Выбрать главу

– Ci z kontynentu walczą lepiej, niż myślałam – odezwała się Tylee. – Walczyłam obok żołnierzy Cauthona. Chyba cię zaskoczę, generale, ale ja też proponuję, żebyśmy ruszyli im z pomocą.

– A czy nie jest w najlepszym interesie Cesarstwa, by to zrobić? – zapytał Yulan.

– Siły Cauthona osłabią Cień, tak jak marsz z Merriloru do Ebou Dar. Możemy kruszyć Trolloki w marszu atakami z powietrza. Naszym celem powinno być zwycięstwo. Być może możemy posłać damane do księcia, by go tu sprowadzić i zapewnić bezpieczeństwo. Walczył dobrze, ale jego siły są, oczywiście, słabsze. Nie ocalimy jego wojsk. Są skazane.

Min zmarszczyła brwi, pochylając się w przód. Jeden z obrazów nad głową Yulana był bardzo dziwny. Łańcuch. Dlaczego on ma nad głową łańcuch?

„Bo jest jeńcem” – pomyślała nagle. – „Światłości, ktoś gra na nim jak na instrumencie”.

Mat bał się szpiega. Min poczuła chłód.

– Imperatorowa, oby żyła wiecznie, podjęła decyzję – powiedział Galgan. – Wracamy. Chyba, że zmieniła zdanie…? – Obrócił się z pytającym wyrazem twarzy.

„Nasz szpieg może być przenoszącym” – zdała sobie sprawę Min, patrząc na Yulana. „Ten człowiek jest pod czyimś Przymusem.”

Przenoszącego? Czarnej Ajah? Sprzymierzeńca Ciemności damane? Władcy Strachu? Szpieg mógł też nosić splot maskujący wedle wszelkiego prawdopodobieństwa..

Jak więc Min mogła dostrzec tego szpiega?

Widzenie. Aes Sedai i inni przenoszący zawsze mieli towarzyszące im widzenia. Czy potrafi dostrzec jakąś wskazówkę? Wiedziała instynktownie, że łańcuch oznacza, iż Yulan jest czyimś jeńcem. Nie był więc prawdziwym szpiegiem, ale marionetką.

Zaczęła się przyglądać innym dostojnikom i generałom. Oczywiście wielu miało nad głowami omeny, bo tego rodzaju ludzie zwykle je mieli. Jak jednak miała wypatrzyć coś niezwykłego? Przebiegła wzrokiem oczekujący tłum i dech jej zaparło, gdy zobaczyła jedną z so’jhin, piegowatą młodą kobietę niosącą nad głową cały szereg obrazów.

Nie rozpoznała tej kobiety. Czy służyła tu przez cały czas? Min była pewna, że zauważyłaby ją wcześniej, gdyby tamta się do niej zbliżyła. Ludzie, którzy nie byli przenoszącymi, Strażnicy albo ta’veren rzadko mieli tak wiele przywiązanych do siebie obrazów. Niedopatrzenie czy zbieg okoliczności, ale nie pomyślała przedtem o przyglądaniu się służącym.

Teraz próba ukrywania faktów była dla niej oczywista. Odwróciła wzrok, żeby nie budzić podejrzeń służącej i rozważała następne posunięcie. Instynkt szeptał, że powinna zaatakować, wyjąć nóż i rzucić. Gdyby ta służąca była Władcą Ciemności – albo, Światłości, jedną z Przeklętych – atak z zaskoczenia mógł być jedyną drogą, aby ją pokonać.

Istniała też jednak możliwość, że kobieta jest niewinna. Min rozważyła to, po czym weszła na swoje krzesło. Niektórzy z Krwi zaszemrali na takie pogwałcenie dobrych manier, ale ich zignorowała. Wstąpiła na poręcz swego krzesła, balansując tam, by zrównać się wzrokiem z Tuon. Pochyliła się.

– Mat prosił nas o powrót – powiedziała cicho Min. – Jak długo chcesz nad tym debatować?

Tuon spojrzała jej w oczy.

– Dopóki mnie nie przekonają, że to najlepsze dla mego Cesarstwa.

– To twój mąż.

– Życie jednego człowieka nie jest warte życia tysięcy – odpowiedziała Tuon, ale wyglądała na prawdziwie zakłopotaną. – Jeśli naprawdę bitwa idzie tak źle, jak mówią zwiadowcy Yulana…

– Mianowałaś mnie Prawdomówczynią. Co to właściwie znaczy?

– Twoim obowiązkiem jest cenzurowanie mnie publicznie, jeżeli robię coś niewłaściwego. Nie masz jednak zbytniego doświadczenia. Najlepiej zrobisz, zachowując milczenie, do czasu aż zapewnię właściwą…

Min zwróciła się do generałów i przyglądającego się tłumu z sercem bijącym gorączkowo.

– Jako Prawdomówczyni Imperatorowej Fortuony mówię wam teraz prawdę. Opuściła ona armię ludzkości i powstrzymała swoje wojska w czasie nagłej potrzeby. Jej duma spowoduje zagładę wszystkich ludzi, wszędzie.

Członkowie Krwi słuchali oszołomieni.

– To nie takie proste, młoda damo – zabrał głos generał Galgan. Ze spojrzeń, jakimi go obrzucono, można było zrozumieć, że nie ma on prawa zaprzeczać Prawdomówczyni. Brnął jednak dalej: – Sytuacja jest skomplikowana.

– Wyraziłabym lepiej swoje odczucia – powiedziała Min – gdybym nie wiedziała, że jest między nami szpieg Cienia.

Piegowata so’jhin spojrzała na nią ostro.

„Mam cię” – pomyślała Min, a potem wskazała generała Yulana.

– Abaldar Yulan, demaskuję cię! Widzę omeny, które dowodzą, że nie działasz w interesie Cesarstwa!

Kobieta szpieg odprężyła się, a Min złowiła na jej ustach cień uśmiechu. To wystarczyło. Kiedy Yulan protestował głośno przeciw oskarżeniu, Min wsunęła nóż do ręki i cisnęła go w kobietę.

Obracał się locie – ale tuż przed uderzeniem zatrzymał się i zawisł w powietrzu.

Pobliskim damane i sul’dam zaparło dech w piersiach. Kobieta posłała Min pełne nienawiści spojrzenie, a potem otworzyła bramę i rzuciła się w nią. Sploty wystrzeliły za nią, ale zniknęła, zanim większość uczestników spotkania zdała sobie sprawę, co się dzieje.

– Przykro mi, generale Yulan – oświadczyła Min – ale jesteś ofiarą nieodpartego Przymusu. Fortuono, to przecież oczywiste, że Cień robi, co może, by nas powstrzymać przed tą bitwą. Czy wiedząc o tym, nadal utrzymasz kurs niezdecydowania?

Spojrzała w oczy Tuon.

– Całkiem nieźle rozegrałaś tę grę – wyszeptała Tuon lodowato. – I pomyśleć, że martwiłam się o twoje bezpieczeństwo, sprowadzając cię na mój dwór. Wygląda na to, że powinnam raczej martwić się o swoje. – Tuon westchnęła. – Przypuszczam, że dasz mi szansę… a może nawet mandat… do zrobienia tego, co wybrałoby moje serce, choćby nie było to mądre. – Wstała. – Generale Galganie, zbierz swe wojska. Wracamy na Pola Merrilora.

Egwene splotła Ziemię i zniszczyła głazy, za którymi ukryli się Sharanie. Inne Aes Sedai uderzyły natychmiast, ciskając sploty przez trzaskające powietrze. Sharanie zginęli wśród ognia, błyskawic i wybuchów.

Ta strona Wzniesień była tak zawalona gruzem i poprzecinana okopami, że wyglądała jak pozostałości miasta nawiedzonego straszliwym trzęsieniem ziemi. Była wciąż noc, a oni walczyli… Światłości, jak długo to trwa, odkąd zginął Gawyn? Wiele godzin.

Egwene podwoiła wysiłki, nie pozwalając, by myśl o nim ją osłabiła. Przez te godziny jej Aes Sedai i Sharanie walczyli na obie strony na zachodnim zboczu Wzniesień. Egwene powoli spychała tamtych na wschód.

Czasami strona Egwene zdawała się wygrywać, ale później coraz więcej Aes Sedai padało wskutek wyczerpania albo Jedynej Mocy.

Inna grupa przenoszących zbliżała się wśród dymu, kierując się Jedyną Mocą. Egwene raczej wyczuwała ich, niż widziała.

– Odbijajcie ich sploty! – krzyknęła, stając na czele. – Ja będę atakować, wy brońcie!

Inne kobiety podchwyciły wołanie, przekazując je wzdłuż linii bojowej. Nie walczyły już dłużej w samotnych oddziałkach; wszystkie Ajah ustawiły się po obu stronach Egwene, ze skupieniem widocznym na wiecznie młodych twarzach. Strażnicy stali przed nimi; użycie swych ciałami do ochrony przed splotami było jedyną osłoną, jaką mogli zapewnić.

Egwene wyczuła, że Leilwin zbliża się od tyłu. Nowa Strażniczka traktowała poważnie swoje obowiązki. Seanchanka walcząca jako jej Strażniczka w Ostatniej Bitwie? Dlaczego nie? Świat rozplatał się sam w sobie. Dowodziły tego pęknięcia wokół nóg Egwene. Nie słabły, jak tamte dawniejsze – ciemność pozostawała. Zbyt wielu użyto tu ognia stosu.