.
– Pojawił się informator… ale boi się mówić. To bardzo delikatna sprawa. Sam jest podpalaczem, zawodowcem, który dwa razy rozmawiał z Caseyem – raz przed podpaleniem, a drugi zaraz po. Casey korzystał z jego doświadczeń, bo zadanie trochę go przerosło. W swojej żałosnej karierze nigdy wcześniej czegoś takiego nie robił.
– A co wspólnik dostał w zamian?
– Część łupu Caseya. Kiedy dowiedział się o zabójstwie, nie chciał się do niczego przyznać. Bał się, że go w to wrobią albo – co gorsza – że bracia go zabiją. Teraz zdecydował się mówić i dlatego sądzimy, że powinniśmy spróbować.
– Dlaczego nie pójdzie na policję?
– Pójdzie, jeśli firma Guardian przedstawi dowody.
Odsunęłam od siebie teczkę.
– A w jakiej sprawie przychodzi pani do mnie?
Mariah uśmiechnęła się pod nosem, jakby rozbawiona moim pytaniem.
– Trochę tu węszyłam. Wygląda na to, że pieniążki się kończą i bracia zaczynają sobie skakać do oczu. Szczerze mówiąc, liczyliśmy na to, że kiedyś zaczną mieć problemy z forsą. Dlatego Richard zgodził się wynająć pani biuro, jeśli jeszcze sama pani na to nie wpadła. Zaproponowała mu pani czynsz za sześć miesięcy z góry, a on bardzo potrzebuje gotówki.
– Skąd pani o tym wie?
– Podstawiliśmy innego kandydata, pisarza szukającego spokojnego miejsca z dala od domu. Odrzucając jego kandydaturę, Richard wspomniał o gotówce, jaką ma dostać. Spory między braćmi mogą okazać się dla nas niezwykle korzystne. Zawsze miałam nadzieję, że jeden z nich się załamie i wsypie drugiego. Tropimy ich od trzech lat i teraz jesteśmy już bardzo blisko.
– A co to ma wspólnego ze mną?
– Chcielibyśmy, żeby pani dla nas pracowała.
– Jak?
– Mogłaby pani wspomnieć o pewnym paserze w Los Angeles. To jubiler. Jego interes jest niby legalny, ale pod tą przykrywką zajmuje się paserstwem. Interesują go kradzione precjoza, pod warunkiem że ich jakość lub ilość warte są ryzyka. Kiedy braciom zacznie brakować pieniędzy, być może zapragną sięgnąć do zapasów, bo chyba ich jeszcze nie naruszyli.
– Ale od pasera dostaną znacznie mniej, niż te rzeczy są warte.
– Co innego mogą zrobić?
– Być może powinni spróbować sprzedać je na aukcji, w domu Sotheby albo Christie?
– Tam wymagaliby dokumentu potwierdzającego, że te precjoza rzeczywiście do nich należą, a tego przecież nie mogą dostarczyć. Mogą też spróbować je sprzedać osobie prywatnej i dlatego postanowiliśmy trochę ich pogonić.
– Przekażę im więc informacje o jubilerze i co wtedy?
– Poczekamy, czy chwycą przynętę, a potem ich przygwoździmy. Prokurator okręgowy z Houston rozmawiał już z tutejszym i są gotowi do gry. Kiedy będziemy wiedzieli, że biżuteria jest w domu braci, zdobędziemy nakaz i wejdziemy do środka.
– Na jakiej podstawie?
– Będziemy mieli pasera, a on przynajmniej część kolekcji. Braciom ciężko się będzie z tego wytłumaczyć.
– A jeśli się z nim nie skontaktują?
– Opracowaliśmy też inny plan, którego na razie wolałabym nie zdradzać. Może chce pani obejrzeć tę biżuterię? – Raz jeszcze sięgnęła do nesesera, tym razem po mniejszy segregator ze zdjęciami. Wyjmowała jedno po drugim i kładła przede mną na biurku, krótko opisując przedstawione na zdjęciu cacko. – Naszyjnik z brylantów wart sto dwadzieścia tysięcy dolarów. Bransoletka z brylantów i szafirów w stylu art deco – dwadzieścia cztery tysiące. Pierścionek z brylantem o masie 7,63 karata. Wartość sześćdziesiąt cztery tysiące. I jeszcze to: naszyjnik z osiemdziesięciu sześciu brylantów. Gdzieś pomiędzy czterdziestoma trzema a pięćdziesięcioma tysiącami. Przepraszam za jakość tych zdjęć. To polaroidy. Wszystkie dobre odbitki krążą po południowej Kalifornii. – Skończyła rozkładać zdjęcia. Recytowała ceny jak akwizytor wędrujący z towarem od drzwi do drzwi.
– Skąd pewność, że jeszcze je mają?
– Mamy ku temu pewne podstawy – odparła. – Wiemy, że nabyli sejf. Zainstalowali go w domu, żeby móc się nawzajem obserwować. Problem polega jednak na tym, że nie mamy żadnych podstaw prawnych, żeby tam wejść.
– To zabawne. Byłam tam wczoraj wieczorem.
– Jak się to pani udało?
– Richard wyjechał. Tommy zaprosił mnie i oprowadził po domu.
– Nie zauważyła pani jednak sejfu.
– Niestety, nie. Nie ma tam prawie mebli, ściany są puste. Mogę pani tylko powiedzieć, że alarm nie działa. Podobno Richard tak często go uruchamiał, że w końcu postanowili wszystko rozłączyć. Teraz jest już tylko ozdobą w oknach.
– To interesujące. Będę musiała to przemyśleć. Kiedy się pani znów z nim spotka?
– Nie zamierzam się już wcale z nim spotykać! Po tym co mi pani powiedziała?
– Szkoda. Mogłaby nam pani bardzo pomóc. Tommy nieraz interesował się już kobietami, ale Richard zawsze wszystko ucinał. Nie ufa swojemu braciszkowi, który bardzo lubi mówić. Richard chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie zagrożenie pani sobą przedstawia.