Выбрать главу

To stojące powietrze i straszna cisza sprawiały, że Faile miała wrażenie, iż obserwują ich tysiące oczu. Jeśli Cień zaplanował pochwycenie konwoju w pułapkę, oznaczało to, że wiedział o Rogu. W takim przypadku znajdowali się w wielkim niebezpieczeństwie. Większym, niż było przebywanie w samym Ugorze.

– Nie – odezwała się Setalle. – Nie, Aravine ma rację. To nie mogła być świadomie zastawiona pułapka. Gdyby atak Złego nie nadszedł, nie przemieścilibyśmy się przez bramę, nie patrząc, dokąd ona prowadzi. O ile wiemy, ten atak był zupełnie przypadkowy.

„Chyba że Berisha wyciągnęła z niego korzyści” – pomyślała Faile. Ale należało również wziąć po uwagę fakt śmierci kobiety. Rana w jej żołądku nie wyglądała na zadaną ostrzem włóczni. Wyglądała na ranę od noża. Sprawiło to wrażenie, jakby ktoś zaatakował Berishę, gdy Róg był transportowany poprzez bramę. Czyżby chciano ją powstrzymać przed ujawnieniem tego, co zrobiła? „Światłości” – pomyślała Faile. – „Robię się podejrzliwa”.

– Więc – odezwał się Harnan – co robimy?

– To zależy – mruknęła Faile, patrząc na Setalle. – Czy jest jakiś sposób, by Aes Sedai mogły stwierdzić, gdzie jesteśmy?

Setalle zawahała się, jak gdyby niechętna do wyjawienia tego, co wie. Jednakże gdy się odezwała, w jej głosie słychać było pewność.

– Sploty pozostawiają ślady. Tak więc Aes Sedai mogłyby odkryć, gdzie jesteśmy. Ślad nie pozostaje na długo, jednakże trwa to kilka dni, jeśli splot był silny. Jednakże nie wszystkie przenoszące potrafią je czytać – to rzadki talent.

Sposób, w jaki mówiła, tak rozkazujący i autorytatywny… sposób, w jaki narzucała poczucie, iż jest godna zaufania. „Zatem nie chodzi o kuzynkę” – pomyślała Faile. – „Ta kobieta była szkolona w Białej Wieży”. Czy była kimś w rodzaju królowej Morgase? Zbyt słaba, by używać Jedynej Mocy i dlatego nie mogła zostać Aes Sedai?

– Poczekamy jeden dzień – rzekła Faile. – Jeśli nikt do tego czasu po nas nie przyjdzie, podążymy na południe i spróbujemy opuścić Ugór tak szybko, jak to będzie możliwe.

– Zastanawiam się, jak daleko na północy jesteśmy – odezwał się Harnan, pocierając podbródek. – Nie bardzo widzi mi się pokonywanie gór.

– Wolałbyś pozostać w Ugorze? – zapytał Mandevwin.

– Cóż, nie. Ale powrót na bezpieczne terytorium mógłby zająć nam miesiące. Samo przedzieranie się przez Ugór też trwałoby miesiące…

„Światłości” – pomyślała Faile. – „Miesiące spędzone w Ugorze, gdzie mieliśmy szczęście, straciwszy dwóch ludzi w ciągu jednego dnia”. To się nigdy nie uda. Nawet bez wozów ich konwój będzie wyglądał tutaj niczym rana na chorej skórze. Będą mieli fart, jeśli przeżyją jeszcze dzień lub dwa.

Oparła się chęci, by zerknąć w tył, na namiot. Co się stanie, jeśli nie zdąży doręczyć Rogu na czas?

– Jest jeszcze inne wyjście – powiedziała z wahaniem Setalle.

Faile spojrzała na nią.

– Szczyt, który widzicie na wschodzie – kontynuowała Setalle, mówiąc z widocznym ociąganiem się. – To Shayol Ghul.

Mandevwin wyszeptał cicho coś, czego Faile nie zrozumiała i zmrużył oczy. Inni wyglądali na zaniepokojonych. Faile jednakże zrozumiała sugestię Setalle.

– To tam Smok Odrodzony walczy z Cieniem – powiedziała. – Jedna z naszych armii tam będzie. Oraz przenoszący, którzy mogliby nas stąd wydostać.

– To prawda – potwierdziła Setalle. – A teren wokół Shayol Ghul jest znany jako Spustoszone Ziemie, których potworne istoty z Ugoru unikają.

– Bo to straszne miejsce! – zagrzmiała Arrela. – Jeśli potwory nie chcą tam się udawać, to oznacza, że boją się Czarnego!

– Czarny i jego armia koncentrują się teraz na walce – powiedziała powoli Faile, kiwając głową. – Nie będziemy w stanie przetrwać długo w Ugorze, zginiemy przed upływem tygodnia. Ale jeśli Spustoszone Ziemie są wolne od potworów i jeśli będziemy mogli dotrzeć do naszych wojsk…

Dawało to większą nadzieję – choć niezbyt dużą – niż trwający miesiącami marsz poprzez najniebezpieczniejsze miasto świata. Faile powiedziała reszcie obecnych, że przemyśli jeszcze raz, co powinni zrobić, i pozwoliła im odejść.

Jej doradcy oddalili się, by przygotować posłania, Mandevwin zaś zamierzał sprawdzić warty. Faile pozostała przy ognisku, wpatrując się w rozżarzone węgielki. Czuła się wyczerpana.

„Ktoś zabił Berishę” – pomyślała. – „Jestem tego pewna”. Położenie bramy mogło być przypadkiem. Te się zdarzały, nawet u Aes Sedai, niezależnie od tego, co myślała Setalle. Jeśli jednak w konwoju był Sprzymierzeniec Ciemności, który przedostał się przez bramę i zobaczył, że zdążają do Ugoru, mógł zdecydować, by zabić Berishę, tak by Róg i konwój pozostały niestrzeżone.

– Setalle – powiedziała Faile do przechodzącej obok kobiety. – Chcę z tobą zamienić słówko.

Setalle usiadła obok Faile. Jej twarz była spokojna.

– Wiem, o co chcesz zapytać.

– Jak wiele czasu minęło od chwili, gdy byłaś w Białej Wieży?

– Od tego czasu minęły dziesiątki lat.

– Jesteś w stanie postawić bramę?

Setalle roześmiała się.

– Dziecko, nie mogłabym zapalić świecy. Wypaliłam się podczas pewnego wypadku. Nie sięgałam do Jedynej Mocy od dwudziestu pięciu lat.

– Rozumiem – powiedziała Faile. – Dziękuję.

Setalle odeszła, a Faile zamyśliła się. Czy opowieści Setalle można było wierzyć? Kobieta była bardzo pomocna, a Faile nie mogła mieć do niej pretensji, że trzymała w tajemnicy swe więzi z Białą Wieżą. W każdej innej sytuacji dałaby wiarę jej słowom bez żadnych wątpliwości.

Jednakże teraz nie było sposobu, by je potwierdzić. Jeśli Setalle była ukrywającą się Czarną Ajah, jej opowieść o wypaleniu się była właśnie tylko opowieścią. Być może wciąż była w stanie przenosić. A może nie. Albo zostało to jej zabronione w ramach wymierzonej kary. Czy to możliwe, by Setalle była niebezpieczną zbiegłą więźniarką, agentem, który czekał dziesiątki lat, by móc uderzyć?

Setalle zasugerowała, by ruszyli do Shayol Ghul. Czy szukała okazji, by dostarczyć Róg swemu panu?

Faile zrobiło się zimno. Weszła do namiotu, strzeżonego przez wianuszek członów Cha Faile i zawinęła się w posłanie. Wiedziała, że jest bardzo podejrzliwa. Ale czy mogło być inaczej, wziąwszy pod uwagę wszystkie uwarunkowania?

„Światłości” – pomyślała. – „Róg Valere, zagubiony w Ugorze”. Koszmar.

Aviendha klęczała na jednym kolanie obok tlących się zwłok. W ręku trzymała swój angreal – broszę w kształcie żółwia, którą dała jej Elayne. Oddychała ustami, wpatrując się w twarz mężczyzny.

Liczba noszących czerwone zasłony zaskoczyła ją. Skądkolwiek pochodzili, nie byli Aielami. Nie uznawali ji’e’toh. Podczas walki nocą Aviendha ujrzała dwie Panny Włóczni, które brały jeńca. Zachowywał się jak gai’shain, ale potem zabił jedną z Panien za pomocą ukrytego noża.

– I cóż? – zapytała bez tchu Sarene.

Kiedy wojska na Polu Merrilora odpoczywały i przygotowywały się do wyzwania, które je czekało, bitwa u stóp Shayol Ghul trwała. Atak noszących czerwone zasłony trwał przez noc, dzień i trwającą obecnie noc.

– Sądzę, że go znam – oznajmiła zaniepokojona Aviendha. – Po raz pierwszy przenosił, kiedy byłam dzieckiem. Sprawiając, że algode rosło, choć nie powinno. – Spuściła welon na jego twarz. – Nazywał się Soro. Był dla mnie uprzejmy. Widziałam, jak o zachodzie słońca biegnie po wysuszonej ziemi, po tym, jak przysiągł, że przebije oko Odbierającemu Wzrok.