Siły Elayne nad rzeką były spychane ze swych pozycji. Łucznicy musieli przemieścić się na prawą flankę. Dobrze. Krew i krwawe popioły… Te Trolloki miały wsparcie natarcia konnicy. Trzeba powiadomić Egwene, by za rzędami pikinierów ustawiła strzelców.
„Jak wtedy, gdy walczyłem z Sana Ashraf przy wodospadach Pena” – pomyślał Mat. Ciężka jazda, łucznicy na koniach, ciężka jazda, łucznicy na koniach. Jedni po drugich. Taer’ain dhai hochin dieb sene.
Mat nie pamiętał, by kiedykolwiek bitwa tak go pochłonęła. Nawet walka przeciwko Shaido nie była aż tak wciągająca, chociaż Mat nie dowodził w tej bitwie. Walka przeciwko Elbarowi też nie była satysfakcjonująca. Oczywiście, to były starcia na znacznie mniejszą skalę.
Demandred wiedział, co to znaczy hazard. Mat wyczuwał to po ruchach wojsk przeciwnika. Mat grał przeciwko jednemu z największych graczy, którzy kiedykolwiek żyli, a stawką tym razem nie były pieniądze. Rzucali kośćmi o ludzkie życie, a finałową nagrodą było istnienie świata. Krew i krwawe popioły, to ekscytowało Mata. Miał z tego powodu poczucie winy, ale to było tak ekscytujące.
– Lan jest na pozycjach – powiedział, wyprostował się i powrócił do map. – Powiedzcie mu, by zaczynał atak.
Należało zniszczyć armię Trolloków, która przekroczyła koryto rzeki przy ruinach. Mat rozmieścił mieszkańców Ziem Granicznych wokół Wzniesień, by zaatakowali odsłonięte tylne flanki wroga, podczas gdy Tam i jego połączone siły atakowali przednie szyki Trolloków. Tam zabił dużą ich ilość, przed i po zatrzymaniu biegu rzeki. Ta banda Trolloków była bliska była rozbicia a skoordynowany atak z obu stron mógł tego dokonać.
Ludzie Tama byli zmęczeni. Czy wytrzymają do przybycia Lana? Światłości, Mat miał nadzieję, że dadzą radę. Bo jeśli nie…
W drzwiach pojawiła się jakaś ciemna postać. Wysoki mężczyzna z czarnymi, kręconymi włosami, w płaszczu Asha’mana. Miał wyraz twarzy człowieka, który właśnie utracił rękę. Światłości. Te oczy mogłyby odebrać odwagę Trollokowi.
Min, która rozmawiała z Tuon, zakrztusiła się; Logain rzucił jej szczególne spojrzenie. Mat wyprostował się i otrzepał ręce.
– Mam nadzieję, że nie byłeś wyjątkowo nieprzyjemny dla straży, Logain.
– Sploty Powietrza potrzymają jakąś minutę lub dwie – powiedział Logain szorstkim głosem. – Nie sądziłem, że strażnicy pozwolą mi wejść.
Mat spojrzał na Tuon. Zesztywniała niczym dobrze wykrochmalony fartuch. Seanchanie nie ufali kobietom, które potrafiły przenosić, a cóż dopiero komuś takiemu jak Logain.
– Logain – powiedział Mat. – Chcę, byś walczył wraz z ludźmi z Białej Wieży. Sharanie dziesiątkują ich.
Logain nie patrzył na Tuon.
– Logain! – rzekł Mat. – Jeśli nie zauważyłeś, prowadzimy krwawą wojnę.
– To nie jest moja wojna.
– To jest nasza wojna – warknął Mat. – Każdego z nas.
– Stanąłem do walki – powiedział Logain. – I jaką otrzymałem zapłatę? Zapytaj Czerwone Ajah. Powiedzą ci o zapłacie dla mężczyzny, który naruszył Wzór. – Zaśmiał się gorzko. – Wzór domagał się Smoka! Tak więc przybyłem! Zbyt prędko. Odrobinę zbyt szybko.
– Słuchaj – odezwał się Mat, podchodząc do Logaina. – Jesteś wściekły, bo okazało się, że to nie ty jesteś Smokiem Odrodzonym?
– To nie było tak małostkowe – odparł Logain. – Podążyłem za Lordem Smokiem. Pozwoliłem, by zginął. Nie marzyłem o udziale w tej imprezie. Ja i moi ludzie powinniśmy być z nim, a nie walczyć tutaj. Ta bitwa o małe ludzkie życia nie może się równać z tym, co dzieje się pod Shayol Ghul.
– A jednak wiesz, że potrzebujemy cię tutaj – rzekł Mat. – Inaczej już by cię tu nie było.
Logain nie odpowiedział.
– Idź do Egwene – polecił Mat. – Zbierz wszystkich swoich ludzi i spraw, by sharańscy przenoszący byli mocno zajęci.
– A co z Demandredem? – zapytał cicho Logain. – Domaga się spotkania ze Smokiem Odrodzonym. Ma moc tuzina ludzi. Nikt z nas nie zdoła mu się przeciwstawić.
– Ale ty chcesz spróbować, prawda? – odparł Mat. – To dlatego tutaj jesteś. Chcesz, bym wysłał cię do walki z Demandredem.
Logain milczał przez chwilę, po czym skinął głową.
– Demandred nie może spotkać się ze Smokiem Odrodzonym. Będzie miał mnie zamiast niego. Takie… zastąpienie Smoka, jeśli można tak powiedzieć.
„Krew i krwawe popioły… oni wszyscy są szaleni”. Niestety, Mat nie miał zbyt wielu środków w walce przeciw Przeklętemu. Póki co, jego plan obracał się wokół zmuszania Demandreda do odpowiedzi na ataki i koncentrowania jego uwagi na siłach Światłości. Gdyby Demandred zdecydował się na frontalny atak, przenoszenie nie zrobiłoby mu większej krzywdy.
Mat musi znaleźć jakiś sposób poradzenia sobie z tak silnym przeciwnikiem. Usiłował to zrobić. Myślał nad tym przez całą tę cholerną bitwę i nie wpadł na żaden pomysł.
Mat spojrzał poprzez bramę. Elayne znosiła silne ataki wroga. Musiał coś przedsięwziąć. Wysłać tam Seanchan? Stacjonowali na południowym końcu pola, nad brzegami rzeki Erinin. Powstrzymają Demandreda przed rzuceniem wszystkich jego oddziałów do walki przy Wzgórzach. Poza tym, Mat miał pewne plany związane z Seanchanami. Ważne plany.
W ocenie Mata Logain nie miał wielkich szans, by stanąć przeciwko Demandredowi. Ale będzie musiał przeciwstawić się mu w jakiś sposób.
– Możesz z nim walczyć – rzekł Mat. – Zrób to teraz albo poczekaj, aż Demandred nieco straci siły. Światłości, mam nadzieję, że możemy go trochę osłabić. Tak czy siak, pozostawiam to tobie. Wybierz odpowiedni czas i atakuj.
Logain uśmiechnął się i otworzył bramę w środku pokoju. Przeszedł przez nią, trzymając dłoń na rękojeści miecza. Jego duma była godna Smoka Odrodzonego, to pewne. Mat potrząsnął głową. Co by dał, żeby mieć spokój z tymi wszystkimi ludźmi, którzy wysoko nosili głowy. Teraz musiał być jednym z nich, ale to się może zmienić. Musiałby tylko przekonać Tuon, by abdykowała i aby uciekli razem. To nie byłoby proste, ale, na krwawe popioły, teraz walczył w Ostatniej Bitwie. W porównaniu do tego wyzwania przekonanie Tuon do swych planów będzie drobnostką.
– Chwała odważnym – wyszeptała Min. – To jest jeszcze przed nami.
– Niech ktoś zajmie się strażnikami – polecił Mat, wracając do swoich map. – Tuon, będziemy musieli cię przesunąć. To miejsce nigdy nie było bezpieczne i Logain właśnie to udowodnił.
– Umiem sama o siebie zadbać – odparowała Tuon wyniośle.
Zbyt wyniośle. Mat uniósł brew, a ona skinęła głową.
„Naprawdę?” – pomyślał. – „To o to chcesz się spierać?” Nie był pewien, czy szpieg to kupi. Zbyt słaby powód.
Jego plan w odniesieniu do Tuon był podobny do tego, jaki uknuł niegdyś Rand z Perrinem. Jeśli Mat mógłby udawać konflikt z Seanchanami i w ten sposób spowodować, by Tuon wycofała swe wojska, być może Cień zignorowałby ją. Trzeba tylko jakiegoś powodu do konfliktu.
Do pomieszczenia weszło dwóch strażników. Nie, trzech. Jednego łatwo było nie dostrzec. Mat potrząsnął głową, dając znak Tuon – musieli znaleźć jakiś bardziej realistyczny powód do sporu – i z powrotem spojrzał na mapy.
Coś w niewysokim strażniku zaniepokoiło Mata. „Wygląda bardziej jak służący niż jak żołnierz” – pomyślał. Zmusił się, by podnieść wzrok, choć nie powinien pozwalać, by zwykły służący rozpraszał jego uwagę. Tak, człowiek ten stał teraz obok stołu Mata. Niewart, by zwracać na niego uwagę, nawet jeśli właśnie wyciągał nóż.
Nóż.
Mat zatoczył się, a Szary Człowiek zaatakował. Mat ryknął, sięgając po własny nóż, a Mika krzyknęła: