Mat odetchnął z ulgą.
– Na krwawe popioły, Jastrzębie Skrzydło! A ty nie musiałeś tak długo trzymać mnie w niepewności, ty cholerny kozolubny draniu! Walczycie więc po naszej stronie?
– To oczywiste, że walczymy po stronie Światłości. Nigdy nie wsparlibyśmy Cienia.
– Ale mówiono mi…
– A więc źle ci mówiono – oświadczył Jastrzębie Skrzydło.
– A poza tym – dodał Hend ze śmiechem – gdyby to ta druga strona nas wezwała, dawno bylibyście już martwi!
– Ja już byłem martwy – rzekł Mat, pocierając bliznę na szyi. – Skończyłem na tamtym drzewie…
– Nie na drzewie, Graczu – odparł Jastrzębie Skrzydło. – Umarłeś innym razem, choć tego nie pamiętasz. Ale i tak w obu przypadkach uratował cię Lews Therin.
– Nie zapominaj o nim – wtrąciła Amaresu. – Widziałam, jak mruczysz do siebie, żeś oszalał, i zapominasz, że każdy oddech i każdy krok na swojej drodze zawdzięczasz wyłącznie jego pobłażliwości. Twoje życie jest darem Smoka Odrodzonego, Graczu. Dwukrotnym darem.
Na krew i krwawe popioły, nawet martwe kobiety traktowały go tak samo jak Nynaeve. Gdzie one się tego uczą? Mają jakieś tajne szkolenia?
Jastrzębie Skrzydło wskazał ruchem głowy na coś niedaleko od nich – sztandar Randa, który Dannil wciąż trzymał wysoko w górze.
– Przybyliśmy, by zgromadzić się pod tym sztandarem. To z jego przyczyny będziemy walczyć dla was, Graczu, a także dlatego, że przewodzi wam Smok, choć czyni to z oddali. Tyle nam wystarczy.
– Cóż – stwierdził Mat, patrząc na sztandar. – W takim razie, skoro już tu jesteście, możecie dokończyć bitwę, a ja mogę spokojnie wycofać swoich ludzi.
Jastrzębie Skrzydło wybuchnął śmiechem.
– Uważasz, że nasza setka wystarczy do rozstrzygnięcia całej bitwy?
– Jesteście w końcu przeklętymi bohaterami Rogu – odparł Mat. – Tym się zajmujecie, prawda?
– Można nas pokonać – zauważyła piękna Blaes z Matuchin, podjeżdżając z boku do Jastrzębiego Skrzydła. Tuon nie będzie się chyba wściekać, jeśli on rzuci okiem na bohatera? W końcu bohaterowie po to są, żeby się na nich gapić. – Gdyby ktoś z nas został poważnie ranny, będzie się musiał wycofać, by odzyskać siły w Świecie Snów.
– Cień dobrze wie, jak nas unieszkodliwić – dodał Hend. – Wystarczy nas dobrze spętać, a nie zdołamy przyłączyć się do bitwy. Nie ma znaczenia, czy ktoś jest nieśmiertelny czy nie, skoro nie jest w stanie się poruszyć.
– Potrafimy się bić – rzekł Jastrzębie Skrzydło – i użyczymy wam naszej siły. Ale to nie tylko nasza wojna. Jesteśmy ledwie jednym z jej wielu elementów.
– To cholernie cudownie – odparł Mat. Dźwięk Rogu nadal niósł się w oddali. – Powiedz mi w takim razie jeszcze jedno: skoro to nie ja w niego zadąłem i nie zrobił tego Cień… to w takim razie kto?
Grube pazury Trolloka rozorały ramię Olvera, on jednak nie przestawał dąć w Róg, płacząc i zaciskając mocno powieki, wciśnięty w ciasną, skalną rozpadlinę.
„Wybacz mi, Mat” – pomyślał, gdy czarna włochata łapa sięgnęła do Rogu, usiłując go pochwycić. Inna złapała go za ramię, wbijając mu pazury w ciało tak głęboko, że aż pociekła krew.
Wyrwano mu Róg.
„Wybacz!”
Trollok mocnym szarpnięciem uniósł Olvera do góry.
Po czym go upuścił.
Oszołomiony Olver potoczył się po ziemi, a potem niemal podskoczył, kiedy Róg nagle upadł mu na kolana. Chwycił go i zamrugał, by powstrzymać łzy.
Nad nim kłębiły się ciemne postacie, słychać było jęki i stękanie. Co się działo? Olver ostrożnie uniósł głowę i ujrzał, że ktoś stoi nad nim okrakiem. Postać walczyła z kilkunastoma Trollokami naraz i poruszając się z nieprawdopodobną szybkością, wywijała w obronie chłopca długą laską.
Olver przez krótką chwilę dostrzegł jej twarz i aż zaparło mu dech w piersi z wrażenia.
– Noal?
Noal wymierzył cios w ramię Trolloka, zmuszając go do cofnięcia się i zerknął na Olvera z uśmiechem. Chociaż nadal wydawał się stary, to dawne znużenie znikło z jego spojrzenia, jak gdyby zdjęto mu z ramion jakieś ogromne brzemię. Nieopodal stał biały koń ze złotym siodłem i uprzężą, najwspanialsze zwierzę, jakie Olver kiedykolwiek widział.
– Noal, powiedzieli mi, że zginąłeś! – zawołał.
– Bo tak było – odparł Noal i roześmiał się. – Ale Wzór jeszcze ze mną nie skończył, synu. A teraz zagraj jeszcze raz! Graj na nim z dumą, Dmący w Róg!
Olver dął więc w Róg, podczas gdy Noal walczył z Trollokami otaczającymi chłopca ciasnym kręgiem. Noal. Noal był jednym z bohaterów Rogu!
Tętent galopujących koni wkrótce oznajmił przybycie pozostałych, którzy zjawili się, by ratować Olvera przed Pomiotem Cienia!
Chłopiec poczuł nagle ciepłe uczucie w sercu. Stracił już tylu bliskich, ale jeden z nich… jeden… powrócił, by go ocalić.
40
Wilczy brat.
Oszołomieni porywacze Elayne wpatrywali się w Birgitte, więc Elayne wykorzystała okazję i przetoczyła się na bok, niezgrabnie dźwigając się na kolana. To prawda, że brzuch utrudniał jej ruchy, ale przecież wciąż potrafiła o siebie zadbać. Medalion, którym Mellar ją unieszkodliwił, zsunął się na ziemię i poczuła ciepło saidara, do którego znów mogła swobodnie sięgnąć. Zaczerpnęła Moc i otoczyła brzuch rękami.
Dzieci poruszyły się w jej łonie. Elayne utkała splot Powietrza i odrzuciła napastników do tyłu. Tymczasem jej rozproszonym gwardzistom udało się zebrać i przebić przez ludzi Mellara. Na widok Birgitte część z nich zatrzymała się niepewnie.
– Walczcie dalej, wy kozie córki i syny! – wrzasnęła Birgitte, posyłając w najemników strzałę za strzałą. – Może i nie żyję, ale nadal, do cholery, jestem waszym dowódcą i macie słuchać moich rozkazów!
To wystarczyło, by rzucili się do walki. Podnosząca się mgła zwijała się w pasma, przesłaniając widok na pole bitwy. Wydawała się lekko lśnić w ciemności. Nie trzeba było wiele czasu, by przenoszenie Elayne, łuk Birgitte i miecze gwardzistów rozprawiły się ostatecznie z resztą Sprzymierzeńców Ciemności i najemników Mellara.
Birgitte ustrzeliła jeszcze sześciu, którzy rzucili się do ucieczki.
– Birgitte – rzekła Elayne ze łzami w oczach – tak mi przykro.
– Przykro? – Birgitte spojrzał na nią zdumiona. – Przykro? Elayne, nad czym tu płakać? Wszystko wróciło! Odzyskałam pamięć! – Roześmiała się. – Czuję się cudownie! Nie mam pojęcia, jak zdołałaś ze mną wytrzymać przez ostatnie tygodnie. Marudziłam bardziej niż dziecko, które zepsuło swój ulubiony łuk.
– Ja… Och, Światłości. – Elayne czuła w głębi serca, że jednak straciła Strażnika i przeszył ją nieracjonalny ból, towarzyszący zerwaniu więzów. Nie miało wcale znaczenia to, że Birgitte stała tuż przy niej. – Może powinnam znowu cię związać?
– To nie zadziała – odparła Birgitte, machnąwszy lekceważąco ręką. – Jesteś ranna?
– Zraniono tylko moją dumę.
– Masz szczęście, szczególnie w tym, że ktoś akurat teraz zadął w Róg.
Elayne skinęła głową.
– Dołączę do pozostałych bohaterów – oznajmiła Birgitte – a ty zostań tu i odpocznij.
– A niech to Światłość! – wycedziła Elayne, dźwigając się na nogi. – Nie ma mowy, żebym się teraz do cholery wycofała. Dzieci mają się dobrze. Jadę z tobą.
– Elayne…
– Moi żołnierze sądzą, że nie żyję, nasze szyki się załamują, a ludzie giną. Muszą mnie zobaczyć, uwierzyć, że jest jeszcze nadzieja. Nie będą wiedzieli, co oznacza ta mgła. Jeżeli kiedykolwiek potrzebowali królowej, to to jest właśnie ta chwila. Nic prócz samego Czarnego nie zdoła mnie teraz powstrzymać przed powrotem.