Выбрать главу

„Ach, nie…”

– Ruszaj – powiedział Mellar. Tamten odjechał, a kilku innych fałszywych gwardzistów sformowało się wokół niego. Nieśli chorągiew Elayne, a jeden zaczął krzyczeć:

– Królowa nie żyje! Królowa zginęła!

Mellar obrócił się do Elayne.

– Twoi ludzie nadal walczą. To powinno pomieszać im szyki. Co do ciebie… cóż, najwyraźniej Wielki Władca ma plany wobec twoich dzieci. Kazano mi przywieźć je do Shayol Ghul. Wydaje mi się, że nie musisz być wtedy z nimi. – Zwrócił się do jednego z towarzyszy. – Czy możesz to przeprowadzić?

Tamten ukląkł przy Elayne, a potem przycisnął dłonie do jej brzucha. Wstrząs nagłego strachu wyrwał ją z otępienia. Jej dzieci!

– Jest w dość późnej fazie – powiedział. – Mogę prawdopodobnie utrzymać splotem dzieci przy życiu, jeśli je wytniesz. Trudno będzie zrobić to jak należy. Są jeszcze młode. Mają sześć miesięcy. Ale ze splotami, które mi pokazali Wybrani… tak, chyba utrzymam je przy życiu przez godzinę. Będziesz musiał jednak zabrać je do M’Haela, żeby je wziął do Shayol Ghul. Podróż przez bramę nie potrwa dłużej.

Mellar schował miecz do pochwy i wyciągnął nóż myśliwski zza pasa.

– To mi wystarczy. Wyślemy dzieci, jak sobie tego życzy Wielki Władca. Ale ty, moja królowo… będziesz moja.

Elayne miotała się, ale tamci trzymali ją mocno. Sięgała po saidar raz za razem, ale medalion działał jak widłokorzeń. Mogła równie dobrze próbować objąć saidina, jak sięgać po saidara.

– Nie! – wrzasnęła, gdy Mellar ukląkł przy niej. – NIE!

– Dobrze – rzekł. – Miałem nadzieję, że w końcu będziesz wrzeszczeć.

Nic.

Rand starał się obrócić. Nie miał formy ani kształtu.

Niczego.

Starał się mówić, ale nie miał ust. W końcu zdołał pomyśleć słowa i ujawnić je.

SHAI’TAN, CO TO JEST?

NASZA UMOWA – odrzekł Czarny. – NASZE UZGODNIENIE.

NASZE UZGODNIENIE TO NICOŚĆ? – upominał się Rand.

TAK.

Zrozumiał. Czarny oferował układ. Rand mógł go zaakceptować… Mógł zaakceptować nicość. Oni dwaj toczyli pojedynek o losy świata. Rand parł do pokoju, chwały, miłości. Czarny dążył do czegoś przeciwnego, do bólu i cierpienia.

To była, w pewnym sensie, równowaga między tymi dwoma dążeniami. Czarny zgodził się nie przekuwać koła, żeby zadowolić swoje ponure pragnienia. Nie będzie zniewolenia rodzaju ludzkiego ani świata bez miłości. Nie będzie świata w ogóle.

TO WŁAŚNIE OBIECAŁEŚ ELANOWI – powiedział Rand. – OBIECAŁEŚ MU KONIEC ISTNIENIA.

PROPONUJĘ TO I TOBIE – odrzekł Czarny. – I WSZYSTKIM LUDZIOM. PRAGNIESZ POKOJU. DAJĘ CI GO. POKÓJ PUSTKI TAK CZĘSTO POSZUKIWANY. DAJĘ CI NIC I WSZYSTKO.

Rand nie odrzucił tej propozycji natychmiast. Przyjął ofertę i kołysał ją w myślach. Nigdy więcej bólu. Nigdy więcej cierpienia. Nigdy więcej obciążeń.

Koniec. Czy to nie tego pragnął? Wreszcie droga do końca tych cykli?

NIE – odpowiedział. – KONIEC ISTNIENIA NIE JEST POKOJEM. JUŻ DOKONAŁEM TEGO WYBORU. BĘDZIEMY PRZY TYM TRWAĆ.

Nacisk Czarnego zaczął go znów otaczać, grożąc rozdarciem go na części.

NIE POWTÓRZĘ PROPOZYCJI – rzekł Czarny.

– Nie oczekuję tego – odrzekł Rand, gdy jego ciało powróciło, a nici możliwości zbladły.

Potem zaczął się prawdziwy ból.

Min czekała wraz ze zgromadzonymi wojskami Seanchan. Oficerowie chodzili z latarniami wzdłuż linii, przygotowując żołnierzy. Nie wrócili do Ebou Dar, ale zamiast tego uciekli przez bramy na jakąś szeroką, otwartą równinę, której nie rozpoznała. Rosnące tu drzewa miały jakąś dziwną korę i wielkie, rozłożyste liście. Nie umiała powiedzieć, czy to były prawdziwe drzewa, czy tylko wielkie paprocie. Było to szczególnie trudne z powodu ich usychania. Liście wyrosły, ale teraz więdły, jakby nie widziały wody od wielu tygodni. Min spróbowała wyobrazić sobie, jak wyglądały, kiedy były zdrowe.

Powietrze pachniało inaczej – roślinami, których nie rozpoznawała i wodą morską. Wojska Seanchan czekały w zwartych szykach, gotowe do marszu. Co czwarty żołnierz miał latarnię, chociaż tylko co dziesiąta była teraz zapalona. Przesunięcie tej armii nie mogło być wykonane szybko, mimo korzystania z bram, ale Fortuona miała dostęp do setek damane. Odwrót został przeprowadzony skutecznie, a Min podejrzewała, że powrót na pole bitwy mógł być wykonany szybko.

Gdyby tylko Fortuona zdecydowała się wrócić… Imperatorowa siedziała tej nocy na kolumnie, podniesiona nań w jej palankinie, oświetlona niebieskimi latarniami. Nie był to tron, ale śnieżnobiała kolumna o wysokości około sześciu stóp, wzniesiona na szczycie pagórka. Min siedziała obok kolumny i słyszała nadchodzące doniesienia.

– Ta bitwa nie przebiega dobrze dla Księcia Kruków – powiedział generał Galgan.

Mówił wprost do swoich generałów stojących przed Fortuoną, mogli więc mu odpowiedzieć, nie zwracając się formalnie do Imperatorowej. – Jego prośba o nasz powrót dotarła dopiero teraz. Czekał o wiele za długo z prośbą o naszą pomoc.

– Nie powiedziałbym tego – rzekł Yulan. – Chociaż jednak mądrość Imperatorowej nie ma granic, nie mam zaufania do tego księcia. Mógł zostać wybrany na jej księcia małżonka i był to oczywiście mądry wybór. Okazał się jednak nierozważny w bitwie. Być może jest zbyt spięty wobec rozwoju wydarzeń.

– Jestem pewien, że ma jakiś plan – odpowiedział z powagą Beslan. – Musisz wierzyć Matowi. On wie, co robi.

– Zrobił na mnie wrażenie – powiedział Galgan. – Znaki zdają mu się sprzyjać.

– On przegrywa, kapitanie-generale, ciężko przegrywa – stwierdził Yulan. – A wróżby mogą zmieniać się szybko, tak jak losy jakiegoś narodu.

Min spojrzała zmrużonymi oczami na niskiego kapitana Powietrza. Miał polakierowane ostatnie dwa paznokcie obu dłoni. To on prowadził szturm na Tar Valon, a sukces tego natarcia zyskał mu wielką przychylność w oczach Fortuony. Symbole i znaki wirowały wokół jego głowy, jak wokół głowy Galgana – i Beslana.

„Światłości” – pomyślała Min. – „Czy ja naprawdę zaczynam myśleć o znakach jak Fortuona? Muszę opuścić tych ludzi. Są szaleni”.

– Mam wrażenie, że książę traktuje tę bitwę jak grę – powiedział Yulan. – Chociaż jego pierwsze kroki były udane, potem przesadził. Jak długo może ktoś stać przy stole, grając w dactolk i robiąc mądre miny, kiedy właściwie sprzyjał mu zwykły przypadek? Książę wygrał na początku, ale teraz widzimy, jak niebezpieczne jest takie ryzykowanie.

Yulan obrócił głowę ku Imperatorowej. Jej obstawanie przy swoim było coraz silniejsze, bo nie dała mu powodu, żeby się uciszył. W tej sytuacji była to z jej strony wskazówka, że powinien tak działać dalej.

– Słyszałem… pogłoski o nim – powiedział Galgan.

– Mat to hazardzista, zgoda – odparł Beslan. – Jest w tym jednak niesamowicie dobry. On wygrywa, generale. Powinieneś wrócić i pomóc mu.

Yulan zaprzeczył stanowczym ruchem głowy.

– Imperatorowa, oby żyła wiecznie, ściągnęła nas z pola bitwy nie bez powodu. To, że książę nie mógł obronić swego stanowiska dowodzenia, oznacza, że nie panuje nad bitwą.

Coraz śmielej. Galgan potarł podbródek, a potem spojrzał na kolejną osobę. Min niewiele wiedziała o Tylee. Przy takich spotkaniach milczała. Ta ciemnoskóra kobieta o siwiejących włosach i szerokich ramionach miała w sobie jakąś nieokreśloną siłę. Wiele razy prowadziła swoich ludzi w bitwie. Świadczyły o tym blizny.