Выбрать главу

– Kłamiesz?

– Przeklęte popioły, oczywiście, że tak. Elayne, to tak, jakby w środku mnie była ogromna dziura. Głęboka, ziejąca dziura, przez którą uchodzi moje życie i moje wspomnienia. – Odwróciła wzrok.

– Birgitte… Przykro mi.

Birgitte obróciła konia i odjechała kawałek, wyraźnie nie chcąc dalej o tym rozmawiać. Jej ból wwiercał się ostrymi kolcami w umysł Elayne. Jak by to było, stracić aż tyle? Birgitte nie miała dzieciństwa ani rodziców. Całe jej życie, które pamiętała, zwykle trwało krócej niż rok.

Ruszyła za Birgitte, ale strażnicy usunęli się, by przepuścić Galada. Miał na sobie zbroję, kaftan i płaszcz kapitana dowodzącego Dziećmi Światłości.

– Galad. – Elayne zacisnęła usta.

– Siostro – odparł. – Zakładam, że będzie całkiem na próżno mówić ci, jak niewłaściwe dla kobiety w twoim stanie jest przebywanie na polu bitwy.

– Galad, jeśli przegramy tę wojnę, moje dzieci narodzą się w niewoli Czarnego, jeśli w ogóle się narodzą. Uważam, że walka warta jest ryzyka.

– Pod warunkiem, że powstrzymasz się od własnoręcznego trzymania miecza – odparł, ocieniając oczy dłonią, by zlustrować pole bitwy. Te słowa sugerowały, że pozwala jej… pozwala… dowodzić jej własnymi oddziałami.

Ze Wzgórz uderzyły smugi światła, trafiając ostatnie smoki zionące ogniem z terenu tuż za jej żołnierzami. Co za siła! Moc Demandreda zaćmiewała tę, którą dysponował Rand. „Jeśli zwróci ją przeciwko moim oddziałom…”

– Dlaczego Cauthon mnie przywołał? – spytał cicho Galad. – Zażyczył sobie tuzina moich najlepszych ludzi…

– Nie prosisz mnie chyba, bym odgadywała myśli Matrima Cauthona, prawda? – odparowała Elayne. – Jestem przekonana, że Mat tylko udaje takiego prostaczka, żeby więcej uchodziło mu na sucho.

Galad pokręcił głową. Grupa jego ludzi stała nieopodal. Wskazywali na Trolloki, sunące wolno w górę rzeki po stronie Arafel. Elayne uświadomiła sobie, że jej prawe skrzydło było zagrożone.

– Poślij po sześć kompanii kuszników – poleciła Elayne Birgitte. – Guybon musi wesprzeć nasze oddziały w górze rzeki.

„Światłości, to zaczyna źle wyglądać”. Biała Wieża była na zachodnich stokach Wzgórz, gdzie dochodziło do najbardziej wściekłego przenoszenia. Niewiele z tego widziała, ale czuła to. Dym snuł się nad szczytami Wzgórz, towarzyszyły mu rozbłyski wybuchających błyskawic. Jak burzowa, głodna bestia, rozbudzona w ciemności, o oczach rzucających iskry.

Elayne nagle stała się czujna. W powietrzu unosił się duszący odór dymu, słychać było okrzyki bólu. Grzmot na niebie, drżenie ziemi. Zimne powietrze spowijające jałową ziemię, łamiąca się broń, piki trące o tarcze. Koniec. Naprawdę przyszedł i stała nad jego przepaścią.

Posłaniec podjechał galopem, niosąc kopertę. Przekazał strażnikowi poprawny kod przejścia otrzymawszy pozwolenie na podejście do Elayne i Galada, zsiadł z konia i wręczył Galadowi kopertę.

– Od lorda Cauthona, panie. Powiedział, że cię tu znajdę.

Galad wziął list i otworzył go, marszcząc czoło. Wyciągnął z wnętrza kartkę papieru.

Elayne czekała cierpliwie, licząc do trzech, następnie zbliżyła swego konia do wierzchowca Galada i wyciągnęła szyję, by przeczytać. Doprawdy, można by się spodziewać, że będzie miał wzgląd na wygodę ciężarnej kobiety.

List napisany był ręką Mata. Jak zauważyła z rozbawieniem, pismo było znacznie staranniejsze i zawierało mniej błędów ortograficznych, niż kiedy pisał do niej kilka tygodni temu. Najwidoczniej stres związany z walką uczynił Matrima Cauthona lepszym skrybą.

Galadzie,

Nie mamy czasu na kwieciste opisy. Tylko tobie mogę zawierzyć tę misję. Zrobisz, co będzie słuszne, nawet jeśli nikt, cholera, nie będzie chciał. Pogranicznicy mogą nie mieć dość odwagi, by to zrobić, ale na pewno mogę zaufać Białemu Płaszczowi. Weź to. Niech Elayne otworzy ci bramę i zrób, co trzeba.

Mat

Galad zmarszczył brwi i odwrócił kopertę do góry nogami. Wypadło z niej coś srebrnego. Medalion na łańcuszku. I pojedynczy symbol Tar Valon. Elayne wypuściła powietrze, dotknęła medalionu i spróbowała przenieść. Nie mogła. To była jedna z wykonanych przez nią kopii, które dała Matowi. Drugą ukradł Mellar.

– Chroni noszącego przed przenoszeniem – powiedziała. – Ale dlaczego ci ją przesłał?

Galad obrócił kartkę papieru, jakby zauważył coś jeszcze. Na odwrocie, z wyraźnym pośpiechem, dopisane było:

PS: Jeśli nie będziesz wiedział, co znaczy „Zrób to, co trzeba”, to będzie oznaczać, że chcę, byś zaszlachtował tylu cholernych sharańskich przenoszących, ilu zdołasz.

Zakładam się o markę Tar Valon – tylko troszkę wytartą po bokach – że nie dasz rady zabić dwudziestu. – M.C.

– To cholernie pokrętne. – Elayne odetchnęła głęboko. – Krew i krwawe popioły.

– Język nie bardzo odpowiedni dla monarchy – zauważył Galad, składając papier i wsuwając go do kieszeni płaszcza. Zawahał się, po czym zawiesił sobie medalion na szyi.

– Zastanawiam się, czy Cauthon wie, co robi, dając jednemu z Synów Światłości artefakt, który czyni go odpornym na działanie Aes Sedai. Ale rozkaz to rozkaz. Zadbam, by został wykonany.

– Możesz więc to zrobić? – zapytała Elayne. – Zabić kobiety?

– Może kiedyś bym się zawahał – odrzekł Galad – ale teraz to nie byłaby mądra decyzja. Kobiety są tak samo jak mężczyźni zdolne do bycia złymi. Dlaczego mam więc zabijać tylko mężczyzn, a nie kobiety? Światłość nie ocenia, biorąc pod uwagę płeć, lecz serce.

– Interesujące.

– Co takiego? – zapytał Galad.

– Powiedziałeś właśnie coś, czego nie zapomnę, Galadzie Damodred.

Zmarszczył brwi.

– To nie czas ani miejsce na brak powagi, Elayne. Powinnaś przypilnować Bryne’a. Wydaje się czymś poruszony.

Elayne odwróciła się i z zaskoczeniem ujrzała, że leciwy generał rozmawia ze strażnikami.

– Generale? – zawołała.

Bryne spojrzał w jej kierunku, po czym skłonił się, siedząc na grzbiecie konia.

– Czy moje straże zatrzymały cię? – chciała wiedzieć, gdy Bryne podjechał bliżej. Czy wiadomość, o poddaniu go Przymusowi, zdążyła już się rozprzestrzenić po obozie?

– Nie, Wasza Wysokość – odrzekł. Jego koń pokryty był pianą. Bryne musiał galopować, ile sił. – Nie chciałem cię niepokoić.

– Coś cię martwi – powiedziała Elayne. – Wyrzuć to z siebie.

– Czy twój brat przejeżdżał może w pobliżu?

– Gawyn? – Elayne popatrzyła na Galada. – Nie widziałam go.

– Ani ja – rzekł Galad.

– Amyrlin była pewna, że Gawyn jest z wami… – powiedział Bryne, potrząsając głową. – Ruszył do walki w przednich szeregach. Być może w przebraniu.

„Dlaczego miałby…” Ale to był Gawyn. Pragnął walczyć. Jednakże przeniknięcie do przednich szeregów armii w przebraniu nie pasowało do niego. Bardziej prawdopodobne było, że zgromadzi kilku wiernych mu ludzi i poprowadzi parę ataków. Ale przekradanie się w wykonaniu Gawyna? Trudno to było sobie wyobrazić.

– Roześlę wieści – powiedziała Elayne. Galad skłonił się, po czym wycofał do swoich obowiązków. – Być może któryś z moich dowódców go widział.

Mat pochylił się nad mapami tak nisko, jak to było możliwe. Potem dał znak i Mika damane otworzyła bramę. Mat mógł Podróżować na szczyt Wzgórza Dashar, by przyjrzeć się bitwie z góry. Jednakże gdy zrobił tak ostatnim razem, przenoszący wroga namierzyli go i zniszczyli szczyt wzgórza. Poza tym ze Wzgórza Dashar nie widać było wszystkiego, co działo się poniżej zachodniej części Wzniesień Polov. Wychylił się poza krawędź bramy, przytrzymując się rękami stołu i przyjrzał się krajobrazowi.